13 paź 2019

Special Chapter: 2

(Suzanne)

Kiedyś złapałam się na tym, że śledziłam Justina. Może nie tak dosłownie - nie czekałam pod jego biurem z kominiarką nasuniętą na twarz, nie robiłam zdjęć, gdy wsiadał do auta i nie czytałam jego maili, włamując się na jego pocztę za pomocą hakerskiego programu. Śledziłam jego humor, odzywki, to, jak reaguje na niektóre rzeczy i wszystko skrupulatnie odnotowywałam, by wybadać jego nastrój. Z początku uznałam to za szaleństwo. W końcu to mój mąż! Kto mógłby znać go lepiej niż ja? Ale potem dotarło do mnie, że prawie wcale go nie znam.
Z początku zachowywał się całkiem normalnie. Za definicję tego słowa uznawałam wszystkie te zachowania, które każdy o zdrowych zmysłach w małżeństwie wykonywałby automatycznie: całus na dobranoc i dzień dobry, uśmiechanie się do siebie w lustrze podczas mycia zębów i pójście raz na jakiś czas do kina. Lecz potem, jakby za dotknięciem zaczarowanej różdżki, wszystko to uległo zmianie, a może inaczej - przybrało na sile. Z dnia na dzień Justin stał się bardziej opiekuńczy i jakby mocniej we mnie zakochany. Zostawiał miłe liściki z samego rana, przysyłał mi kwiaty do pracy, kupował spontaniczne prezenty, a nawet próbował gotować, kiedy wracałam do domu po ciężkim dniu... Oczywiście, każda inna kobieta skakałaby pod sufit z tej euforii, że ma takiego męża. I oczywiście, ja też to robiłam. Przez ten pierwszy okres byłam chyba najszczęśliwsza pod słońcem. Czułam się niezwykle doceniana i uwielbiana. Ale gdy dostrzegłam, że on nie oczekuje i nawet nie dostaje niczego w zamian, a mimo wszystko nadal jakby mi coś wynagradza, nabrałam podejrzeń.
I wtedy dowiedziałam się, że mnie zdradza.
To był zupełny przypadek, przynajmniej tak to sobie tłumaczę. Nie mogę powiedzieć, że Justin wychodził do innego pomieszczenia z telefonem czy był nieobecny myślami. Nie, coś takiego się nie zdarzyło. Był mi oddany całkowicie, każdą wolną chwilę poświęcał mi. Wpadł przez własną głupotę, być może idiotyzm. Oto, jaki jest głupi. Po powrocie z jednego spotkania pracowniczego, które odbywało się w niebiańsko pięknym ogrodzie na szczycie jednego z nowojorskich budynków, Justin dał mi swój telefon, bym mogła obejrzeć zdjęcia. Nic takiego, prawda? Sama chciałam zobaczyć, jak tam było, a on od razu się zgodził, sam wybierając pierwszą fotkę i mówiąc, bym przesuwała w prawo. Nie zrobiłam nic innego, lecz przez przypadek przesunęłam palcem w górę i na ekranie pojawiła się cała galeria zdjęć. Wtedy ją zobaczyłam. Nicole, jego... sama