Budzę się rano i czuję, że jestem cała spocona. Za gorąco mi. Idę do łazienki i zdejmuję z siebie piżamę, po czym wchodzę pod prysznic, myjąc całe ciało i włosy. Zamykam oczy, mydląc swoje piersi i ściskam lekko brodawki, uśmiechając się pod nosem. Nie spojrzałam wcześniej na zegarek i nie mam pojęcia, która godzina, aczkolwiek chyba mam czas. Sporo czasu, a nawet jeśli nie, to Justin mi daruje. Po tym, co wczoraj mi powiedział, powinien wykazywać więcej szacunku i obchodzić się ze mną jak z jajkiem, bo znam jego tajemnice i w każdej chwili mogę je zdradzić komuś innemu. Odkładam słuchawkę od prysznica na dół tak, że woda leci do góry, pryskając moje nogi. Opieram się o ścianę i pieszczę piersi, oddychając głęboko i wyobrażając sobie, że to Justin tak robi. Staję w lekkim rozkroku, by utrzymać równowagę, jednocześnie niekontrolowanie dopuszczając dopływ wody do mojej łechtaczki. Wzdrygam się i patrzę w dół. Czerwienię się na myśl, co mogłabym zrobić, ale co mi szkodzi. Kładę jedną dłoń na drzwiach kabiny i schylam się po słuchawkę, unosząc ją na wysokość tuż między moimi nogami. Biorę głęboki wdech, kiedy woda pieści moją łechtaczkę i zaczynam poruszać prysznicem w przód i w tył. O kurwa. To chyba jedno z najlepszych doznań, z jakich do tej pory kiedykolwiek mogłam skorzystać. Oczywiście oprócz tego, co dał mi Justin i mój były chłopak. Chociaż nie, nawet Chris nie był tak dobry, jak ja sama właśnie teraz. Oddycham coraz ciężej i głębiej, rozchylając wargi. Z podniecenia wyrywa mnie dźwięk budzika. Podskakuję i upuszczam słuchawkę prysznica, patrząc w bok, jakby próbując dostrzec drzwi łazienki przez krople wody osadzone na drzwiach kabiny. Kręcę głową. Przecież mieszkam sama, bo Britney jest na wakacjach. Chichoczę i zmywam pianę w mojego ciała. Owinięta ręcznikiem myślę, że muszę powtórzyć to, co zrobiłam przed chwilą. Albo może poproszę Justina, by to za mnie zrobił. O dziwo, przeszedł mi jakikolwiek strach po gwałcie. To znaczy, owszem, nadal jeszcze trochę się boję. Ale Justin nie potraktował mnie aż tak podle. Nie dusił mnie, nie bił, nie pluł mi w twarz. Kobiety z programów w telewizji przeżywały większą traumę. Zresztą, podobam się Justinowi i dlatego to zrobił. Przecież sam mi się przyznał, a to zmieniło moje podejście. Powinnam mu wybaczyć? Zrobiłabym to przez współczucie, ale skoro tyle razy kłócił się z żoną o tę Megan, to w ogóle nie jest mi go szkoda. Więc wybaczę mu przez to, że on także mi się podoba.
Wyłączam wciąż dzwoniący budzik i patrzę, że był ustawiony na ósmą dwadzieścia. W porządku, mam jakieś pół godziny do wyjścia. Wyciągam z torby, którą miałam oddać Justinowi jaśminową sukienkę i patrzę na nią, trzymając ją w górze. Jest piękna, ale cholernie droga. Wzruszam ramionami i kładę ją ostrożnie na łóżku, po czym nasuwam na siebie czarną, koronkową bieliznę. Uwielbiam takie z koronki, bo są najbardziej klasyczne i eleganckie, a poza tym niesamowicie podniecające, co zawsze powtarzał mi Chris.
Wsuwam na siebie sukienkę i klepię się po brzuchu, a potem pośladkach. Jest obcisła i nie do końca wiem, czy powinnam ją zakładać do pracy, ale Justin sam mnie o to poprosił. Nie, poprawka - on mi rozkazał. Ale podoba mi się to.
Susząc włosy, myślę o tym, co mi wczoraj powiedział. Więc gdybym złamała wszystkie warunki umowy, nie musiałabym już u niego pracować. Co bym straciła? Pracę, jakąś posadę, cele. A co bym zyskała? To, że by mnie pieprzył? Chorą satysfakcję? Czy cierpienie, że rozbijam jego małżeństwo? Ten układ jest popieprzony. Nie mogłabym czegoś takiego zrobić. Ale z drugiej strony, może to byłoby lepsze, niż praca u niego i skryte pragnienie jego dotyku. Sama nie wiem.
Przeglądam się w lustrze. Tak ładnie dawno nie wyglądałam, nawet na imprezie z okazji zakończenia studiów. Zakładam jeszcze błyszczący, dopinany kołnierzyk, a na nogi wsuwam szpilki i wzdycham głęboko. Mam nadzieję, że Jasmine nadal nie ma w domu, bo w przeciwnym razie długo bym nie pożyła. Przebrana i gotowa schodzę na dół do kuchni i pierwszy raz od kilku dni postanawiam zrobić sobie kanapki. Jem je powoli, zerkając na zegarek. Straciłam godzinę i nawet jeśli bardzo bym chciała, nie zdążę na dziewiątą do pracy. Zachowuję się jednak tak, jakby w ogóle mi to nie przeszkadzało. Całe szczęście, ogoliłam wczoraj nogi, więc nie muszę się martwić, że stracę kolejne pół godziny.
Biorę ostrożnie kopertówkę pasującą do całego stroju i wychodzę. Szpilki utrudniają mi jazdę, więc je zdejmuję. Przecież nikt nie widzi.
Tuż przed wjazdem nakładam na twarz delikatny makijaż. Nie wiem, czy ta cholerna brama się otworzy, więc zostawiam samochód przy chodniku. Dziewiąta piętnaście. Niewielkie spóźnienie, ale jak on może mi nie wybaczyć, kiedy tak wyglądam?
