Trzęsę się cała ze zdenerwowania. Po schodach idzie się dosyć spokojnie, ale i tak się boję, że zaraz się pode mną załamią. Są przezroczyste, więc widzę przez nie podłogę na dole. To jeszcze bardziej pogłębia mój strach. Jaxon piszczy raz jeszcze, więc już nie zwracam uwagi na to, czy idę bezpiecznie. Teraz biegnę.
Jezu. To jakiś szeroki korytarz, który sam mógłby uchodzić za pokój. Po lewej stronie ciągnie się barierka ściana, która skręca jeszcze w lewo, więc to, co teraz widzę, to nie jedyny korytarz. Ściany są białe, gdzieniegdzie wiszą obrazy przedstawiające krajobrazy różnych miast. Gdzie jest Jaxon?
- Jaxon? - wołam, a chłopiec odpowiada mi z sąsiedniego pokoju.
Drzwi są zamknięte, a klamka błyszczy się w świetle padającym z okna na przeciwko mnie. Nie, zaraz, to nie okno, tylko balkon. Widzę, że jest ogromny, stoi na nim stół, krzesła i duża huśtawka. Tyle dostrzegam przez gładką, na wpół zasuniętą zasłonę.
Uchylam drzwi. To chyba pokój Jaxona. Drugi, a raczej - jak sam wspomniał - pierwszy. Wewnątrz jest jasno. Białe ściany, na jednej z nich fototapeta z bohaterami jakiejś bajki. Nie za bardzo wiem jakiej, ale dwa misie machają do mnie przyjaźnie, stojąc na skraju lasu. Pod fototapetą stoi wąskie łóżko. W sam raz na taką małą osóbkę. Na przeciwko łóżka znajduje się szafa. Wszystko w tym pokoju jest dopasowane, poukładane i czyste. Aż nie mogę uwierzyć, że to pokój dziecka.
- Jaxo? - podchodzę do niego. Kuca przy łóżku i patrzy na swoje dłonie. Lewa krwawi. - Mój Boże, co ci się stało?
- Zaczęła lecieć - mówi i słyszę w jego głosie płacz. Wyciągam do niego ręce i podnoszę go do góry. Jezu, waży więcej, niż mogłabym przypuszczać, ale w końcu ma przecież pięć lat. Wzdycham głęboko.
Idę powoli po schodach, patrząc pod nogi, bo jeden mój błąd i leżę połamana z Jaxonem na dole. Szkoda, że nie miałam okazji zajrzeć do innych pomieszczeń. A co, jeśli mają tam kamery, żeby mnie szpiegować? W końcu złamałam jeden punkt umowy. Cholera. Na samą myśl się rumienię. Nie wiem, czy było warto, bo przecież niczego w sumie nie zobaczyłam.
Słyszę, jak ktoś parkuje na podjeździe. Kto to, u licha? A ja jestem na górze. Chryste! Przyspieszam kroku, a Jaxon kładzie dłonie na moim karku. Będę cała we krwi, ale nie interesuje mnie to. Jeśli człowiek, który tu zaraz wejdzie, ma klucze, to musi być to albo Justin, albo Jasmine, albo ta wredna baba Smith. Jak ona ma na imię? Elizabeth? Coś koło tego.
Wchodzę do kuchni.
- Gdzie macie apteczkę? - pytam nieśmiało Jaxona, chociaż wiem, że i tak mi nie odpowie.
Jak na potwierdzenie moich myśli, chłopiec wzrusza tylko ramionami. Wielkie dzięki.
Otwieram pierwszą szafkę. Talerze, miski. Drugą: szklanki, kubki. Trzecia: kieliszki. Może nie mają tego w kuchni? Zostawiam Jaxona. Jezu, jestem do niczego. Otwieram szafkę w salonie, ale widzę tam poukładane płyty DVD. Nie mam czasu na przeglądanie. Chociaż w sumie już to zrobiłam. Kolejny punkt umowy. Nie można mi otwierać szafek, chyba, że robię to w kuchni.
Biegnę z powrotem do kuchni i sadzam Jaxona na blacie.
Nie słyszę nadal, by ktoś wchodził do domu. Zaczynam się denerwować. Przecież wyraźnie słyszałam samochod. Urywam kawałek papierowego ręcznika i zaciskam na ranie Jaxona. Musiał czymś rozciąć dłoń. Ma tyle zabawek. Wystarczy jedną źle złapać.