wtedy nie wiedziałam, asystentkę? Zwykłą pracownicę? W samej bieliźnie, leżącą na łóżku i robiącą sobie zdjęcia w lustrze na przeciwko. Oczywiście, to nie potwierdzało tego, że mój mąż mnie zdradza, lecz w odbiciu lustra był również Justin, siedzący na łóżku z tyłu i trzymający Nicole za tyłek. Szybko wróciłam do zdjęć z ogrodu i oddałam mu telefon, ale ten obraz jest ze mną po dziś dzień. Nie wiem, czy Justin nie domyślił się nigdy, że mogłam to zobaczyć, ale nie odczułam nawet, że jest choć troszkę zdenerwowany moim trzymaniem jego telefonu.
Najbardziej zaskoczył mnie mój spokój i opanowanie, gdy to do mnie dotarło. Chciałam wierzyć i wierzyłam do pewnego stopnia, że Justin nie jest zdolny do zdrady. Szczególnie po tych całych zachowaniach, jakie mi sprzedawał. Kwiatki, cukierki, czułe słówka do potęgi entej. Wierzyłam i nadal wierzę, że mnie kocha, szkoda tylko, że był na tyle głupi, by o tym zapomnieć. Nie wiedziałam, jak mu to wszystko wygarnąć. Z początku chciałam się z nim kłócić.
Ale potem zaczęłam się nim bawić.
Uznałam za szaleństwo rozwód, rozbijanie rodziny i cierpienie dzieci. Po części pomyślałam, że Nicole właśnie tego chce, by mieć Justina na własność. Było mi cholernie przykro, ale starałam się myśleć racjonalnie. I najbardziej odpowiednią kwestią było zniszczenie Nicole. Najpierw chciałam zwyczajnie ją zabić, jednak to nie trzymało się słowa racjonalne. Mogłam ją zniszczyć inaczej.
A mogło się zacząć od jednego, prostego faktu: kupna jego firmy. Starałam się o to już jakiś czas i odkąd tylko budżet wynikający z rozrastania się Sunrise na inne stany pozwolił mi na ten krok, nie wahałam się ani chwili. Wiedziałam, że Justin się ucieszy, bo to oznacza, że będzie miał większy wgląd w politykę firmy niż wcześniej. W końcu jesteśmy małżeństwem, wspieramy się, razem rozwiązujemy problemy i takie tam.
Teraz, kiedy Justin wyjeżdża, by pobawić się pistoletem, będę miała szerokie pole do popisu i choć kompletnie się na tym nie znam i tak naprawdę gówno wiem o czymś, w czym on siedzi od kilku lat, to wiem, że zrobię wszystko, by wywalić tę dziewczynę i dopilnować, by gorzko wszystkiego pożałowała. Być może moje myślenie jest małostkowe, może postępuję zbyt łagodnie w obliczu całej sytuacji, ale chcę tak postępować. Chcę, żeby w ten sposób oboje pożałowali, a Justin, żeby uświadomił sobie, co może stracić. Szczególnie, jeśli w grę wchodzą dzieci. Będę robić swoje i czekać, aż poukładany domek z kart z napisem ZDRADA zacznie się powoli sypać.