Chyba ktoś obserwuje mnie w oknie, bo kiedy dochodzę do furtki, ta od razu zwalnia blokadę, dzięki czemu mogę wejść. Obciągam materiał sukienki bardziej w dół. Jezu, jest do połowy ud, czy to nie przesada? Jakby co - zgonię na Justina.
Drzwi otwiera mi on sam i… prawie upadam. Jest cały ubrany w garnitur. Ma idealnie białą koszulę i dopasowane czarne spodnie z marynarką w tym samym kolorze. Włosy podniósł do góry, przez co wyglądają jak po seksie. Przygryzam wargę. Trzyma w dłoni krawat i patrzy na mnie ciepło.
Kurwa… Nie wiem, jak dochodzę do drzwi. Uśmiecham się blado i staram się nie oddychać, bo w innym razie straciłabym przytomność przez jego zapach.
- Chyba muszę kupić ci budzik - mówi za moimi plecami, na co się odwracam i kiwam głową.
- Proszę mi wybaczyć.
- Tylko wtedy, kiedy zawiążesz mi krawat - chichocze, machając materiałem.
Och, krawat. Kiedy ja ostatnio komuś wiązałam krawat?
Odkładam kopertówkę na stolik z kwiatami, po czym podchodzę do Justina. Drżą mi palce. Biorę od niego ten nieszczęsny krawat i zaczynam się nim bawić przy jego szyi. Bardziej wolałabym go rozwiązywać… Suzanne, nie teraz.
Czuję, że mam szeroko otwarte oczy, kiedy wykonuję zadanie.
- Dlaczego nie pytasz, po co kazałem ci przyjść, skoro nie ma tu Jaxona? - Justin przerywa ciszę. Unoszę głowę i spoglądam w jego idealne oczy.
- Chciałam, aby pan… abyś ty mi to pierwszy powiedział.
- Rozluźnij się - Justin kładzie dłoń na moim biodrze, przez co prawie podskakuję. Widzę w jego oczach, że dostrzegł moje zakłopotanie, lecz mimo to nie cofa ręki. - Zostałem zaproszony na bankiet biznesowy firmy z Japonii, której pracownicy przylecieli do Nowego Jorku.
- Gratuluję.
- Niepotrzebnie. Chodzi o to, że muszę wziąć swoją żonę, a wiesz, że nie mogę tego zrobić, więc dzisiaj to ty będziesz grała moją żonę.
Unoszę brwi i kaszlę kilka razy, po czym odsuwam się od Justina.
- W porządku.
- Nie przeszkadza ci to?
- Nie może mi przeszkadzać - wzdycham. - Płacisz mi za to, że wykonuję zadania, które mi zlecisz.
Justin uśmiecha się szeroko i poprawia jeszcze raz swój krawat. Nawet nieźle mi poszło z tym zawiązywaniem.
- Nie znają Jasmine i nigdy jej nie widzieli, więc się nie przejmuj. To bankiet połączony z kolacją, ale nie będziemy na niej zostawiać, chyba że chcesz.
Justin idzie w stronę kuchni, więc podążam za nim, a dźwięk moich szpilek odbija się echem po całym domu.
- Zrobię co ty zrobisz, Justin.
Nalewa sobie wody do szklanki i odwraca się, opierając o blat i przeszywając mnie wzrokiem.
- Wyglądasz oszałamiająco - oblizuje usta. Odwracam wzrok i czuję, jak czerwienię się z zawstydzenia.
Przestępuję z nogi na nogę i czekam, aż wreszcie wyjdziemy.
- Przyjedzie po nas pan Clowes - oznajmia Justin, mijając mnie. Zapominam o wstrzymaniu oddechu i cały jego oszałamiający zapach uderza nie tylko moje nozdrza, ale i całe ciało. Aż mam ochotę się rozpłakać. Jest taki idealny. I chce mnie. Ale muszę się nim dzielić z inną kobietą. I to jest już dla mnie trudniejsze. Szczególnie, że wiem, jak pracowała wcześniej Jasmine. Tak samo jak ja. Czy chcę być jak ona i potem patrzeć, jak Justin zostawia mnie dla kolejnej niani?
Wychodzimy z domu, a samochód już czeka, tuż za moim. Justin przytrzymuje mi drzwi, bym wsiadła, a ja zajmuję miejsce z tyłu.
- Co za idiota tu parkuje? - pyta pan Clowes, kiedy tylko zamykają się drzwi. - Jakby nie można było wjechać na podjazd.
Wbijam się w fotel ze wstydu i zerkam na Justina, który chichocze pod nosem. Cholera, gdybym wiedziała, jak spędzimy ten dzień, zostawiłabym samochód pod domem i przyjechałabym autobusem.
Mam być żoną Justina. Wow, co prawda tylko na pokaz, ale zawsze. To mnie przeraża, ale i ekscytuje, zresztą jak wszystko co z nim związane.
Pniemy się gdzieś w okolice Central Parku. Organizować tu bankiet, ile trzeba mieć kasy? Przecież należy wynająć cały teren, a Central Park nie jest najtańszy. Chyba nawet najdroższy w Nowym Jorku.
- Dzięki - rzuca Justin do pana Clowesa i wysiada, obchodząc samochód tylko po to, by otworzyć mi drzwi.
- Przestań się rumienić za każdym razem, jak na ciebie spojrzę - mruczy mi do ucha, kiedy staję przy jego boku. - Lubię, jak to robisz, ale dziwnie to wygląda, kiedy jesteś moją żoną.
Przełykam ślinę. Ma rację, ale jak mam nad tym zapanować?
Wchodzimy do Central Parku. Trzymam Justina pod rękę i cały czas przygryzam wargę. Na ogromnej posesji postawiono wysoki, rozłożysty namiot. Za nim znajduje się coś na kształt małego domku, ale nie jestem pewna, czy jest tam tylko toaleta, czy więcej pokoi. Pod namiotem dostrzegam wielu ludzi, około pięćdziesięciu gości, wszyscy dostojnie ubrani, niczym na jakiś bal. Siedzą przy okrągłych stolikach, jedzą, piją i rozmawiają. Po prawej stronie od namiotu widzę szwedzki stół.
