W drodze do szpitala jestem tak rozluźniona, że niemal zapominam o wypadku. Wzdycham co chwila, uderzając palcami o kierownicę i rozglądam się spokojnie po bocznych lusterkach. Mam przeczucie, że z moimi przyjaciółmi wszystko będzie w porządku, a w dodatku sytuacja z Justinem pomaga mi utrzymywać się w tym przekonaniu. Ten człowiek jest doskonałym lekiem. Britney albo moja mama stwierdziłyby, że twierdzę tak tylko przez seks, jednakże Justin ma coś takiego w sobie, że sama jego obecność wywołuje mój uśmiech. Strasznie mi się podoba i chyba mogę być pewna, że odwzajemnia te upodobania.
Dojeżdżam pod budynek i otwieram drzwiczki. Mam na sobie długą, przewiewną spódnicę do kostek i obcisłą, dopasowaną koszulkę na szerokich ramiączkach. Wieje silny wiatr, więc wszystko niemalże lata wokół mnie, a rozpuszczone włosy dodatkowo utrudniają mi widoczność.
Wchodząc do szpitala, wita mnie charakterystyczny, kwaśny zapach pielęgniarek czy chociażby płynu do podłóg. Nigdy nie wiem, ale każdy rozumie, o co mi chodzi.
Nie pytam nikogo, gdzie jest sala Britney. Nogi same mnie niosą, ponieważ jestem raczej wzrokowcem, więc wczorajszego dnia zapamiętałam wiszące na ścianach obrazy i liczby na drzwiach, bym teraz mogła trafić do celu.
Kiwam głową do lekarza stojącego przy szybie. Wpatruje się w nią z przymrużonymi oczami i skrzyżowanymi na piersi rękami.
- Dzień dobry, jestem przyjaciółką Britney Johnson i Gary'ego Freemana - przedstawiam się.
Patrzy w moją stronę - jak mi się wydaje - chyba odrobinę za późno, ale dokładnie mierzy mnie wzrokiem i czuję krępację.
- Ach. Pani przyjaciółka nie jest już w śpiączce farmakologicznej. Wybudziła się z samego rana, ale była tak słaba, że musieliśmy ją podłączyć do urządzeń podtrzymujących pracę jej serca.
Przez całą jego wypowiedź gorączkowo kiwam głową. Dopiero pod koniec udaje mi się spojrzeć przez szybę. Britney leży w tej samej pozycji co wczoraj, z rękami wzdłuż jej ciała. Widzę, jak jej klatka piersiowa się unosi i nawet słyszę dźwięki owych urządzeń, które jej pomagają.
- A Gary? - pytam, uśmiechając się słabo. Tak strasznie się cieszę, że Britney udało się wybudzić, aczkolwiek brak mi sił, by skakać ze szczęścia.
- Gary jest obudzony, leży w sali na drugim piętrze. Zaprowadzić tam panią?
- Tak, bardzo bym prosiła.
Lekarz przygryza wargę, chyba odrobinę zniesmaczony, że jednak musi tam ze mną iść. Z pewnością ma lepsze rzeczy do roboty.
Mijamy długi korytarz i dochodzimy do srebrzystej windy. Jest przepełniona, więc czekamy, aż wysiądą z niej poprzedni pasażerowie. Czuję się jak przed jakąś fantastyczną wycieczką. W rzeczywistości jest to kolejna, nudna przejażdżka windą, chociaż nie mogę ukryć, że stresuję się przed spotkaniem z Garym.
Wysiadamy na obcym piętrze, gdzie jest o wiele więcej krzeseł niż przy sali Britney. Wszędzie dostrzegam pielęgniarki, ale również pacjentów spacerujących po korytarzu.
Lekarz, z którym idę, nie odzywa się do mnie ani słowem, dopóki nie dochodzimy do otwartych na oścież drzwi mniej więcej w połowie drogi.
- Proszę długo nie siedzieć. Jest zmęczony.
Kiwam głową, a na znak, że zrozumiałam, mój przewodnik odchodzi powolnym krokiem.
Wchodzę do środka sali. Na łóżku przy oknie leży Gary. Ma obwiązaną bandażem głowę i lewą rękę. Jest półnagi, a kołdra odkrył do klatki piersiowej. Spogląda w okno, zaciskając szczękę.