Nieśmiało wsuwam głowę w przestrzeń pomiędzy framugą a drzwiami garderoby, starając się, by nie narobić hałasu. Justin bierze z półki kolejną już białą koszulkę i wkłada ją do torby podróżnej. Przez ograniczenie bagażowe obiecałam, że doślę mu paczką resztę potrzebnych ubrań.
Wkradam się do środka i na palcach zachodzę go od tyłu. Nieco podskakuje, kiedy podchodzę do niego i przytulam jego plecy, muskając delikatnym pocałunkiem jego ramię ukryte za szarą bluzą. To absolutnie niesamowite, że ze świadomością, co zrobił, nadal go kocham i będę za nim tęsknić. Czuję przewagę, że to ja z nim teraz jestem, ja usypiam obok niego każdej nocy i to ja mam z nim dzieci.
Poza tym, kiedy za niego wychodziłam, jeszcze zanim postawiłam nogę na usłanej różami leśnej ścieżce - tak, leśnej, bo chciałam poczuć się jak jakaś pieprzona rusałka z książek - przysięgłam sobie, że nie będę nigdy starą, zgryźliwą zołzą. Nie będę tresować Justina, nie będę od niego wymagać nie wiadomo jakich cudów i nie będę się dziwić, jeśli zrobi coś złego, jeśli przedtem sama dam mu na to pozwolenie. Obiecałam sobie, że nie będę dawać mu pozwolenia. Ale też nie będę się z nim kłócić. Chciałam być tą super laską, o której będzie opowiadał kumplom i której nie będzie zdradzać z koleżankami z pracy. Seksowną, piękną i inteligentną laską, z którą obejrzy mecz i będzie uprawiał seks na blacie kuchennym. Od czasu do czasu obejrzę z nim mecz i pozwalam, aby uprawiał ze mną seks prawie każdego dnia, i to nie tak, że mnie to nie zadowala, bo zadowala, więc dwie strony są jak najbardziej usatysfakcjonowane. Bardzo mnie zirytowało, że w nas świat weszła Nicole. Dlatego będę go z tego świata usuwać. A kiedy Justin będzie poza dostępem do firmy, rozbuduję swoją pozycję w taki sposób, że on sam nie wróci na piedestał. Bynajmniej nie tak szybko, żeby wszystko popamiętał.
- Dzieci śpią? - pyta czule Justin, zerkając na mnie przez ramię.
- Tak - wzdycham i staję naprzeciwko. - Pomóc ci z czymś jeszcze?
- Nie, kochanie. I tak już wystarczająco mi pomogłaś.
Odwracam od niego wzrok, szukając czegoś, na czym mogłabym go skupić, by nie pozwolić łzom napłynąć do oczu. Okej, będę za nim przeraźliwie tęsknić.
- O której masz samolot? - zadaję pytanie, chociaż doskonale znam odpowiedź. Sama potwierdzałam rezerwację biletów.
- O szóstej trzydzieści. Nie będzie mnie tylko pół roku - mówi, co ma być pocieszeniem. Wyciąga do mnie dłoń i przyciąga mnie mocno do siebie, przez co o mało się nie przewracam. - Jesteś piękna - szepce, podnosząc do góry mój podbródek.
- Ty też. Choć jesteś też głupi - mrużę oczy, opierając nadgarstki o jego tors. Nie wiem, czy mam na myśli to, że wtedy dał mi telefon, czy w ogóle ten cały wyjazd. - Dlaczego się zgodziłeś?
- Już to przerabialiśmy - kręci głową. - Musiałem, to przymusowy nakaz. Coś, czego nie zrobiłem wcześniej. Nic się nie stanie, z tego, co się dowiadywałem, mamy być tylko w namiotach...
- Justin, to jest Iran. Nie wiesz, czy nic się nie stanie - przełykam ślinę. Znowu czuję te łzy. Suzanne, weź się ogarnij!
Justin nachyla się nade mną i całuje mnie mocno, lecz krótko. Prawie tracę oddech. Jakoś gdzieś tam we mnie czuję, że całuje mnie znacznie lepiej niż całował ją.
- Najpierw mamy mieć szkolenie w Waszyngtonie. Nie wiadomo, czy w ogóle pojadę do Iranu - wywraca oczami. - Wrócę, Suzanne. Obiecuję. - Oznajmia poważnie i szybkim ruchem podsadza mnie w górę, bym mogła opleść go nogami. - Chcę się z tobą kochać.
Triumfuję wewnątrz siebie. Nie zdążę nic odpowiedzieć. Jego ponowny pocałunek przyprawia mnie o szybsze bicie serca. Obejmuję jego twarz dłońmi i pozwalam mu, by po raz ostatni przed wyjazdem kochał się ze swoją żoną.

