10 lut 2014

Rozdział trzeci

Idę niespokojnie przez Upper West Side. Nie znam tej okolicy, jednak podążam w kierunku wysokich budynków Manhattanu. Cholera, mogłam wziąć samochód Britney. Byłam taka zaoferowana...
Swoją drogą, nadal jestem. Boże, co oni ze mną zrobili? Jakaś egoistyczna gospodyni, uważająca się za najlepszą na świecie, pani Jasmine Bieber, która swoją elegancję stawia ponad wszystko, słodki malec, przez którego rozbiłam doniczkę, no i on - pan Justin Bieber, którego widok jeszcze nie może uciec z najgłębszych zakątków mojej czaszki.
Wzdycham głęboko. Co miały znaczyć jego słowa, że jeszcze się zobaczymy? Czyli on już wie, że mnie przyjmą? To niedorzeczne. Nic nie zrobiłam. To znaczy, nic dobrego. Bo rozbicie drogiej doniczki... Ech, nadal nie mogę tego przeżyć.
Wyciągam z torebki telefon i widzę, że mam dwa nieodebrane połączenia od Britney. Jasny gwint, przecież byłam na spotkaniu o pracę! Oddzwaniam, stojąc na środku chodnika, a ona odbiera po dwóch sygnałach.
- No nareszcie! - niemal krzyczy.
- Britney, coś nie tak?
- Muszę z tobą pilnie porozmawiać. Gdzie jesteś?
- Gdzieś na Upper West Side - rozglądam się w poszukiwaniu szczególnej nazwy ulicy, ale nic nie znajduję. Może ta dzielnica nie ma ulic, tylko samą nazwę.
- Przyjadę po ciebie za pół godziny, tylko mogłabyś wyjść do jakiegoś konkretnego miejsca?
- Mam Manhattan za rogiem - wzdycham. - Ale wątpię, bym tak szybko się tam dostała.
Czekam chwilę na odpowiedź.
- Och, zmiana planów, Suz, będę po ciebie za chwilę. Nie ruszaj się stamtąd - tłumaczy i się rozłącza.
Stoję rozkojarzona, lecz w końcu chowam telefon i oddycham głęboko. Jest czternasta, słońce trzyma się wysoko na niebie, a ja jestem piekielnie głodna. Czekam jednak cierpliwie na Britney i zanim się orientuję, jej srebrne audi zatrzymuje się tuż obok mnie. Czuję coś w rodzaju ulgi.
Gdy wsiadam, widzę jej szeroki uśmiech.
- Myślałam, że dłużej mi to zajmie, ale Gary wysłał mi SMS, że nie muszę po niego przyjeżdżać - wyjaśnia, czekając na to, abym się zapięła. Ma na tym punkcie jakąś chorą obsesję. Nigdy nie ruszy, dopóki nie będzie pewna, że siedzę bezpiecznie.
- Gary? Po co miałaś po niego jechać?
- To dłuższa historia, ale zaraz ci wyjaśnię. Lepiej powiedz, jak poszło.
Biorę głęboki oddech.
- Tragicznie.
- Nie przyjęli cię? - marszczy czoło.
- Nie... To znaczy, nie wiem jeszcze, obiecali, że się odezwą. Ale wiem, że mi się nie uda - wyglądam przez okno. - Zupełnie tam nie pasuję. To inna liga, są cholernie bogaci, a ja? Taka zagubiona myszka. Źle się czułam.
Wyjeżdżamy z Upper West Side i stoimy na światłach. Britney wykorzystuje to, by na mnie spojrzeć.
- To jedyny powód?
- Nie.
- Co zrobiłaś?
Zagryzam nerwowo wargę.
- Stłukłam im doniczkę z jakimś egzotycznym kwiatem. No i wyszłam na idiotkę, machając dowodem osobistym, zamiast przystawić go do kamery. Ach - klaszczę w dłonie - i potknęłam się tuż przed wejściem, brudząc spodnie.
Wyczekuję jakichś słów wsparcia, zamiast tego słyszę śmiech Britney. Patrzę na nią zszokowana, a ona rzeczywiście się śmieje. Gdyby nie to, że prowadzi, z pewnością tarzałaby się ze śmiechu.
- Britney Johnson! - upominam ją. - Dzięki.
- Wybacz, Suz - kręci głową. Chyba powoli się uspokaja. - Zawsze byłaś niezdarą - wzrusza ramionami.
Mijamy Manhattan, a Britney wjeżdża na parking przed McDonald's.
- Serio? - jęczę. - Nie mam ochoty na śmieciowe jedzenie. Wiesz, że nie mogę.
Kiedyś miałam problemy z nadwagą i Britney dobrze o tym wiedziała. Potem zaczęłam się odchudzać, aż w końcu w wieku piętnastu lat zachorowałam na anoreksję. Od tamtego czasu przybrałam na wadze, ale wciąż byłam chucherkiem. Mimo to, nie lubiłam jeść w fast foodach.
- Zamknij się, dzisiaj szalejemy - Britney się uśmiecha i wysiada. Nie rozumiejąc o co jej chodzi, naburmuszona, idę za nią.