- Dobrze sobie radzisz - słyszę za sobą i aż podskakuję. Odwracam się na pięcie, zasłaniając ciałem Jaxona. Czego ja się obawiam? To tylko Justin. Albo aż. Zdjął marynarkę i jest w samej koszuli i spodniach od garnituru. - Wszystko w porządku? - pyta, dostrzegając moje przerażenie w oczach.
Czy wszystko w porządku? Myślę, że tak. Oby.
- Tak, chyba tak - odpowiadam po chwili i staję bokiem do Jaxona. - Tylko mały się skaleczył, ale już wszystko okej.
- Wyglądasz na przestraszoną.
Wiem, wiem, wiem. Ale zupełnie nie mam pojęcia, dlaczego. Może przestraszyłam się, że w samochodzie może być... ten... facet? To niedorzeczne.
- Wszystko okej, Justin! - krzyczę. Kuźwa, powiedziałam do niego po imieniu.
Unosi brwi i przygląda mi się z niepokojem. Stracę tę pracę, jeszcze zanim dobrze ją zacznę.
- Wolałbym, abyś zwracała się do mnie tak, jak wcześniej - warczy. Jest zły. Zupełnie jak ja.
Jaxon podaje mi zakrwawiony papier. Wszystko już w porządku, jego rana nie krwawi.
Wzdycham i uśmiecham się do niego. Jest naprawdę uroczy. Mam nadzieję, że nie wyda mnie przed rodzicami z tym, że weszłam na górę. Swoją drogą, nadal nie rozumiem, dlaczego mam tam nie wchodzić.
- Za chwilę przyjedzie pani Smith - oznajmia Justin, to znaczy... pan Bieber. Nawet w myślach boję się używać jego imienia. - Ktoś musi zostać z Jaxonem.
Co? Wyrzuca mnie?
- Dlaczego...
- Muszę panią gdzieś zabrać.
Och, do diaska... Przez głowę przelatuje mi tyle pomysłów! Może jakaś dobra restauracja? Ostatnio powiedział przecież, że zabierze mnie w lepsze miejsce. Ale niby po co miałby to robić?
- Gdzie musimy jechać? - pytam nieśmiało, jednocześnie zdejmując Jaxona z blatu.
- Na zakupy.
Zakupy? Wow. Spożywcze? Wow.
Zaczynam chichotać pod nosem.
- Co panią tak bawi? - Justin przestępuje z nogi na nogę.
- Pan, panie Bieber. Dlaczego chce pan mnie zabrać na zakupy spożywcze?
- Skąd pani to przyszło do głowy?
Ten oficjalny ton i zwracanie się do siebie per "pan" i per "pani" zaczynają mnie męczyć, ale z drugiej strony strasznie mnie ekscytują.
- A niby na jakie zakupy...
Nie kończę, ponieważ w progu pojawia się pani Smith. Jest ubrana tak jak wcześniej, w tę samą sukienkę.
Patrzy na mnie z wyższością i idzie do Jaxona. Chwyta go za malutką dłoń.
- Co chcesz porobić, skarbie? - pyta piskliwie i jeszcze zanim chłopiec zdąży jej odpowiedzieć, patrzy na Justina. - Mogę zostać jedynie trzy godziny, panie Bieber.
- Rozumiem - Justin przytakuje. - Chodźmy, panno Collins.
Trzy godziny! O w mordę. Tyle z Justinem... Nadal nie wiem po co.
Clowes już czeka przed bramą. Nie wysiada z samochodu - to Justin otwiera mi drzwi, bym wsiadła do środka. Justin dżentelmen.
- Dzień dobry - mówię grzecznie do pana Clowesa. Patrzy na mnie przez lusterko i kiwa głową.
- Na Manhattan, Clowes - Justin wsiada do auta. Zajmuje miejsce obok mnie na tylnim siedzeniu. Cholera, jest tak blisko... Pierwszy raz jadę z nim samochodem.
Nie patrzy na mnie. Odwraca się i wygląda przez okno, ale zanim się zorientuję i zechcę zrobić to samo, pan Clowes się zatrzymuje.
Jesteśmy na Manhattanie, pod jednym z mnóstwa stojących tu drapaczy chmur.
- To butik Diora - szepcze Justin, gdy wysiadamy. Pokazuje ręką w lewo. - Tam jest Gucci, a tu - wskazuje na lewy budynek - Dolce & Gabbana. Po drugiej stronie ulicy są inni projektanci, butiki, perfumerie... Pójdziemy tam.
O. Ja. Pierdzielę. Nigdy tu nie byłam. Nigdy nawet nie przeszło mi przez myśl, bym mogła tu przyjść.
- Ale po co...?