- Kotku, chodź, musimy się już zbierać - szepce Justin do mojego ucha, gdy kończę malować swoje rzęsy przed lustrem w łazience. Nachyla się niżej i daje całusa w moje odsłonięte ramię.
Czuję ukłucie bólu, czując ten drobny, ale jakże wymowny gest.
- Chcę odwlec jak mogę nasze pożegnanie.
W momencie, kiedy Justin wzdycha i chce obrócić krzesło przodem do niego, by mnie pocałować, do łazienki wbiega Jaxon. Jest ubrany w piżamę i przytula się do swojego ojca, obejmując go w pasie.
- Nie chciałeś się z nami pożegnać? - pyta, unosząc na niego spojrzenie.
Wyciągam do niego dłoń, mierzwiąc mu włosy.
- Chcieliśmy was obudzić przed wyjściem - mówię za Justina, który przytula mocno Jaxona. - Tata nie wyjechałby bez pożegnania.
Następne kilka minut jest niesamowicie bolesne. Justin po kolei żegna się z Jaxonem, Noe, po czym idzie do pokoju, w którym śpi Jay i daje mu buziaka w czoło. Tego ostatniego już nie wytrzymuję. Muszę wyjść na korytarz, by się nie rozpłakać.
Ethan żegna się z Justinem po męsku, zwykłym uściskiem ręki, jakby bał się wykonać jakiś większy krok i na przykład go przytulić. Mówię, że niedługo wrócę i żeby się rozgościł, pilnując dzieci, po czym pomagam Justinowi wpakować walizki do bagażnika Lamborghini. Po tylu latach użytkowania wyszły nowsze modele, ale nie zgodziłam się, by Justin mi je kupował, choć bardzo chciał (między czekoladkami i kwiatkami na przeprosiny za zdradę). W tym samochodzie czuję się niebiańsko.
Nasze pożegnanie jest najgorsze. Przez całą drogę Justin trzyma dłoń albo na moim udzie, albo na mojej dłoni, kiedy zmieniam biegi. Mało się odzywa. Nie wiem, czy myśli o mnie, czy o Nicole i nie wiem, kiedy pozbędę się tego uczucia. Może dopiero wtedy, kiedy pozbędę się na dobre jej.
Zachowujemy się, jakby kłębiła się nad nami jakaś czarna chmura. Powietrze jest ciężkie, wokół jest niesamowicie duszno. Robię wszystko, by nie rozryczeć się w rękaw jego bluzy, gdy trzyma mnie w ramionach przed przekroczeniem bramek. W tej chwili myślę, że lepiej by było, jakby został i wszystko ze mną wyjaśnił. Kłótnia byłaby lepsza niż nasza rozłąka. Nie mogę uwierzyć, że jutro obudzę się bez niego obok siebie i świat jakoś mi się wali, gdy sobie pomyślę, że mam tak spędzić najbliższe pół roku. Ten facet wywrócił moje całe życie do góry nogami, kocham go i mam zamiar walczyć o to, co jest między nami. Czuję to szczególnie, kiedy po raz ostatni mnie całuje, a mnie miękną nogi.
Łzy zaczynają mi lecieć dopiero na parkingu, gdy zamykam się w samochodzie. Nie chciałam patrzeć, jak jego samolot startuje. Czekanie na ten moment byłoby wykańczające.
Po powrocie z lotniska od razu idę do kuchni z zamiarem przygotowania śniadania dzieciom. Adres jednostki Justina wieszam na lodówce obok listy zakupów, które mam zrealizować dziś po pracy. Wciągam policzki do środka, usiłując nie rozryczeć się nad pokrojonymi kromkami chleba. Przecież Justin wróci. Obiecał, że wróci, a to tylko pół roku. Automatycznie spoglądam na kalendarz i kręcę z niedowierzaniem głową. To przecież wieczność.
Wieczność, która pozwoli mi realizować mój plan. I wtedy pół roku samo zleci.
Kładę przed Jaxonem i Noe kanapki, a Jaya podnoszę z maty leżącej przy komodzie i zaczynam go karmić piersią. Wzdycham głęboko, zerkając ukradkiem na wyświetlacz komórki i widząc SMS od Justina.