Justin ściska mocniej moją rękę, przez co niemal dotykam jego piersi.
- To szef japońskiej sieci firm zajmującej się marketingiem - wyjaśnia szybko, kiedy dostrzegamy idącego w naszą stronę starszego mężczyznę. O dziwo nie ma skośnych oczu tak jak się spodziewałam. Wygląda normalnie, jedynie siwizna - jak wiadomo - dodaje mu lat.
- Panie Bieber! - woła z radością i ściska dłoń Justina, kiedy do nas podchodzi. - Pani Bieber, proszę mu wybaczyć - zwraca się do mnie i nachyla się, by pocałować moją rękę. - Martin Kingsley.
- Miło mi pana poznać - kiwam pospiesznie głową.
Cholera, ktoś nazwał mnie panią Bieber! Co za nieziemskie uczucie.
Przez dziesięć minut jestem zmuszona sztucznie się uśmiechać i wysłuchiwać nudnej jak nie wiem rozmowy na temat zysków ze sprzedaży czegoś, czego nazwy nawet nie jestem w stanie powtórzyć. Widzę, że Justin jest strasznie przejęty, jakby to było całe jego życie.
Opuszczamy Martina i idziemy w stronę namiotu.
- Kingsley myśli, że polecę na wszystkie jego zachcianki i zrobię dla jego firmy wszystko.
Unoszę brwi.
- A nie zrobisz?
- Jego firma zbankrutuje w przyszłym miesiącu, bo tak strasznie jest zadłużony. Szuka pomocy u innych, ale nie będę się w to wciągał.
Stajemy przy szwedzkim stole. Jezu, ile tu jedzenia. Kawa, herbata, soki o wszystkich smakach, wina, drinki, likiery, pieczywo, gorące zupy, mięsa, ciasta, lody… Mogę tu zostać?
- Chyba to kochasz, prawda? - pytam Justina, gdy nalewa nam po szklance soku pomarańczowego.
- Po prostu jestem w tym dobry - wzrusza ramionami.
Przechadzamy się przy namiocie i pod nim, rozmawiając z różnymi ludźmi. Zaczyna mnie to męczyć, ale nie daję tego po sobie poznać. Po kilkudziesięciu minutach znowu stoimy w kolejce do szwedzkiego stołu. Jest o wiele więcej ludzi i modlę się w duchu, by Justin z nikim już nie rozmawiał. Nagle odwraca się i patrzy na wejście do Central Parku. Jego oczy się poszerzają i również chcę się tam odwrócić, ale wtedy Justin przyciąga mnie bliżej do siebie i całuje namiętnie, ujmując moją twarz w dłonie. Jestem tym tak zaskoczona, że najpierw mu się całkowicie oddaję, a dopiero potem zaczynam myśleć. Jego język jest tak zwinny i sprawny, że rozluźniam ramiona i pozwalam nieść się dotykiem Justina. Zapominam o gwałcie, zapominam o całym gównie, jakie zrobił mi Justin, zapominam o nieprzespanej nocy ze względu na płacz.
I wtedy Justin mnie puszcza. Patrzy przez chwilę w moje oczy i głaszcze kciukiem mój policzek. To zbyt przejmująca chwila, bym miała jakikolwiek czas na mrugnięcie.
- Poszła już - mówi z przejęciem Justin, wzdychając ciężko.
Poszła? Kto?
- O kim mówisz? - udaje mi się wydyszeć.
- Megan. Jezu, jesteś cała rozpalona - chichocze. - Przytul mnie teraz. I nie rozglądaj się na boki.
Przełykam ślinę i chowam twarz w klatce piersiowej Justina. On kładzie dłoń na mojej głowie i rozczesuje palcami pasma moich włosów. Megan tu jest? Gdzie? Jak wygląda? I czemu Justin pocałował mnie akurat jak się zbliżała? Coś mi tu nie gra i coś mnie tu przeraża. No i jednak zasmuca mnie fakt, że nie zrobił tego z własnej woli, lecz z racji tego, że chciał coś ukryć.
- Dlaczego mnie pocałowałeś? - szepczę w jego koszulę.
- Bo nie chciałem, by do nas podeszła. Dobrze się czujesz? - odsuwa się ode mnie i chwyta moje ramiona, patrząc mi w oczy. - Nie wyglądasz najlepiej.
Cholera. Strasznie duszno się nagle zrobiło…
- Wszystko w porządku. Chciałabym poznać Megan.
- Co? Niby czemu? - Justin unosi brwi. Musiałam go zaskoczyć. - To twoja sąsiadka. Zresztą nie muszę i nie chcę was ze sobą zapoznawać. Co to w ogóle za pomysł? - prycha.
- Żaden - przygryzam wargę i odwracam od niego wzrok. Po co w ogóle to zaproponowałam? Zachowałam się tak, jakbym coś dla niego znaczyła, a przecież nie powinnam tak w ogóle myśleć.
Chwytam jego dłoń i splatam nasze palce, ciągnąc go gdzieś przed siebie. Przecież jestem jego żoną - na niby, ale zawsze - i mogę sobie pozwolić na takie zachowanie.
- Przemyślałaś to, co powiedziałem?
- Tak. I nie jestem pewna, czy powinnam się zgodzić.
Justin wywraca oczami.
- Daj spokój. To dobry układ. Zresztą nieważne, nie mam zamiaru nalegać.
Chrząkam i patrzę na niego niepewnie.
- Chciałabym cię pocałować, Justin.
- Przecież przed chwilą to robiliśmy.
- Ale chciałabym to zrobić tak na serio. Jak twoja żona.
Kręci przecząco głową, rozglądając się niepewnie, po czym patrzy z powrotem na mnie.
- Przecież nią jesteś - uśmiecha się. - Więc to zrób.
Kiedy kładę dłonie na jego ramionach i staję na palcach, dzwoni jego telefon. Uśmiecham się blado i odpuszczam, stając niepewnie obok niego. Obejmuje mnie w pasie, chrząkając i odbiera.