Justin uśmiecha się czule. Jest piękny. Kątem oka dostrzegam, jak samochód pana Clowesa odjeżdża. Zostaliśmy - można tak powiedzieć - sami.
- Na pewno zwróciłaś uwagę na strój pani Smith, prawda? Na początku miała na sobie prawie dresy - chichocze. Jaki cudowny dźwięk. - Ale teraz, sama wiesz. Chcę, byś wyglądała tak samo. Jasmine również, ponieważ uważa, że pracowanie dla Bieberów to powód do dumy.
To chyba najdłuższa kwestia jaką do tej pory dla mnie wygłosił. Nie powinnam się tak ekscytować.
- Dobrze - uśmiecham się, ale w głębi duszy czuję zaniepokojenie.
Wchodzimy do pierwszego sklepu. Dior! W środku nie ma żadnych klientów, jest za to dwójka mężczyzn w garniturach. Jeden stoi za srebrną ladą, a drugi przy złotym manekinie.
- Witam państwo - mówi, pochylając nieco głowę.
- Wybieraj to, na co masz ochotę - mruczy Justin. - Nie zwracaj uwagi na cenę.
Jestem onieśmielona, ale skoro tak...
Lubię zakupy, ale tylko wtedy, gdy sama na nie zarobię. Doskonale wiem, że nigdy nie będzie mnie stać na ciuchy z takich butików, jednak wolałabym tu nie przebywać.
Justin zajmuje jedną z kanap na środku sklepu i bacznie mnie obserwuje. Jego wzrok jest paraliżujący. Przeglądam wszystkie rzeczy, aż w końcu po dziesięciu minutach wybieram białą, elegancką bluzkę ze złotym kołnierzem. Była najtańsza... dziewięć tysięcy dolarów. W przymierzalni są trzy stanowiska. Gdy zdejmuję swoje ubrania, kręcę z niedowierzaniem głową. Czym jeszcze zaskoczy mnie Jus... pan Bieber?
Bluzka leży jak ulał. Jest w porządku. To znaczy, nie jestem wybredna, ale rzecz jasna, sama nigdy bym jej nie kupiła.
- Tylko to? - pyta zdziwiony Justin, gdy wychodzę i podaję mu bluzkę. Czuję się jak idiotka.
Płaci kartą, a ja stoję w bezpiecznej odległości przy drzwiach. Zaraz po Diorze czas na Dolce & Gabbanę. Wzdycham. Wewnątrz są jeszcze dwie kobiety. Obserwują nas uważnie, gdy wchodzimy. Tu nie ma kanap, ale Justin zajmuje miejsce w jednym z pięciu błyszczących foteli. Decyduję się na dwie sukienki: małą czarną i obcisłą niebieską. Muszę przyznać, że są śliczne. W przymierzalni jest duszno. Muszę wyjść ze swojej kabiny i przejrzeć się w głównym lustrze.
- Pięknie pani wygląda - komentuje kobieta, która była w sklepie przede mną. - Mąż o panią dba.
Mąż? Wielkie nieba. Uśmiecham się krzepko i wracam, by się znowu przebrać. Jezu, jakoś dziwnie zastygło mi w ustach.
Justin czeka na mnie przy kasie.
- Strasznie jesteś wybredna - śmieje się, przelatując wzrokiem wybrane rzeczy. Nachyla się nieco nade mną, bym tylko ja go słyszała. - Mam tyle pieniędzy, że mógłbym wykupić ten sklep, więc nie krępuj się i bierz wszystko, nawet jeśli ci się to nie podoba. I tak będziesz wyglądać pięknie.
Cała się rumienię i odsuwam od niego. Cholera, jak on to robi, że tak na mnie działa? Chciałabym już wrócić do domu. A przecież dopiero zaczęliśmy.
Jezu. To jakiś szeroki korytarz, który sam mógłby uchodzić za pokój. Po lewej stronie ciągnie się barierka ściana, która skręca jeszcze w lewo, więc to, co teraz widzę, to nie jedyny korytarz. Ściany są białe, gdzieniegdzie wiszą obrazy przedstawiające krajobrazy różnych miast. Gdzie jest Jaxon?
- Jaxon? - wołam, a chłopiec odpowiada mi z sąsiedniego pokoju.
Drzwi są zamknięte, a klamka błyszczy się w świetle padającym z okna na przeciwko mnie. Nie, zaraz, to nie okno, tylko balkon. Widzę, że jest ogromny, stoi na nim stół, krzesła i duża huśtawka. Tyle dostrzegam przez gładką, na wpół zasuniętą zasłonę.