Oprócz jego łóżka znajdują się tu dwa inne, na razie puste, ale różne przedmioty typu książka czy sok pomarańczowy na stolikach obok wskazują, że są zajęte.
- Cześć, Gary - szepczę nieśmiało, a on podskakuje i odwraca się w moją stronę, mrużąc oczy. - Poznajesz mnie?
- Suz… - bierze głęboki oddech. - Siadaj.
Jest tak samo zaskoczony jak ja. Wysuwam spod jego łóżka okrągłe krzesełko i siadam na nim, nerwowo patrząc na Gary'ego.
- Jak się czujesz?
- Wspaniale. Nie wiem, po co mnie tu trzymają. Martwię się o Brit.
Cała jego wypowiedź jest przepełniona krótkimi, szybkimi oddechami, przez co wątpię w słowa o jego samopoczuciu.
- Britney ma się dobrze. Obudziła się, ale musi spać, bo jest zmęczona.
Chcę zapytać go o wypadek, ale obawiam się, że i tak nie uzyskam żadnych informacji. Gary przymyka oczy, oddychając głęboko. Chyba usypia. Przygryzam wargę, rozczarowana, że nic z niego nie wyciągnęłam. Moja obecność tutaj jest rzeczywiście niepotrzebna.
Wstaję i wychodzę, na końcu odwracając się jeszcze, by rzeczywiście być pewną, że Gary śpi.
W samochodzie postanawiam zadzwonić do taty. Może jedzie do Forks i chciałby się zabrać ze mną? Albo ewentualnie, ja z nim?
- Halo? - odbiera od razu.
- Hej, tato! - krzyczę. Zestaw głośnomówiący w ogóle nie sprawdza się na ruchliwych autostradach. - Jesteś jeszcze w Nowym Jorku?!
- Tak, Suzanne. Czemu pytasz?
- Jadę dzisiaj do Forks i pomyślałam…
- Nie! - tym razem to on krzyczy, ale zaraz się uspokaja. - To znaczy… Jeszcze tu zostanę. Mam jutro spotkanie biznesowe niedaleko miasta, pojadę z Emmą.
Automatycznie zaciskam dłonie na kierownicy. Ach, Emma, no tak.
- W porządku. Pa, tato - szepczę. Mam gdzieś, czy mnie usłyszy. Rozłączam się i rzucam słuchawki na siedzenie obok.
Kuźwa, nadal nie mogę uwierzyć w to, że małżeństwo moich rodziców się rozpada przez jakiegoś babsztyla z miasta oddalonego tyle kilometrów od Forks.
Pod dom dojeżdżam wkurzona. Ale na podjeździe widzę R8 Justina i od razu poprawia mi się humor.
Wysiadam, znowu plącząc się ze spódnicą. Justin zamyka za sobą drzwiczki od swojego auta i zaciska kluczyki w dłoni, uśmiechając się do mnie. Ma dżinsowe spodenki do kolan i białą koszulkę z krótkim rękawem. Odsłonił tatuaże, a w dodatku uśmiecha się do mnie promieniście. Piękny.
- Gdzie byłaś?
- No tak - prycham, zatrzymując się kilka kroków przed nim i krzyżując ręce na piersi. - Czy ty kiedykolwiek przywitasz się ze mną, używając zwrotów grzecznościowych?
Udaje niewzruszonego, ale widzę, jak wywraca oczami, powstrzymując się od śmiechu.
- Pytałem, gdzie byłaś, młoda panno.
- W szpitalu. I myślałam, że się już dzisiaj nie spotkamy.
- Żartujesz? - unosi brwi i podchodzi do mnie pewnie. Z bliska - jak zwykle - jest jeszcze piękniejszy. - Miałbym cię puścić bez prawdziwego pożegnania?
Serce zaczyna mi mocniej walić.
- Prawdziwe pożegnanie?
Justin ujmuje moją twarz w dłonie i składa na moim czole krótki pocałunek, po czym odsuwa się i wzrusza ramionami.
- No, to tyle - chichocze.
Co za dupek. Jak zwykle. Parskam śmiechem i ciągnę za materiał jego bluzki, jednocześnie przyciągając go do siebie i czule całując jego wargi. Justin bez problemu mi się oddaje - po prostu na to czekał. Zaczyna całować mnie z zaborczością, obejmując w pasie i przesuwając dłońmi niżej. Aż zapominam, że nadal jesteśmy przed moim domem i wszyscy mogą nas zobaczyć, łącznie z Megan.