- Tak? Przy telefonie. Co?! - unosi się, odsuwając ode mnie. - Jak to się rozbił?! Żyją? Rozumiem. Tak, będę. To znaczy - patrzy na mnie z niepokojem - przyjadę z ich przyjaciółką.
O Jezu, coś z Britney i Garym?!
Nie mam czasu zapytać. Justin chwyta moje ramię i ciągnie do wyjścia. Cała drżę ze strachu.
Wyłączam wciąż dzwoniący budzik i patrzę, że był ustawiony na ósmą dwadzieścia. W porządku, mam jakieś pół godziny do wyjścia. Wyciągam z torby, którą miałam oddać Justinowi jaśminową sukienkę i patrzę na nią, trzymając ją w górze. Jest piękna, ale cholernie droga. Wzruszam ramionami i kładę ją ostrożnie na łóżku, po czym nasuwam na siebie czarną, koronkową bieliznę. Uwielbiam takie z koronki, bo są najbardziej klasyczne i eleganckie, a poza tym niesamowicie podniecające, co zawsze powtarzał mi Chris.
Wsuwam na siebie sukienkę i klepię się po brzuchu, a potem pośladkach. Jest obcisła i nie do końca wiem, czy powinnam ją zakładać do pracy, ale Justin sam mnie o to poprosił. Nie, poprawka - on mi rozkazał. Ale podoba mi się to.
Susząc włosy, myślę o tym, co mi wczoraj powiedział. Więc gdybym złamała wszystkie warunki umowy, nie musiałabym już u niego pracować. Co bym straciła? Pracę, jakąś posadę, cele. A co bym zyskała? To, że by mnie pieprzył? Chorą satysfakcję? Czy cierpienie, że rozbijam jego małżeństwo? Ten układ jest popieprzony. Nie mogłabym czegoś takiego zrobić. Ale z drugiej strony, może to byłoby lepsze, niż praca u niego i skryte pragnienie jego dotyku. Sama nie wiem.
Przeglądam się w lustrze. Tak ładnie dawno nie wyglądałam, nawet na imprezie z okazji zakończenia studiów. Zakładam jeszcze błyszczący, dopinany kołnierzyk, a na nogi wsuwam szpilki i wzdycham głęboko. Mam nadzieję, że Jasmine nadal nie ma w domu, bo w przeciwnym razie długo bym nie pożyła. Przebrana i gotowa schodzę na dół do kuchni i pierwszy raz od kilku dni postanawiam zrobić sobie kanapki. Jem je powoli, zerkając na zegarek. Straciłam godzinę i nawet jeśli bardzo bym chciała, nie zdążę na dziewiątą do pracy. Zachowuję się jednak tak, jakby w ogóle mi to nie przeszkadzało. Całe szczęście, ogoliłam wczoraj nogi, więc nie muszę się martwić, że stracę kolejne pół godziny.
Biorę ostrożnie kopertówkę pasującą do całego stroju i wychodzę. Szpilki utrudniają mi jazdę, więc je zdejmuję. Przecież nikt nie widzi.
Tuż przed wjazdem nakładam na twarz delikatny makijaż. Nie wiem, czy ta cholerna brama się otworzy, więc zostawiam samochód przy chodniku. Dziewiąta piętnaście. Niewielkie spóźnienie, ale jak on może mi nie wybaczyć, kiedy tak wyglądam?
Chyba ktoś obserwuje mnie w oknie, bo kiedy dochodzę do furtki, ta od razu zwalnia blokadę, dzięki czemu mogę wejść. Obciągam materiał sukienki bardziej w dół. Jezu, jest do połowy ud, czy to nie przesada? Jakby co - zgonię na Justina.
Drzwi otwiera mi on sam i… prawie upadam. Jest cały ubrany w garnitur. Ma idealnie białą koszulę i dopasowane czarne spodnie z marynarką w tym samym kolorze. Włosy podniósł do góry, przez co wyglądają jak po seksie. Przygryzam wargę. Trzyma w dłoni krawat i patrzy na mnie ciepło.
Kurwa… Nie wiem, jak dochodzę do drzwi. Uśmiecham się blado i staram się nie oddychać, bo w innym razie straciłabym przytomność przez jego zapach.
- Chyba muszę kupić ci budzik - mówi za moimi plecami, na co się odwracam i kiwam głową.
- Proszę mi wybaczyć.
- Tylko wtedy, kiedy zawiążesz mi krawat - chichocze, machając materiałem.
Och, krawat. Kiedy ja ostatnio komuś wiązałam krawat?
Odkładam kopertówkę na stolik z kwiatami, po czym podchodzę do Justina. Drżą mi palce. Biorę od niego ten nieszczęsny krawat i zaczynam się nim bawić przy jego szyi. Bardziej wolałabym go rozwiązywać… Suzanne, nie teraz.
Czuję, że mam szeroko otwarte oczy, kiedy wykonuję zadanie.
- Dlaczego nie pytasz, po co kazałem ci przyjść, skoro nie ma tu Jaxona? - Justin przerywa ciszę. Unoszę głowę i spoglądam w jego idealne oczy.
- Chciałam, aby pan… abyś ty mi to pierwszy powiedział.
- Rozluźnij się - Justin kładzie dłoń na moim biodrze, przez co prawie podskakuję. Widzę w jego oczach, że dostrzegł moje zakłopotanie, lecz mimo to nie cofa ręki. - Zostałem zaproszony na bankiet biznesowy firmy z Japonii, której pracownicy przylecieli do Nowego Jorku.
- Gratuluję.
- Niepotrzebnie. Chodzi o to, że muszę wziąć swoją żonę, a wiesz, że nie mogę tego zrobić, więc dzisiaj to ty będziesz grała moją żonę.
Unoszę brwi i kaszlę kilka razy, po czym odsuwam się od Justina.
- W porządku.
- Nie przeszkadza ci to?