Uchylam drzwi. To chyba pokój Jaxona. Drugi, a raczej - jak sam wspomniał - pierwszy. Wewnątrz jest jasno. Białe ściany, na jednej z nich fototapeta z bohaterami jakiejś bajki. Nie za bardzo wiem jakiej, ale dwa misie machają do mnie przyjaźnie, stojąc na skraju lasu. Pod fototapetą stoi wąskie łóżko. W sam raz na taką małą osóbkę. Na przeciwko łóżka znajduje się szafa. Wszystko w tym pokoju jest dopasowane, poukładane i czyste. Aż nie mogę uwierzyć, że to pokój dziecka.
- Jaxo? - podchodzę do niego. Kuca przy łóżku i patrzy na swoje dłonie. Lewa krwawi. - Mój Boże, co ci się stało?
- Zaczęła lecieć - mówi i słyszę w jego głosie płacz. Wyciągam do niego ręce i podnoszę go do góry. Jezu, waży więcej, niż mogłabym przypuszczać, ale w końcu ma przecież pięć lat. Wzdycham głęboko.
Idę powoli po schodach, patrząc pod nogi, bo jeden mój błąd i leżę połamana z Jaxonem na dole. Szkoda, że nie miałam okazji zajrzeć do innych pomieszczeń. A co, jeśli mają tam kamery, żeby mnie szpiegować? W końcu złamałam jeden punkt umowy. Cholera. Na samą myśl się rumienię. Nie wiem, czy było warto, bo przecież niczego w sumie nie zobaczyłam.
Słyszę, jak ktoś parkuje na podjeździe. Kto to, u licha? A ja jestem na górze. Chryste! Przyspieszam kroku, a Jaxon kładzie dłonie na moim karku. Będę cała we krwi, ale nie interesuje mnie to. Jeśli człowiek, który tu zaraz wejdzie, ma klucze, to musi być to albo Justin, albo Jasmine, albo ta wredna baba Smith. Jak ona ma na imię? Elizabeth? Coś koło tego.
Wchodzę do kuchni.
- Gdzie macie apteczkę? - pytam nieśmiało Jaxona, chociaż wiem, że i tak mi nie odpowie.
Jak na potwierdzenie moich myśli, chłopiec wzrusza tylko ramionami. Wielkie dzięki.
Otwieram pierwszą szafkę. Talerze, miski. Drugą: szklanki, kubki. Trzecia: kieliszki. Może nie mają tego w kuchni? Zostawiam Jaxona. Jezu, jestem do niczego. Otwieram szafkę w salonie, ale widzę tam poukładane płyty DVD. Nie mam czasu na przeglądanie. Chociaż w sumie już to zrobiłam. Kolejny punkt umowy. Nie można mi otwierać szafek, chyba, że robię to w kuchni.
Biegnę z powrotem do kuchni i sadzam Jaxona na blacie.
Nie słyszę nadal, by ktoś wchodził do domu. Zaczynam się denerwować. Przecież wyraźnie słyszałam samochod. Urywam kawałek papierowego ręcznika i zaciskam na ranie Jaxona. Musiał czymś rozciąć dłoń. Ma tyle zabawek. Wystarczy jedną źle złapać.
- Dobrze sobie radzisz - słyszę za sobą i aż podskakuję. Odwracam się na pięcie, zasłaniając ciałem Jaxona. Czego ja się obawiam? To tylko Justin. Albo aż. Zdjął marynarkę i jest w samej koszuli i spodniach od garnituru. - Wszystko w porządku? - pyta, dostrzegając moje przerażenie w oczach.
Czy wszystko w porządku? Myślę, że tak. Oby.
- Tak, chyba tak - odpowiadam po chwili i staję bokiem do Jaxona. - Tylko mały się skaleczył, ale już wszystko okej.
- Wyglądasz na przestraszoną.
Wiem, wiem, wiem. Ale zupełnie nie mam pojęcia, dlaczego. Może przestraszyłam się, że w samochodzie może być... ten... facet? To niedorzeczne.
- Wszystko okej, Justin! - krzyczę. Kuźwa, powiedziałam do niego po imieniu.
Unosi brwi i przygląda mi się z niepokojem. Stracę tę pracę, jeszcze zanim dobrze ją zacznę.
- Wolałbym, abyś zwracała się do mnie tak, jak wcześniej - warczy. Jest zły. Zupełnie jak ja.