Odrywam się od niego, rozglądając, ale kiedy nie zauważam niczego niepokojącego, ponownie patrzę na niego.
- Mówiłam ci, że będę ostrożna, Justin. Nie musiałeś przyjeżdżać.
- A jednak. Jasmine z Jaxonem pojechali do parku i mam do nich dołączyć, ale pomyślałem, że po drodze wstąpię do ciebie.
Och, więc jednak wrócili. Jaxon, okej, ale Jasmine? Czuję lekkie ukłucie w sercu, więc niepostrzeżenie przełykam ślinę.
- Pogodziliście się?
- Zawsze się godzimy.
- I znowu przejeżdżałeś obok mojego domu przypadkiem?
- Mam kilka niewyjaśnionych spraw z Megan - wzdycha, głaszcząc mój policzek, ale wyrywam mu się.
Pieprzony flirciarz. Gra na trzy fronty, a ja jestem w tym całym bagnie na szarym końcu.
- Jedź już. Poradzę sobie - burczę.
Wymijam go i idę do domu, zamykając za sobą drzwi z donośnym trzaskiem. Sama nie wiem, na co jestem wkurzona. Z niewyjaśnionych przyczyn czuję się poniżona i zazdrosna. Ale co ja się dziwię? Chciałam, to mam.
Dojeżdżam pod budynek i otwieram drzwiczki. Mam na sobie długą, przewiewną spódnicę do kostek i obcisłą, dopasowaną koszulkę na szerokich ramiączkach. Wieje silny wiatr, więc wszystko niemalże lata wokół mnie, a rozpuszczone włosy dodatkowo utrudniają mi widoczność.
Wchodząc do szpitala, wita mnie charakterystyczny, kwaśny zapach pielęgniarek czy chociażby płynu do podłóg. Nigdy nie wiem, ale każdy rozumie, o co mi chodzi.
Nie pytam nikogo, gdzie jest sala Britney. Nogi same mnie niosą, ponieważ jestem raczej wzrokowcem, więc wczorajszego dnia zapamiętałam wiszące na ścianach obrazy i liczby na drzwiach, bym teraz mogła trafić do celu.
Kiwam głową do lekarza stojącego przy szybie. Wpatruje się w nią z przymrużonymi oczami i skrzyżowanymi na piersi rękami.
- Dzień dobry, jestem przyjaciółką Britney Johnson i Gary'ego Freemana - przedstawiam się.
Patrzy w moją stronę - jak mi się wydaje - chyba odrobinę za późno, ale dokładnie mierzy mnie wzrokiem i czuję krępację.
- Ach. Pani przyjaciółka nie jest już w śpiączce farmakologicznej. Wybudziła się z samego rana, ale była tak słaba, że musieliśmy ją podłączyć do urządzeń podtrzymujących pracę jej serca.
Przez całą jego wypowiedź gorączkowo kiwam głową. Dopiero pod koniec udaje mi się spojrzeć przez szybę. Britney leży w tej samej pozycji co wczoraj, z rękami wzdłuż jej ciała. Widzę, jak jej klatka piersiowa się unosi i nawet słyszę dźwięki owych urządzeń, które jej pomagają.
- A Gary? - pytam, uśmiechając się słabo. Tak strasznie się cieszę, że Britney udało się wybudzić, aczkolwiek brak mi sił, by skakać ze szczęścia.
- Gary jest obudzony, leży w sali na drugim piętrze. Zaprowadzić tam panią?
- Tak, bardzo bym prosiła.
Lekarz przygryza wargę, chyba odrobinę zniesmaczony, że jednak musi tam ze mną iść. Z pewnością ma lepsze rzeczy do roboty.
Mijamy długi korytarz i dochodzimy do srebrzystej windy. Jest przepełniona, więc czekamy, aż wysiądą z niej poprzedni pasażerowie. Czuję się jak przed jakąś fantastyczną wycieczką. W rzeczywistości jest to kolejna, nudna przejażdżka windą, chociaż nie mogę ukryć, że stresuję się przed spotkaniem z Garym.
Wysiadamy na obcym piętrze, gdzie jest o wiele więcej krzeseł niż przy sali Britney. Wszędzie dostrzegam pielęgniarki, ale również pacjentów spacerujących po korytarzu.