- Nie może mi przeszkadzać - wzdycham. - Płacisz mi za to, że wykonuję zadania, które mi zlecisz.
Justin uśmiecha się szeroko i poprawia jeszcze raz swój krawat. Nawet nieźle mi poszło z tym zawiązywaniem.
- Nie znają Jasmine i nigdy jej nie widzieli, więc się nie przejmuj. To bankiet połączony z kolacją, ale nie będziemy na niej zostawiać, chyba że chcesz.
Justin idzie w stronę kuchni, więc podążam za nim, a dźwięk moich szpilek odbija się echem po całym domu.
- Zrobię co ty zrobisz, Justin.
Nalewa sobie wody do szklanki i odwraca się, opierając o blat i przeszywając mnie wzrokiem.
- Wyglądasz oszałamiająco - oblizuje usta. Odwracam wzrok i czuję, jak czerwienię się z zawstydzenia.
Przestępuję z nogi na nogę i czekam, aż wreszcie wyjdziemy.
- Przyjedzie po nas pan Clowes - oznajmia Justin, mijając mnie. Zapominam o wstrzymaniu oddechu i cały jego oszałamiający zapach uderza nie tylko moje nozdrza, ale i całe ciało. Aż mam ochotę się rozpłakać. Jest taki idealny. I chce mnie. Ale muszę się nim dzielić z inną kobietą. I to jest już dla mnie trudniejsze. Szczególnie, że wiem, jak pracowała wcześniej Jasmine. Tak samo jak ja. Czy chcę być jak ona i potem patrzeć, jak Justin zostawia mnie dla kolejnej niani?
Wychodzimy z domu, a samochód już czeka, tuż za moim. Justin przytrzymuje mi drzwi, bym wsiadła, a ja zajmuję miejsce z tyłu.
- Co za idiota tu parkuje? - pyta pan Clowes, kiedy tylko zamykają się drzwi. - Jakby nie można było wjechać na podjazd.
Wbijam się w fotel ze wstydu i zerkam na Justina, który chichocze pod nosem. Cholera, gdybym wiedziała, jak spędzimy ten dzień, zostawiłabym samochód pod domem i przyjechałabym autobusem.
Mam być żoną Justina. Wow, co prawda tylko na pokaz, ale zawsze. To mnie przeraża, ale i ekscytuje, zresztą jak wszystko co z nim związane.
Pniemy się gdzieś w okolice Central Parku. Organizować tu bankiet, ile trzeba mieć kasy? Przecież należy wynająć cały teren, a Central Park nie jest najtańszy. Chyba nawet najdroższy w Nowym Jorku.
- Dzięki - rzuca Justin do pana Clowesa i wysiada, obchodząc samochód tylko po to, by otworzyć mi drzwi.
- Przestań się rumienić za każdym razem, jak na ciebie spojrzę - mruczy mi do ucha, kiedy staję przy jego boku. - Lubię, jak to robisz, ale dziwnie to wygląda, kiedy jesteś moją żoną.
Przełykam ślinę. Ma rację, ale jak mam nad tym zapanować?
Wchodzimy do Central Parku. Trzymam Justina pod rękę i cały czas przygryzam wargę. Na ogromnej posesji postawiono wysoki, rozłożysty namiot. Za nim znajduje się coś na kształt małego domku, ale nie jestem pewna, czy jest tam tylko toaleta, czy więcej pokoi. Pod namiotem dostrzegam wielu ludzi, około pięćdziesięciu gości, wszyscy dostojnie ubrani, niczym na jakiś bal. Siedzą przy okrągłych stolikach, jedzą, piją i rozmawiają. Po prawej stronie od namiotu widzę szwedzki stół.
Justin ściska mocniej moją rękę, przez co niemal dotykam jego piersi.
- To szef japońskiej sieci firm zajmującej się marketingiem - wyjaśnia szybko, kiedy dostrzegamy idącego w naszą stronę starszego mężczyznę. O dziwo nie ma skośnych oczu tak jak się spodziewałam. Wygląda normalnie, jedynie siwizna - jak wiadomo - dodaje mu lat.
- Panie Bieber! - woła z radością i ściska dłoń Justina, kiedy do nas podchodzi. - Pani Bieber, proszę mu wybaczyć - zwraca się do mnie i nachyla się, by pocałować moją rękę. - Martin Kingsley.
- Miło mi pana poznać - kiwam pospiesznie głową.
Cholera, ktoś nazwał mnie panią Bieber! Co za nieziemskie uczucie.
Przez dziesięć minut jestem zmuszona sztucznie się uśmiechać i wysłuchiwać nudnej jak nie wiem rozmowy na temat zysków ze sprzedaży czegoś, czego nazwy nawet nie jestem w stanie powtórzyć. Widzę, że Justin jest strasznie przejęty, jakby to było całe jego życie.
Opuszczamy Martina i idziemy w stronę namiotu.
- Kingsley myśli, że polecę na wszystkie jego zachcianki i zrobię dla jego firmy wszystko.
Unoszę brwi.
- A nie zrobisz?
- Jego firma zbankrutuje w przyszłym miesiącu, bo tak strasznie jest zadłużony. Szuka pomocy u innych, ale nie będę się w to wciągał.
Stajemy przy szwedzkim stole. Jezu, ile tu jedzenia. Kawa, herbata, soki o wszystkich smakach, wina, drinki, likiery, pieczywo, gorące zupy, mięsa, ciasta, lody… Mogę tu zostać?
- Chyba to kochasz, prawda? - pytam Justina, gdy nalewa nam po szklance soku pomarańczowego.
- Po prostu jestem w tym dobry - wzrusza ramionami.