Jaxon podaje mi zakrwawiony papier. Wszystko już w porządku, jego rana nie krwawi.
Wzdycham i uśmiecham się do niego. Jest naprawdę uroczy. Mam nadzieję, że nie wyda mnie przed rodzicami z tym, że weszłam na górę. Swoją drogą, nadal nie rozumiem, dlaczego mam tam nie wchodzić.
- Za chwilę przyjedzie pani Smith - oznajmia Justin, to znaczy... pan Bieber. Nawet w myślach boję się używać jego imienia. - Ktoś musi zostać z Jaxonem.
Co? Wyrzuca mnie?
- Dlaczego...
- Muszę panią gdzieś zabrać.
Och, do diaska... Przez głowę przelatuje mi tyle pomysłów! Może jakaś dobra restauracja? Ostatnio powiedział przecież, że zabierze mnie w lepsze miejsce. Ale niby po co miałby to robić?
- Gdzie musimy jechać? - pytam nieśmiało, jednocześnie zdejmując Jaxona z blatu.
- Na zakupy.
Zakupy? Wow. Spożywcze? Wow.
Zaczynam chichotać pod nosem.
- Co panią tak bawi? - Justin przestępuje z nogi na nogę.
- Pan, panie Bieber. Dlaczego chce pan mnie zabrać na zakupy spożywcze?
- Skąd pani to przyszło do głowy?
Ten oficjalny ton i zwracanie się do siebie per "pan" i per "pani" zaczynają mnie męczyć, ale z drugiej strony strasznie mnie ekscytują.
- A niby na jakie zakupy...
Nie kończę, ponieważ w progu pojawia się pani Smith. Jest ubrana tak jak wcześniej, w tę samą sukienkę.
Patrzy na mnie z wyższością i idzie do Jaxona. Chwyta go za malutką dłoń.
- Co chcesz porobić, skarbie? - pyta piskliwie i jeszcze zanim chłopiec zdąży jej odpowiedzieć, patrzy na Justina. - Mogę zostać jedynie trzy godziny, panie Bieber.
- Rozumiem - Justin przytakuje. - Chodźmy, panno Collins.
Trzy godziny! O w mordę. Tyle z Justinem... Nadal nie wiem po co.
Clowes już czeka przed bramą. Nie wysiada z samochodu - to Justin otwiera mi drzwi, bym wsiadła do środka. Justin dżentelmen.
- Dzień dobry - mówię grzecznie do pana Clowesa. Patrzy na mnie przez lusterko i kiwa głową.
- Na Manhattan, Clowes - Justin wsiada do auta. Zajmuje miejsce obok mnie na tylnim siedzeniu. Cholera, jest tak blisko... Pierwszy raz jadę z nim samochodem.
Nie patrzy na mnie. Odwraca się i wygląda przez okno, ale zanim się zorientuję i zechcę zrobić to samo, pan Clowes się zatrzymuje.
Jesteśmy na Manhattanie, pod jednym z mnóstwa stojących tu drapaczy chmur.
- To butik Diora - szepcze Justin, gdy wysiadamy. Pokazuje ręką w lewo. - Tam jest Gucci, a tu - wskazuje na lewy budynek - Dolce & Gabbana. Po drugiej stronie ulicy są inni projektanci, butiki, perfumerie... Pójdziemy tam.
O. Ja. Pierdzielę. Nigdy tu nie byłam. Nigdy nawet nie przeszło mi przez myśl, bym mogła tu przyjść.
- Ale po co...?
Justin uśmiecha się czule. Jest piękny. Kątem oka dostrzegam, jak samochód pana Clowesa odjeżdża. Zostaliśmy - można tak powiedzieć - sami.
- Na pewno zwróciłaś uwagę na strój pani Smith, prawda? Na początku miała na sobie prawie dresy - chichocze. Jaki cudowny dźwięk. - Ale teraz, sama wiesz. Chcę, byś wyglądała tak samo. Jasmine również, ponieważ uważa, że pracowanie dla Bieberów to powód do dumy.
To chyba najdłuższa kwestia jaką do tej pory dla mnie wygłosił. Nie powinnam się tak ekscytować.
- Dobrze - uśmiecham się, ale w głębi duszy czuję zaniepokojenie.
Wchodzimy do pierwszego sklepu. Dior! W środku nie ma żadnych klientów, jest za to dwójka mężczyzn w garniturach. Jeden stoi za srebrną ladą, a drugi przy złotym manekinie.
- Witam państwo - mówi, pochylając nieco głowę.