Lekarz, z którym idę, nie odzywa się do mnie ani słowem, dopóki nie dochodzimy do otwartych na oścież drzwi mniej więcej w połowie drogi.
- Proszę długo nie siedzieć. Jest zmęczony.
Kiwam głową, a na znak, że zrozumiałam, mój przewodnik odchodzi powolnym krokiem.
Wchodzę do środka sali. Na łóżku przy oknie leży Gary. Ma obwiązaną bandażem głowę i lewą rękę. Jest półnagi, a kołdra odkrył do klatki piersiowej. Spogląda w okno, zaciskając szczękę.
Oprócz jego łóżka znajdują się tu dwa inne, na razie puste, ale różne przedmioty typu książka czy sok pomarańczowy na stolikach obok wskazują, że są zajęte.
- Cześć, Gary - szepczę nieśmiało, a on podskakuje i odwraca się w moją stronę, mrużąc oczy. - Poznajesz mnie?
- Suz… - bierze głęboki oddech. - Siadaj.
Jest tak samo zaskoczony jak ja. Wysuwam spod jego łóżka okrągłe krzesełko i siadam na nim, nerwowo patrząc na Gary'ego.
- Jak się czujesz?
- Wspaniale. Nie wiem, po co mnie tu trzymają. Martwię się o Brit.
Cała jego wypowiedź jest przepełniona krótkimi, szybkimi oddechami, przez co wątpię w słowa o jego samopoczuciu.
- Britney ma się dobrze. Obudziła się, ale musi spać, bo jest zmęczona.
Chcę zapytać go o wypadek, ale obawiam się, że i tak nie uzyskam żadnych informacji. Gary przymyka oczy, oddychając głęboko. Chyba usypia. Przygryzam wargę, rozczarowana, że nic z niego nie wyciągnęłam. Moja obecność tutaj jest rzeczywiście niepotrzebna.
Wstaję i wychodzę, na końcu odwracając się jeszcze, by rzeczywiście być pewną, że Gary śpi.
W samochodzie postanawiam zadzwonić do taty. Może jedzie do Forks i chciałby się zabrać ze mną? Albo ewentualnie, ja z nim?
- Halo? - odbiera od razu.
- Hej, tato! - krzyczę. Zestaw głośnomówiący w ogóle nie sprawdza się na ruchliwych autostradach. - Jesteś jeszcze w Nowym Jorku?!
- Tak, Suzanne. Czemu pytasz?
- Jadę dzisiaj do Forks i pomyślałam…
- Nie! - tym razem to on krzyczy, ale zaraz się uspokaja. - To znaczy… Jeszcze tu zostanę. Mam jutro spotkanie biznesowe niedaleko miasta, pojadę z Emmą.
Automatycznie zaciskam dłonie na kierownicy. Ach, Emma, no tak.
- W porządku. Pa, tato - szepczę. Mam gdzieś, czy mnie usłyszy. Rozłączam się i rzucam słuchawki na siedzenie obok.
Kuźwa, nadal nie mogę uwierzyć w to, że małżeństwo moich rodziców się rozpada przez jakiegoś babsztyla z miasta oddalonego tyle kilometrów od Forks.
Pod dom dojeżdżam wkurzona. Ale na podjeździe widzę R8 Justina i od razu poprawia mi się humor.
Wysiadam, znowu plącząc się ze spódnicą. Justin zamyka za sobą drzwiczki od swojego auta i zaciska kluczyki w dłoni, uśmiechając się do mnie. Ma dżinsowe spodenki do kolan i białą koszulkę z krótkim rękawem. Odsłonił tatuaże, a w dodatku uśmiecha się do mnie promieniście. Piękny.
- Gdzie byłaś?
- No tak - prycham, zatrzymując się kilka kroków przed nim i krzyżując ręce na piersi. - Czy ty kiedykolwiek przywitasz się ze mną, używając zwrotów grzecznościowych?
Udaje niewzruszonego, ale widzę, jak wywraca oczami, powstrzymując się od śmiechu.
- Pytałem, gdzie byłaś, młoda panno.
- W szpitalu. I myślałam, że się już dzisiaj nie spotkamy.
- Żartujesz? - unosi brwi i podchodzi do mnie pewnie. Z bliska - jak zwykle - jest jeszcze piękniejszy. - Miałbym cię puścić bez prawdziwego pożegnania?