Kocham Was bardzo i już tęsknię. -J

Mimowolnie się uśmiecham. Czuję się zadziwiająco dobrze, czytając tę wiadomość. Kocha i tęskni. Trochę żałuję, że nie powiedziałam mu o tym, że o wszystkim wiem, ale łatwiej mi było żegnać go w zgodzie, niż jakbyśmy mieli nieustannie się kłócić, walczyć ze sobą, rzucać papierami rozwodowymi schowanymi w mojej szufladzie i podawać sobie nawzajem walizki, a wszystkiemu przypatrywałyby się dzieci. Kompletny bezsens, nie chciałam tego. A Justin, ten naiwny Justin, mi tego nie dał.
Zastanawiałam się, w jaki sposób się z nią pożegna i zastanawianie się nad tym nie dało mi spokoju, więc wynajęłam detektywa. Okej, może nie był to detektyw z krwi i kości, ale wydał mi się najbardziej odpowiednią osobą. W końcu wszędzie z nim jeździł.
Ethan powiedział mi, że w trakcie pracy Justin chciał pojechać do niedalekiej kawiarni, gdzie czekała na niego Nicole. Rzecz jasna, nie powiedziałam Ethanowi, że jego pracodawca zapomniał już, jak wygląda cipka jego żony i musi wkładać penisa gdzie indziej, ale ten nawet mnie o to nie pytał. Powiedział, że "pan Bieber około dwudziestu sześciu minut rozmawiał z panną Nicole, siedząc na przeciwko siebie i popijając kawę. Później wstał i pocałował ją w policzek, a ona odprowadziła go wzrokiem, rzewnie płacząc". Czy się zawiodłam? Niekoniecznie, odetchnęłam z ulgą. Myślałam, że pojedzie z nią do motelu, do domu, gdziekolwiek i tam ją przerżnie, ale postanowił rozegrać to inaczej. Szczerze, cieszy mnie taki stan rzeczy, być może to ona uwodzi jego, a nie on ją. Oczywiście sama nie kazała mu kłaść łapy na swoim tyłku i pozować, ale może to był jednorazowy wyskok.
O raz za dużo, ale da się to załatwić, szczególnie teraz, kiedy będę się nią bawić jak szmacianą lalką.
- Suzanne - słyszę nad sobą i lekko się wzdrygam. Przez całe poranne zamieszanie z Justinem zapomniałam już, że Britney tu nocuje, kolejny raz z rzędu. Schodzi po schodach w pełnym ubiorze, trzymając ramię torby. - Wracam dziś do Gary'ego.
Krzywię się na dźwięk tego imienia i prostuję, patrząc mimowolnie na Jaya, który przestał ssać moją lewą brodawkę.
- Żadne moje słowa nie powstrzymają cię przed popełnianiem tego błędu - wzruszam ramionami, starając się, by mój głos był jak najbardziej spokojny. - Ale znasz moje zdanie na ten temat.
- Znam - Britney wywraca oczami, podchodząc bliżej mnie. Limo pod prawym okiem prawie całkowicie zniknęło i moja przyjaciółka nie potrzebuje już tak mocnego makijażu.
Pomimo tego, że Gary ją bije, bycie z nim jest dla niej kompletnie oczywiste. Nie mogę się nadziwić temu zachowaniu, a jeszcze bardziej nie mogę znieść myśli, że sama kiedyś byłam w takiej pułapce z Justinem. I choć stworzyliśmy później udany związek (okej, prawie, bo jest z nami teraz Nicole), to nie mogę uwierzyć, że dałam się mu tak zmanipulować. Nie ufam Gary'emu i temu, że niby się zmieni. Justin raz mnie popchnął, a Gary znęca się nad Britney od kilku miesięcy.
Lista rzeczy do zrobienia: pozbyć się Gary'ego. Zaraz po tym, jak usunę już Nicole.


No cześć! Co tam u Was? Ja pozdrawiam Was z jeszcze ciepłych, październikowych Włoch, w których obecnie studiuję!
Nie będę się jakoś niesamowicie rozpisywać. Trochę zajęło mi wzięcie się za SC2 i nie wiem, ile zajmie mi napisanie SC3, ale cieszę się, że wciąż ze mną jesteście, co obserwuję po statystykach. DZIĘKUJĘ!

Ściskam!
x W