Przechadzamy się przy namiocie i pod nim, rozmawiając z różnymi ludźmi. Zaczyna mnie to męczyć, ale nie daję tego po sobie poznać. Po kilkudziesięciu minutach znowu stoimy w kolejce do szwedzkiego stołu. Jest o wiele więcej ludzi i modlę się w duchu, by Justin z nikim już nie rozmawiał. Nagle odwraca się i patrzy na wejście do Central Parku. Jego oczy się poszerzają i również chcę się tam odwrócić, ale wtedy Justin przyciąga mnie bliżej do siebie i całuje namiętnie, ujmując moją twarz w dłonie. Jestem tym tak zaskoczona, że najpierw mu się całkowicie oddaję, a dopiero potem zaczynam myśleć. Jego język jest tak zwinny i sprawny, że rozluźniam ramiona i pozwalam nieść się dotykiem Justina. Zapominam o gwałcie, zapominam o całym gównie, jakie zrobił mi Justin, zapominam o nieprzespanej nocy ze względu na płacz.
I wtedy Justin mnie puszcza. Patrzy przez chwilę w moje oczy i głaszcze kciukiem mój policzek. To zbyt przejmująca chwila, bym miała jakikolwiek czas na mrugnięcie.
- Poszła już - mówi z przejęciem Justin, wzdychając ciężko.
Poszła? Kto?
- O kim mówisz? - udaje mi się wydyszeć.
- Megan. Jezu, jesteś cała rozpalona - chichocze. - Przytul mnie teraz. I nie rozglądaj się na boki.
Przełykam ślinę i chowam twarz w klatce piersiowej Justina. On kładzie dłoń na mojej głowie i rozczesuje palcami pasma moich włosów. Megan tu jest? Gdzie? Jak wygląda? I czemu Justin pocałował mnie akurat jak się zbliżała? Coś mi tu nie gra i coś mnie tu przeraża. No i jednak zasmuca mnie fakt, że nie zrobił tego z własnej woli, lecz z racji tego, że chciał coś ukryć.
- Dlaczego mnie pocałowałeś? - szepczę w jego koszulę.
- Bo nie chciałem, by do nas podeszła. Dobrze się czujesz? - odsuwa się ode mnie i chwyta moje ramiona, patrząc mi w oczy. - Nie wyglądasz najlepiej.
Cholera. Strasznie duszno się nagle zrobiło…
- Wszystko w porządku. Chciałabym poznać Megan.
- Co? Niby czemu? - Justin unosi brwi. Musiałam go zaskoczyć. - To twoja sąsiadka. Zresztą nie muszę i nie chcę was ze sobą zapoznawać. Co to w ogóle za pomysł? - prycha.
- Żaden - przygryzam wargę i odwracam od niego wzrok. Po co w ogóle to zaproponowałam? Zachowałam się tak, jakbym coś dla niego znaczyła, a przecież nie powinnam tak w ogóle myśleć.
Chwytam jego dłoń i splatam nasze palce, ciągnąc go gdzieś przed siebie. Przecież jestem jego żoną - na niby, ale zawsze - i mogę sobie pozwolić na takie zachowanie.
- Przemyślałaś to, co powiedziałem?
- Tak. I nie jestem pewna, czy powinnam się zgodzić.
Justin wywraca oczami.
- Daj spokój. To dobry układ. Zresztą nieważne, nie mam zamiaru nalegać.
Chrząkam i patrzę na niego niepewnie.
- Chciałabym cię pocałować, Justin.
- Przecież przed chwilą to robiliśmy.
- Ale chciałabym to zrobić tak na serio. Jak twoja żona.
Kręci przecząco głową, rozglądając się niepewnie, po czym patrzy z powrotem na mnie.
- Przecież nią jesteś - uśmiecha się. - Więc to zrób.
Kiedy kładę dłonie na jego ramionach i staję na palcach, dzwoni jego telefon. Uśmiecham się blado i odpuszczam, stając niepewnie obok niego. Obejmuje mnie w pasie, chrząkając i odbiera.
- Tak? Przy telefonie. Co?! - unosi się, odsuwając ode mnie. - Jak to się rozbił?! Żyją? Rozumiem. Tak, będę. To znaczy - patrzy na mnie z niepokojem - przyjadę z ich przyjaciółką.
O Jezu, coś z Britney i Garym?!
Nie mam czasu zapytać. Justin chwyta moje ramię i ciągnie do wyjścia. Cała drżę ze strachu.
Nie chcę się rozpisywać, mam nadzieję, że rozdział Wam się podoba.
Komentujcie, to dla mnie ważne, bo wtedy wiem, ile jest jeszcze sensu w tym, bym pisała to dla kogoś, a nie sama dla siebie.
Ściskam.
Pierwsza! kocham cie i ten blog <3 <3 /martyna
OdpowiedzUsuńKOCHAM TO! Genialnie piszesz, już nie mogę się doczekać następnego <3 głupi telefon :<
OdpowiedzUsuńRozdział oczywiście bardzo zaskakujący i ciekawy ;*
OdpowiedzUsuńTwój styl pisania, aż nie pozwala się oderwać od czytania twojego opowiadania ;) No to czekam na następny ;)
Super!!! Jestem ciekawa co bedzie dalej! :*
OdpowiedzUsuńAle super! Strasznie mi się podoba,czekam na nowy rozdział <3
OdpowiedzUsuńboze ale cudo!!!
OdpowiedzUsuńOMG kocham to :) /sirbizxzle
OdpowiedzUsuńUwielbiam:)
OdpowiedzUsuńJesteś cudowna:)
super :) czekam na nastepny rozdzial :)
OdpowiedzUsuńwszechno to kocha
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! czekam nn
OdpowiedzUsuńsuper :D
OdpowiedzUsuńFajny rozdział i dłuugi:)) Gratulacje i powodzenia <3
OdpowiedzUsuńSUPER !!! CZEKAM NA NEXT !!!
OdpowiedzUsuńOmb, ciekawe co sie stalo.
OdpowiedzUsuńCzrkam na nn xx
Świetny!! Z niecierpliwoscią czekam na następny!
OdpowiedzUsuńJejku kocham to opowiadanie ;***
OdpowiedzUsuńnajlepsze ff.cieżko ale warto czekać na nowe rozdziały!
OdpowiedzUsuńświetne, czekam na nowy!
OdpowiedzUsuńzaskakujący koniec. a rozdział strasznie słodki ❤️
OdpowiedzUsuńWam się serio to podoba? Jestem Belieber, a nawet mi się to nie podoba.