Serce zaczyna mi mocniej walić.
- Prawdziwe pożegnanie?
Justin ujmuje moją twarz w dłonie i składa na moim czole krótki pocałunek, po czym odsuwa się i wzrusza ramionami.
- No, to tyle - chichocze.
Co za dupek. Jak zwykle. Parskam śmiechem i ciągnę za materiał jego bluzki, jednocześnie przyciągając go do siebie i czule całując jego wargi. Justin bez problemu mi się oddaje - po prostu na to czekał. Zaczyna całować mnie z zaborczością, obejmując w pasie i przesuwając dłońmi niżej. Aż zapominam, że nadal jesteśmy przed moim domem i wszyscy mogą nas zobaczyć, łącznie z Megan.
Odrywam się od niego, rozglądając, ale kiedy nie zauważam niczego niepokojącego, ponownie patrzę na niego.
- Mówiłam ci, że będę ostrożna, Justin. Nie musiałeś przyjeżdżać.
- A jednak. Jasmine z Jaxonem pojechali do parku i mam do nich dołączyć, ale pomyślałem, że po drodze wstąpię do ciebie.
Och, więc jednak wrócili. Jaxon, okej, ale Jasmine? Czuję lekkie ukłucie w sercu, więc niepostrzeżenie przełykam ślinę.
- Pogodziliście się?
- Zawsze się godzimy.
- I znowu przejeżdżałeś obok mojego domu przypadkiem?
- Mam kilka niewyjaśnionych spraw z Megan - wzdycha, głaszcząc mój policzek, ale wyrywam mu się.
Pieprzony flirciarz. Gra na trzy fronty, a ja jestem w tym całym bagnie na szarym końcu.
- Jedź już. Poradzę sobie - burczę.
Wymijam go i idę do domu, zamykając za sobą drzwi z donośnym trzaskiem. Sama nie wiem, na co jestem wkurzona. Z niewyjaśnionych przyczyn czuję się poniżona i zazdrosna. Ale co ja się dziwię? Chciałam, to mam.

Króciutki :( ale nie dziwnie się ze Śluz się wkurzyla. Czekam na nn
OdpowiedzUsuńPisanie ze slownikiem -.- mialo być suz ;d sory
UsuńŚluz OMG hahahahaha ;)
UsuńSzkoda mi Suz, a Justin...chlopie do cholery zdecyduj sie noo >.<
OdpowiedzUsuńRozdzial jak zwykle swietny sjsnwjdns ♡
podoba mi się,szkoda że taki krótki.mialam nadzieje że gdy będziesz miała wakacje rozdziały będą się pojawiać regularnie..
OdpowiedzUsuńNo cóż, jak to powiedziała Suz na końcu "chciałam, to mam". Czego ona się spodziewała kręcąc z zajętym facetem lol
OdpowiedzUsuńLubię twój styl pisania i podoba mi się to opowiadanie, chociaż czasem główna postać strasznie mnie irytuje. No, cóż, taki jej urok :)
Czekam na kolejny :)
biedna Suz :( też bym się wkurzyła.... Justin mógłby się w końcu zdecydować na jedną kobietę, ale nie... pffff. :/ ale to wszystko i tak nie zmienia faktu, że kocham to opowiadanie! <3
OdpowiedzUsuńnie mogę się już doczekać kolejnego rozdziału :*
@saaalvame
Super ale rozdziały mogłyby być dłuższe :) pozdrawiam swietnie piszesz na prawdę czekam na nn i życzę weny ściskam xoxo :)) <33
OdpowiedzUsuńSzkoda że krotki ale ważne że jest ;) kurcze, żal mi Suz. Justin kręci z dwoma laskami, mam nadzieję jeszcze, że nic nie czuje do Megan. Super, czekam nn :D
OdpowiedzUsuńWkurza mnie Justin. Mógłby się do cholery w końcu zdecydować, a nie lata od jednej do drugiej -_- Rozdział jak zwykle świetny, chociaż krótki. Czekam na kolejny xx
OdpowiedzUsuńineedangelinmylife.blogspot.com
Fajny ale krótki ;)(
OdpowiedzUsuńfajny, ale Jus jest lekko irytujący XD
OdpowiedzUsuńno i brakuje mi Twoich notek pod rozdziałem! :o
72-fanfiction.blogspot.com
cudowny
OdpowiedzUsuńjestem ciekawa co dalej....dsjndhdbsddf !