W środku jest tłoczno. Wiele osób stoi z pełnymi tacami i czeka na wolne miejsca. Kiwam na Britney, mówiąc, że czegoś poszukam. W rzeczywistości nie chcę po prostu sterczeć z nią przy kasie i wybierać między hamburgerem z serem, a hamburgerem z kurczakiem.
Widzę mężczyznę, który wstaje z miejsca pod oknem i zakłada kurtkę. Po lewej stronie na to miejsce czyha dziesięcioletnia dziewczynka. Przynajmniej się domyślam, że ma tyle lat. O nie, młoda samo, myślę i biegnę do wolnego stolika. O dziwo, o nikogo się nie potykam. Po prostu zajmuję krzesła i oddycham szybko, jak po wyścigu. Cieszę się ze zwycięstwa nad dzieckiem, a potem nagle czuję pustkę. Jak wielką idiotką jestem? Ile ja mam lat? Pięć? Naprawdę nadaję się tylko na opiekunkę nad dzieckiem. Nic w życiu nie osiągnę. Boże, co ja przed chwilą pokazałam?
Rozglądam się dookoła, aby się upewnić, że nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Jedynie dziewczynka, z którą wygrałam, patrzy na mnie wściekła i odchodzi.
Tak! Zdobyłam stolik w McDonald's! Gdzie oklaski? W wyobraźni widzę, jak do środka wjeżdża podium na kółkach, a ja staję na najwyższym stopniu, ciesząc się z frytkowej korony, którą mam dostać.
Kręcę z niedowierzaniem głową. Jestem do niczego.
Patrzę nerwowo na dłonie i rumienię się nieznacznie. Z zamyśleń wyrywa mnie Britney, brzękając tacą, która sunie po stoliku.
- Zamówiłam ci cheeseburgera, podwójne frytki i dużą colę - wyjaśnia, biorąc swoje jedzenie. To jakieś ciemniejsze, zawijane frytki i zawinięta tortilla z wieloma składnikami. Fuj.
Patrzę na nią gniewnie.
- Wystarczyłaby mi mała cola - wzdycham, wpychając w siebie frytkę.
- Spoko, zamówiłam też wiśniowe shake - wskazuje na dwa przezroczyste kubeczki i wzrusza przepraszająco ramionami.
Jedzenie jest naprawdę śmieciowe, ale po kilku gryzach się wreszcie przekonuję. Kiedy kończę podstawę, kładę łokcie na stole i zaczynam ciągnąć shake'a za pomocą słomki.
- Słuchaj, Suz - wzdycha Britney, nachylając się nad stołem. - Wybieram się z Garym do Las Vegas, żeby uczcić zakończenie studiów.
Rozpromieniam się.
- Cieszę się - przyznaję.
- Jeśli dostaniesz pracę, to fajnie, ale jeśli nie, lecisz z nami.
Odsuwam się od kubka i chwytam go w dłonie. Ała, ale zimne! Mam przyspieszony oddech.
- Ale po co tam ja? - pytam zaskoczona. - Jesteś razem z Garym, będę wam tylko przeszkadzać.
- Znajdziesz sobie kogoś. Właśnie po to tam jedziemy. Daj spokój, zapomnij wreszcie o Chrisie.
Przełykam ślinę przez zdenerwowanie. W drugim roku studiów poznałam niejakiego Christiana. Był przystojny i bardzo ułożony. Nie dało się go nie kochać. Więc szansę wykorzystały też inne dziewczyny, którym uległ w tym samym czasie, co mnie. Nie chciałam do tego wracać. Był podłym dupkiem i zmarnował mi dwa miesiące życia. 
Mojego cennego życia. Tak, jasne, Suzanne. Sama siebie oszukujesz, nudna idiotko.
Potrząsam głową.
- Nie myślę o nim.
- Więc pojedziesz z nami - Britney się uśmiecha. - Gary chciał ci to powiedzieć sam, dlatego miałam po niego jechać, ale coś mu wypadło.
Kiwam głową. Dobra, Las Vegas, fajnie, super. Ale w głębi ducha liczę na tę pracę. I wtedy dostaję SMS.

Od: Nieznany
Dziękujemy za zainteresowanie naszą ofertą, jednak musimy zrezygnować. Pozdrawiamy, państwo Bieber.

Automatycznie przykładam sobie rękę do ust.

Zaskoczeni? ;)
Wyłączyłam komentarze. Większość z Was i tak nie komentuje na bieżąco, sama czytając jakieś ff praktycznie nigdy nie zostawiam tam komentarza, dlatego jeśli ktoś chciałby wyrazić swoją własną opinię, zachęcam to zrobić tutaj, w zakładce "Opinie". Możecie dodawać dopisek z numerem rozdziału.
Wybaczcie, wiem, że rozdział jest krótki, ale gdybym rozplanowała to inaczej, wszystko bym potem zepsuła ;)