- Wybieraj to, na co masz ochotę - mruczy Justin. - Nie zwracaj uwagi na cenę.
Jestem onieśmielona, ale skoro tak...
Lubię zakupy, ale tylko wtedy, gdy sama na nie zarobię. Doskonale wiem, że nigdy nie będzie mnie stać na ciuchy z takich butików, jednak wolałabym tu nie przebywać.
Justin zajmuje jedną z kanap na środku sklepu i bacznie mnie obserwuje. Jego wzrok jest paraliżujący. Przeglądam wszystkie rzeczy, aż w końcu po dziesięciu minutach wybieram białą, elegancką bluzkę ze złotym kołnierzem. Była najtańsza... dziewięć tysięcy dolarów. W przymierzalni są trzy stanowiska. Gdy zdejmuję swoje ubrania, kręcę z niedowierzaniem głową. Czym jeszcze zaskoczy mnie Jus... pan Bieber?
Bluzka leży jak ulał. Jest w porządku. To znaczy, nie jestem wybredna, ale rzecz jasna, sama nigdy bym jej nie kupiła.
- Tylko to? - pyta zdziwiony Justin, gdy wychodzę i podaję mu bluzkę. Czuję się jak idiotka.
Płaci kartą, a ja stoję w bezpiecznej odległości przy drzwiach. Zaraz po Diorze czas na Dolce & Gabbanę. Wzdycham. Wewnątrz są jeszcze dwie kobiety. Obserwują nas uważnie, gdy wchodzimy. Tu nie ma kanap, ale Justin zajmuje miejsce w jednym z pięciu błyszczących foteli. Decyduję się na dwie sukienki: małą czarną i obcisłą niebieską. Muszę przyznać, że są śliczne. W przymierzalni jest duszno. Muszę wyjść ze swojej kabiny i przejrzeć się w głównym lustrze.
- Pięknie pani wygląda - komentuje kobieta, która była w sklepie przede mną. - Mąż o panią dba.
Mąż? Wielkie nieba. Uśmiecham się krzepko i wracam, by się znowu przebrać. Jezu, jakoś dziwnie zastygło mi w ustach.
Justin czeka na mnie przy kasie.
- Strasznie jesteś wybredna - śmieje się, przelatując wzrokiem wybrane rzeczy. Nachyla się nieco nade mną, bym tylko ja go słyszała. - Mam tyle pieniędzy, że mógłbym wykupić ten sklep, więc nie krępuj się i bierz wszystko, nawet jeśli ci się to nie podoba. I tak będziesz wyglądać pięknie.
Cała się rumienię i odsuwam od niego. Cholera, jak on to robi, że tak na mnie działa? Chciałabym już wrócić do domu. A przecież dopiero zaczęliśmy.
To pierwszy rozdział, przy którym nie informuję. Dużo z Was zmieniło username, albo wpisało się kilkakrotnie i sama się w tym gubię, a jeśli komuś zależy, to sprawdzi, czy jest nowy rozdział.
Ewentualnie zapraszam na mojego Twittera, gdzie będę pisała, co i jak z rozdziałami (link w zakładkach).
Ściskam!
again you come up with this nonsense come on go do something more useful orphan comprehensive
OdpowiedzUsuńzajmij się swoim życiem mała, bo jedyne co teraz potrafisz to nabijanie mi wyświetleń i komentarzy, a w szkole nawet swojej buźki nie otworzysz by mi coś powiedzieć prosto w twarz, bo przecież łatwiej jest oczerniać mnie w internecie, bo nikt cię nie widzi :)
UsuńCierpisz nie tylko na nieuzasadniony przerost ambicji
Usuńw szkole większość cie nie akceptuje ja też i nie podejde bo wstyd
Usuńświetne misia, jak zawsze z resztą
OdpowiedzUsuńo matko, rozdział jest świetny!! uwielbiam to, nie mogę doczekać się kolejnego.
OdpowiedzUsuńboże, tak bardzo się cieszę, że dodałaś tak szybko rozdział! *.* to co piszesz nigdy nie jest nudne i masz za to wielki +. jedyne co mnie smuci to to, że rozdziały są tak krótkie :( no, ale nic, i tak kocham Twojego bloga♥
OdpowiedzUsuńKsnendieoe swietny jak zawsze <3
OdpowiedzUsuńsfhiiodfh idealny!!