OdpowiedzUsuńMiły rozdział, szkoda że krotki :( pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńświetny rozdział
OdpowiedzUsuńniech ona nie spodziewa się że zaraz będzie ślub i tak dalej, on ma syna, mnóstwo romansów za sobą i żonę.
OdpowiedzUsuńJustin tako figo gago kiedyś mu się to skróci.
OdpowiedzUsuń:( krutki. Czekam na nn
OdpowiedzUsuńSuper rozdział :D
OdpowiedzUsuńZ czasem główne postacie coraz bardziej zaczynają mnie wkurzać =.+ Suz sie pcha w toksyczny związek. Mam coraz większe wrażenie że Justin tylko igra z ogniem. Jest z 2 kobietami naraz co już jest chore -.- niech sie ogarnie bo straci je obie ;/ a i tak narazie niewyglada żeby zostawił swoją żone. Mam tylko nadzieje że Suz wkońcu zmądrzeje i odejdzie od tego chłopaka żeby wkońcu przejżał na oczy -.- / Mess ;) ps. Sorry za błędy i świetny blog tg wgle :D
OdpowiedzUsuńsuper ;)
OdpowiedzUsuńRewelacyjny rozdział. Dynamiczne dialogi i akcja. Bardzo dobrze się czyta. Miłych wakacji :-)
OdpowiedzUsuńO jeeeejuuuniuuu !!! Nie dziwie sie, ze ona jest zazdrosna. Tez bym byla :o
OdpowiedzUsuńA on... straszny z niego flirciaz.
Kocham. <3
Trafiłam na to opowiadanie dopiero dzisiaj i przeczytałam wszystkie rozdziały z zapartym tchem! Masz niesamowity talent! Fabuła opowiadania jest świetna! Ale dzisiejszym rozdziałem trafiłaś prosto w moje serce, a dokładnie to tym fragmentem: ''Pieprzony flirciarz. Gra na trzy fronty, a ja jestem w tym całym bagnie na szarym końcu. ''. Jestem teraz w takiej samej sytuacji, ehh biedna Suzanne. Czekam na następny, miłych wakacji !
OdpowiedzUsuńboże, świetny rozdział fgfdhfdghdhghdkg już się nie mogę doczekać nn *-*
OdpowiedzUsuń@kidrawhxo
Uwielbiam to opowiadanie...Szkoda że rozdziały nie pojawiają się częściej.Justin to kobieciarz.Jedna kobietka to mało jak na niego he
OdpowiedzUsuńnajlepsze opowiadanie!
OdpowiedzUsuńOpowiadanie jest wspaniałe *,* mimo wszystko nie poszłabym na taki układ. Nie potrafię się dzielić ludźmi xd
OdpowiedzUsuńno szczerze jestem ciekawa co bedzie dalej- jak wszystko sie potoczy :)
OdpowiedzUsuńdo nastepnego xoxo
Ale z niego dupek... Czekam nn
OdpowiedzUsuńsuper rozdział, czekam na następny <3 *.*
OdpowiedzUsuńJustin niech sie wreszcie pozadnie zastanowi!:( Suz biedna :( Kocham jak piszesz tak zyciowo! Czekam do nastepnego,buziaczki x
OdpowiedzUsuńPiszesz....mega, mega, mega!
OdpowiedzUsuńI dziękuję, że dodałaś rozdział tak szybko, jesteś kochana <3
Jak zwykle perfekcyjny.
OdpowiedzUsuńTrochę mi jej szkoda. Siedzi w tym "czworokącie (?)", tak bardzo o kocha,a mimo to nie może go mieć dla siebie.
Czekam na kolejne :)
Szkoda, że rozdział taki krótki, ale i tak wspaniały. Z niecierpliwością czekam na następny. :) xx /@bizzlessmile
OdpowiedzUsuńKocham <3 i fajnie by bylo gdyby rozdzialy pojawialy sie częściej :D
OdpowiedzUsuńSpełnił moje oczekiwania.
OdpowiedzUsuńPiszesz świetnie.
Miłych wakacji.