UsuńDziewczyna ma cholerny talent. Nie moge od kilku godzin odejsc od telefonu bo czytam tego bloga. Kazdy ma swoj gust, ale skoro ci sie nie podoba to po co komentujesz i tu wchodzisz? :)
UsuńDobrze się czytało ten rozdział, bo był długi. Oby takich więcej! Buzi:*
OdpowiedzUsuńGenialny <3
OdpowiedzUsuńrozdział cudowny jak Justin :( pisz skarbie! <3
OdpowiedzUsuńZajebisty rozdzial! Zresztą tak jak wszystkie xd twojego bloga naj ♡
OdpowiedzUsuńdlaczego w takim momencie :( Już nie mogę się doczekać kolejnego <3
OdpowiedzUsuńprzysięgam, ze jak jutro nie dodasz nowego rozdzialu to masz przejebane i cie zabije hehehe
OdpowiedzUsuńask: @werawik tt: @biebsiuryx
cudowne ff! <3 x
OdpowiedzUsuńCudowny !! <3 :(
OdpowiedzUsuńjeju super rozdzial <3 skarbie pisz dalej ;*
OdpowiedzUsuńnie mogę się doczekać następnego rozdziału! Serio, pisz dalej, świetne te ff :)) <3
OdpowiedzUsuńJejku... historia Jusa jest taka zagmatwana, on ma tyle tajemnic...
OdpowiedzUsuńKOCHAM.
<3
X.O.X.O.
Omój Boże, co im się stało ?
OdpowiedzUsuńJEZU TLENU SVFGHFF ONA JEGO ŻONĄ I TA MEGAN FFBFRFGF SUPER ROZDZIAŁ ♥
OdpowiedzUsuńJustin chciał żeby była zazdrosna ta Megan :D Czekam na kolejny ^^
Aaa chxe kolejny!
OdpowiedzUsuńswietne, jak zwykle!
OdpowiedzUsuńJEZU ONA JAKO JEGO ŻONA OMG FTGYHUJIK WERKA CUDO TFGYHUJIK CZEKAM NA NASTĘPNY RFTGYHUJIK
OdpowiedzUsuńcudowny rozdział
OdpowiedzUsuńOMB! Co to za telefon?! Co się wgl dzieje? Xd Ona jego żoną! *.*
OdpowiedzUsuńKocham to ! Szybko nexta! <3
Oni muszą być razem! *_*
Cudooo < 3 Czekam na następny < 3
OdpowiedzUsuńświetny :)
OdpowiedzUsuńświetny. ,nie mogłam sie doczekac tego rozdziału. jestem ciekawa co sie stało . czekam na nn ♥
OdpowiedzUsuńjuż myślałam, że zwariuję z braku nowego rozdziału, a tu proszę - jednak nie :) świetny, jak zawsze zresztą :* mam nadzieję, że Britney i Gary'emu nic się nie stało :( czekam na NN <3
OdpowiedzUsuń@saaalvame
Mega mega mega ♥♥ chce kolejny rozdział ♥♥
OdpowiedzUsuńsuper ;)
OdpowiedzUsuńKocham tego fanfika boze! <3
OdpowiedzUsuńNajwspanielszy polski fanfik o Justinie <3 Rozdział był mega, nie mogę się doczekać następnego afghjkl <3 Proszę pisz dalej, masz wielki talent *.*
OdpowiedzUsuńaaaaaaa i ta drama na koniec <3
OdpowiedzUsuńCzekamy!!:)
OdpowiedzUsuńPISZ AZ DO
OdpowiedzUsuńKONCA JA ZAWSZE BEDE CZYTAC/Kamila
Super!! <3
OdpowiedzUsuńSuper rozdział :D
OdpowiedzUsuńuwielbiam te ich momenty, haha, ale przejelam sie koncowka. nie moge sie doczekac nastepnego rozdzialu xx
OdpowiedzUsuńOpowiadanie przypomina mi 50 Twarzy Greya, ale ja cię za to nie zbesztam. Uważam, że jest to cecha tego opowiadania (no, przynajmniej dla mnie.)
OdpowiedzUsuńA co do samego rozdziału, to, cóż nowego mojego napisać. Jak zwykle świetny. Suz pewnie wpakuje się w romans z Justinem, ale na jej miejscu bym uważała, bo nie sądzę, by on potrafił pozostać wiernym jej. Widzimy przecież, że przyprawia własnie Jasmine rogi.
Kocham to <33 Świetny rozdział *.*
OdpowiedzUsuńŚwietny ;) uwielbiam to opowiadanie !!! KCKCKCKCKC <33333333333333
OdpowiedzUsuńŚwietny ;) uwielbiam to opowiadanie !!! KCKCKCKCKC <33333333333333
OdpowiedzUsuńChce więcej więcej i więcej :)
OdpowiedzUsuńAhh cudowny
OdpowiedzUsuńKocham to, kocham to !
OdpowiedzUsuńI ciebie też kocham :D
Cshxshafjsr co się stało? :oooo
OdpowiedzUsuńgenialny rozdział <3
aaaa cudowny, omg niech im nic nie będzie :O bosz uwielbiam to xx
OdpowiedzUsuńNiesamowity 👌💗
OdpowiedzUsuńCudowne <3
OdpowiedzUsuńJejku.. chcę już kolejny rozdział :*
OdpowiedzUsuńOmg zginęli?! Wgl super rozdział. Justin dalej tajemniczy :)
OdpowiedzUsuńBożeeeeee CUDOO ♥♥♥♥ Co jest Britney i Garym??????????????? Czekam na next!!! (@I_MissYouLarry)
OdpowiedzUsuńkdjsnfsbn zaje ! :D
OdpowiedzUsuńTo jest wspaniałe , czekam nn <3
OdpowiedzUsuńKocham to opowiadanie i dziękuję Werka, że nadal je piszesz. Większość odpuszcza sobie po kilku rozdziałach, nawet jak zyska już czytelników. Na pewno zostanę z Tobą do końca jak i mnóstwo innych osób. Rozdział jest najlepszy na świecie jak zawsze. kocham to opowiadanie, nigdy nie przestawaj go pisać,proszę misiu
OdpowiedzUsuńProsze pisz pd rozdzialami kiedy sie pojawi nastepny, bo meczy mnie wchodzenie codziennie i patrzenieczy jest nowy, moglabys ustaliv dzien w ktorym dodajesz.