OdpowiedzUsuńkocham to i ciebie tez!!!!! @jelenamove
OdpowiedzUsuńOmggg zajebiste
OdpowiedzUsuńrozdział jest w porządku, nie ma żadnych błędów ortograficznych, ale nie rozumiem jednego. skoro główna bohaterka ma bogatego brata, który jest znany na całym świecie to i zafundował jej mieszkanie to dlaczego dla niej jest takie dziwne kupowanie ubrań w u Diora albo Gucciego ? przecież chyba jest przyzwyczajona to bogactw? mogłabyś to jakoś objaśnić, bo trochę się gubię ;)
OdpowiedzUsuńW pierwszym rozdziale sama wspomina, że nie lubi żyć czyimś kosztem, zresztą jest to dosyć skromna osóbka która nie przepada za takimi zakupami :)
Usuńniesamowity, cudowny, idealny, zajebisty!! brakuje mi słów, przepraszam. kocham to, jestem uzależniona 💕💕💕 /@auxbiebs
OdpowiedzUsuńuwielbiam. <3 to opowiadanie jest po prostu cudowne. i za każdym razem, kiedy kończy się rozdział chcę więcej! <3
OdpowiedzUsuńtak więc nie mogę się już doczekać kolejnego rozdziału. no i jakiejś 'gorącej' sceny z Justinem i Suzanne w roli głównej <3
Z Justina niezły flirciarz xD. Nie mogę się doczekać ich pierwszego pocałunku *,*
OdpowiedzUsuńKolejny cudowny rozdzial. Super ze dodalas tak szybko 12. rozdzial.:)
OdpowiedzUsuńTo opowiadanie uzależnia <3
OdpowiedzUsuńPiękne !! :)
OdpowiedzUsuńcudo!!<3
OdpowiedzUsuńkiedy nastepny?
cudowny! omg, jakim cudem piszesz tak perfekcyjnie???
OdpowiedzUsuńdo nastepnego xoxo
Swietny rozdzial !
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwoscia na nastepny xoxo
zakochałam się w tym opowiadaniu:( jest tak bardzo cudowne. czytam wszystko jednym tchem, czuję się, jakbym to ja była główną bohaterką. po prostu idealnie, jeju. tyle czasu z justinem, to znaczy, panem bieberem, aw
OdpowiedzUsuńOmomomomom Mrrr. :p
OdpowiedzUsuńWszystko fajnie, tylko akcja sie wolno rozwija ;/ i rozdzialy sa za krótkie. Wole, zebys dodawala raz na tydzien dluzsze.
fhwjkhfdsfhksldhfewhkf komg, ja tam i tak codziennie tu zaglądam *o* rozdział cudowny, akcja się pomału rozwija, ale to dobrze, ja tam nie lubie jak wszystko dzieje się za szybko. *O* chciałam Ci jeszcze powiedzieć że świetnie piszesz, i jest to zdecydowanie jedno z najlepszych opowiadań jakie czytam <3
OdpowiedzUsuń@kidrawhxo
Kocham to!!!! Rozdział serio świetny. Nie moge tylko rozgryźć Justina. In coś kombinuje. Wgl dziwna rodzinka. Czekam na kolejny.
OdpowiedzUsuńBoski rozdział! *.*
OdpowiedzUsuńUwielbiam tego bloga! <33
jeju to opowiadanie jest niesamowite ♥
OdpowiedzUsuńŚwietny ♥♥♥ ! ! !
OdpowiedzUsuńSU[ER ;)
OdpowiedzUsuńGENIALNY! zaglądam tu codziennie z wytęsknieniem czekając na każdy kolejny rozdział! ♥
OdpowiedzUsuńBoski <3
OdpowiedzUsuńRozdział jest naprawdę ciekawy, sposób traktowania "Panny Collins" przez Justina jest bardzo interesujący, nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :)
OdpowiedzUsuńPowodzenia w dalszej pracy xx
@lovuking
Codziennie tu wchodzę po kilkanaście razy, żeby sprawdzić, czy jest nowy post. Dzisiaj pod wieczór wchodzę, patrzę i jest 12 :) Jestem miło zaskoczona, że tak szybko. Pomijając, że tak prędko się z nim uwinęłaś, treść też jest niczego sobie. Każde spotkanie Suzanne z Justinem jest elektryzujące, aż się chce czytać więcej, więcej i więcej. Najlepsze jest zazwyczaj pod koniec, potem się nagle rozdział kończy i takie rozczarowanie... No nieważne. Nie wiem, jak to Ty to robisz, ale, przynajmniej ja, nie mogę się oderwać od czytania owoców Twojej pracy. Piszesz tak lekko, ale z klasą. Bawisz się słowami, a bardzo to lubię. Pisanie idzie Ci świetnie i mam nadzieję, że pociągniesz to opowiadanie jak najdłużej się da. Weny :)
OdpowiedzUsuńwszystko jest świetne :)
OdpowiedzUsuńuwielbiam Cię , weny kochanie <3
Cieszę się ze dostałaś już nowy ! Wspaniały kocham <3
OdpowiedzUsuńcudowny :) masz talent xx
OdpowiedzUsuńDdhcdjvgif kocham to :o
OdpowiedzUsuńCzekam na nastepny:*
OdpowiedzUsuńcudowny jak zawsze, kocham cie wera dziekuje ze to piszesz!!!