Też bym się wkurzyła na miejscu Suz!! :/
OdpowiedzUsuńKocham to ! Genialny rozdział! *.*
<3
Dzisiaj znalazlam tego bloga (przeczytalam wszystko ;) ) i...kurwa dziewczyno...jestes boska!! Kocham to jak piszesz i jeszcze Justin i wgl... o matko ^^ od dzisiaj wszystko komentuje (sorry ze z anonima ale i tak bede sie podpisywac) <3 ★★ //J
OdpowiedzUsuńoby Jasmine zniknela :< Jus i Suz sa taka sliczna para ^^ czekam nn :3
OdpowiedzUsuńrevenge-justin-bieber.blogspot.com
Wspaniały rozdział, ale misia prosimy dodaj już następny, ponieważ mniejsze komentarze mogą być też spowodowane takimi przerwami w dodawaniu, to tylko moja uwaga. xx +cuuudo *--*
OdpowiedzUsuńGratulacje! Zostałaś nominowana do Liebster Award! Więcej na theboyfortheneighborliness.blogspot.com :)
OdpowiedzUsuńwszystko za szybko się dzieje przez co opowiadanie już nie jest tak dobre jak na początku
OdpowiedzUsuńOpowiadanie, jego fabuła, wszystko na prawde mi się podoba lubię jak piszesz:) ciekawe co teraz zrobi suz, w sumie sama tego chciała:/ pozdrawiam i do następnego xx
OdpowiedzUsuńjustin moglby sie troche ogarnac i przestac grac na kilka frontow. to glupie lol czekam na nn ♥
OdpowiedzUsuńWlasnie skonczylam czytal....wow dziewczyno masz na prawde talent. Az ci zazdroszcze. Pisze tu dluzszy komentarz, bo szczerze pod kazdym rozdzialem musialabym pisac "aljdksjdkshdskhdkdhfjd" aka jest zajebisty kocham cie itp. Hahaha . Fabula jest skjdks uwielbiam takie opowiadania, takie jedyne w swoim rodzaju. Ugh kocham cie i to opowiadanie. Jestescie idealni ♥
OdpowiedzUsuń#muchlove @p3rvybeau
Ps. Bledy miga byc bo pisane na tel xo
Ps2. Moglabys mbie informowac? ( @p3rvybeau) masz tyle komentarz w infornowanych ze nie jestem pewna czy sie dodal. X
OdpowiedzUsuńuwielbiam. twoje. ff.
OdpowiedzUsuń@bIessedjelena
Rozdział świetny ale szczerze chciałabym znowu brutalnego Justina.
OdpowiedzUsuńmam nadzieje ze Justin przejzy wkoncu na oczy i bedzie z Suz KOCHAM TO OPOWIADANIE !!!
OdpowiedzUsuńno i gdzie ten rozdział miś :(
OdpowiedzUsuńGenialne :)) czekam nn :)
OdpowiedzUsuńJezu kocham *-*
OdpowiedzUsuńHej! Nominowałam Twój blog do LIEBSTER AWARDS! http://theresnothinglikeus-jes-jus.blogspot.com/2014/07/liebster-awards.html
OdpowiedzUsuńuważam, że tracisz czytelników jak dodajesz jedno opowiadanie raz na miesiąc
OdpowiedzUsuńZdecydowanie się zgadzam, wchodzę tu od 2 tygodni, patrząc, czy jest nowy rozdział
UsuńChyba jeden rozdział jak juz ;) moze dziewczyna ma problemy jakies w zyciu prywatnym? Mamy wakacje i korzystajmy z nich :)
UsuńPewnie, ze zycie prywatne jest ważniejsze ale tutaj ma czytelników i na czas wakacji mozna zawiesić bloga i dac znac jakos czytelnikom. Gdy wchodzisz codziennie przez dłuższy okres czasu i widzisz, ze nie ma niczego nowego masz juz dosc sprawdzania i odchodzisz. Teraz tez znowu przerwa, ale autorka moze mimo wszystko znalezc 5 minut napisac notkę "zawieszam na czas nieokreślony" i nikt normalny nie bedzie miał pretensji..
UsuńKochanie, niestety tylko pod tym postem moglam skomentowac... rozumiem, ze w szkole masz obowiazki itd, ale moze dalabys na znac, co sie dzieje? :D
OdpowiedzUsuńXoxo
Co sie z Toba dzieje?:(
OdpowiedzUsuń