OdpowiedzUsuńomg a moze to cos z jasmiene i jaxonem ?:)
OdpowiedzUsuń"Jak to się rozbił?! Żyją? Rozumiem. Tak, będę. To znaczy - patrzy na mnie z niepokojem - przyjadę z ich przyjaciółką."
Usuńczytanie ze zrozumieniem. raczej Suz nie jest przyjaciółką Jasmine i Jaxona.
O jejku ale nagły zwrot akcji. Uwielbiam Ciebie i Twoje opowiadania. Nigdy się nie poddawaj i nie przestawaj pisać.
OdpowiedzUsuńIdealnie. Czytałam z wypiekami na twarzy. Czekam na następny. Pisz jak najwięcej.
OdpowiedzUsuńjejuuuuuuuuu
OdpowiedzUsuńczekam na następny jest cudowny!
mam nadzieje że pojawi się szybko :* <3
O w dupe, jasna cholera! Co tu sie dzieje ?! Kocham, absolutnie kocham to opowiadanie. K O C H A M.@befuddled_angel
OdpowiedzUsuńidealny ♥
OdpowiedzUsuńeextra:*
OdpowiedzUsuńNie jestem fanką Justina a mimo to twoje ff tak mnie wciagnelo, najlepsze ff jakie czytałam <3
OdpowiedzUsuńzajebiste, ogromny masz talent Wercia :)
OdpowiedzUsuńcudne jak zawsze, i kocham twój styl pisania jezu
OdpowiedzUsuń@drevvsex
Na Tobie można polegać nigdy mnie nie zawiedziesz :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam to jak piszesz, wiem powtarzam się w każdym komentarzu
już nie mogę się doczekać następnego rozdziału :)
najlepszy .! ;**
OdpowiedzUsuńKocham ♥
OdpowiedzUsuńcudowne x
OdpowiedzUsuńna pewno nigdy tego bloga nie bedziesz pisala tylko dla siebie :) rozdzial swietny, ciekawa jestem co bedzie dalej :))
OdpowiedzUsuńnie piszesz sama dla siebie,czekam niecierpliwie na nastepny rozdział x
OdpowiedzUsuńHgbbuh <3<3<3<3
OdpowiedzUsuńcudowny rozdzial
OdpowiedzUsuńnext
OdpowiedzUsuńCudoo < 3 Czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńCUDOWNIE <3 <3 <3 I MAM MAŁA PROŚBĘ! czy moglabys za każdym dodaniem rozdzialu informowac o tym na asku? byłabym wdzieczna xx
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam ten rozdział już kilka dni temu, ale dopiero teraz mam czas go skomentować. :)
OdpowiedzUsuńCo tu pisać? Rozdział jak zwykle cudowny. Wielkim plusem tego ff jest to, że w każdym rozdziale jest jakaś akcja, dziękuję ci za to. :) Z niecierpliwością czekam na następny. :) Mam nadzieję, że dodasz go niedługo. ;) xx /@bizzlessmile
Zajebiście piszesz, kocham, powaga xx
OdpowiedzUsuńBlagam dawaj nexta bo jux od tygodnia codziennie sprawdzam czy jest nowy.. Jestes swietna i my zawsze tu bedziemy.. Sciskam
OdpowiedzUsuńjeju jakie mega to ff, czekam na kolejny rozdział bo, nie mogę się doczekać co będzie dalej ^_^ <3
OdpowiedzUsuńkocham to ff jest cudowne
OdpowiedzUsuńNajlepsze ff ever naprawde lepsze od Dangerow i Sranferow naprawde jest cudowne wszystko tak idealnie opisujesz x
OdpowiedzUsuńdzisiaj dowiedziałam się o twoim fanfików od koleżanki...na początku myślałam, że to kolejne schematyczny fanfik ale, jednak jestem mile zaskoczona...powiem, że masz talent a to fanfiction jest mega super fantastyczne, czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział <3
OdpowiedzUsuńBlog jest boski!!!
OdpowiedzUsuńjezu, kocham to ff, dkdkslckslfkwpckslcksldk po prostu jest cudowne!
OdpowiedzUsuńkiedy następny rozdział? Czekam już ponad tydzień i no nie mogę wytrzymać! :(( <3
OdpowiedzUsuńPo pierwsze bardzo mi się spodobał pomysł z bankietem, od tych wszystkich opisów, które w Twoim wykonaniu są mistrzowskie i które absolutnie kocham, po te mniej istotne wątki jak na przykład ten z Megan, do zakończenia, którego chyba nikt się nie spodziewał, a na pewno nie teraz. Szczerze mówiąc zapomniałam kompletnie o Britney i Gary'm, więc tym bardziej zszokowało mnie zakończenie :) Ale to dobrze.
OdpowiedzUsuńNie wiem no, chciałabym się czegoś przyczepić, ale nie umiem, nie mam do czego. Kocham tego bloga całym sercem i nie wiem, co bym zrobiła, gdybyś przestała go prowadzić w połowie historii bo jest naprawdę fantastyczny. I moim zdaniem nie powinnaś się przejmować komentarzami. To znaczy, jak wiem, że opinia czytelników dużo dla Ciebie znaczy, ale nie powinnaś zwracać uwagi na ich ilość, bo jestem pewna, że czyta to mnóstwo ludzi i tak samo jak ja są zauroczeni historią Suzanne. Tak więc, pisz dalej, nie zniechęcaj się niczym, a ja czekam na następny :)
Ten blog jest fantastyczny, czytam go od poczatku. Jestes genialna ;*
OdpowiedzUsuń