OdpowiedzUsuń@drevvsex
Świetne, czekam na następny *,* <3
OdpowiedzUsuń*_* to jest cudowne ^^ mrau......czekam z niecierpliwoscia na nastepny rozdzial :* kc<3
OdpowiedzUsuńrftghyuj
OdpowiedzUsuńCudooooowny *_*
OdpowiedzUsuńGenialny ^__^
OdpowiedzUsuńZajebisty rozdzial ♥ nie przejmuj sie hejtem .. to tylko ludzie ktorzy zazdroszcza Ci talentu i nie byliby w stanie napisac nawet 1/100 z tego ! Czekam na nowy *.*
OdpowiedzUsuńwypociny, wypociny żal ściska
OdpowiedzUsuńBoże kocham cię, pisz dalej i nie przestawaj, nie przejmuj się hejtami bo to ktoś zazdrości ci talentu pisania, nie mogę się doczekać nowego rozdziału <3
OdpowiedzUsuńBoski . ♥ Dawaj następny :)
OdpowiedzUsuńNo nie powiem ze zaskoczyłas mnie szybkoscia dodania tego rozdziału :) Dobrze napisany i błedów nie było swietnie! Oby tak dalej. szkoda ze krótki :(
OdpowiedzUsuńświetny rozdział ♥
OdpowiedzUsuńsuper piszesz, czekam na nastepny :)
OdpowiedzUsuńO! świetnie piszesz, tylko tak dalej! :)
OdpowiedzUsuńZapraszam też do mnie; http://bawsiebaw.blogspot.com/
Dopiero zaczynam, ale może komuś się spodoba :)
haha, mega
OdpowiedzUsuńZawalisty rozdział, zresztą jak zawsze. Justin mnie rozśmiesza. Hahah. Se ubrania jwj kupuję. Nie dość, że płaci jej za pilnowanie Jaxona, to jeszczw jej ubrania kupuję. czyżby jakaś forma przekupstwa?
OdpowiedzUsuńThe-teacher-tlumaczenie.blogspot.com
Natknęłam się na ten blog dzisiaj i przeczytałam wszystko w godzinę, rozdział jest genialny jak wszystkie wcześniejsze. Pierwszy raz natknęłam się na taką fabułę, świetnie piszesz, czekam na następny x
OdpowiedzUsuńTo jest niesamowite, po prostu hfdgfdhgdyrdhfd
OdpowiedzUsuńhttp://fanfictionjustnindrewbieber.blogspot.com/
Justin Justin... Co ty jeszcze wymyślisz? Zaraz jej samochód kupisz. Nie zdziwiłabym się, jakbyś tak zrobił ;)
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, jak każdy inny :)
Mam nadzieję, że szybko dodasz kolejny rozdział, bo już nie mogę doczekać się następnego ^^ /@otamissx
Świetny :)
OdpowiedzUsuńOMG
OdpowiedzUsuńnienawidzę Cie za to, że jesteś tak utalentowaną pisarką, z rozdziału na rozdział zaskakujesz mnie, nie tym o czym mówi to opowiadanie tylko sposobem jakim piszesz, jesteś niesamowita. Jak czytałam to czułam to wszystko co Suz wow! Czekam oczywiście na kolejny rozdział i zastanawiam sie czy Pan Justin i Suz będą razem :')
OdpowiedzUsuńJezu ! nie moge sie doczekać.
OdpowiedzUsuńkocham cię i to opowiadanie, czekam na kolejny rozdział kckckckc/swagersie
OdpowiedzUsuńRozdział wspaniały, bardzo wciągnelo mnie to ff <3 czekam na kolejny *.*
OdpowiedzUsuńAle on jest kochany. Też bym się tak zachowała jak Suz, jest taka słodka.
OdpowiedzUsuń<3333333
OdpowiedzUsuń