18 sty 2015

Rozdział trzydziesty czwarty

- Powiedz mi najpierw, o co chodzi z Jasmine. Jak się domyśliłeś?
I tak się zaczyna. Justin opowiada mi wszystko ze szczegółami. Co jakiś czas niekontrolowanie otwieram usta, zasysam wargi albo wciągam głośno powietrze. W połowie rozmowy czuję wypieki na twarzy i odruch wymiotny, ale powstrzymuję się tym, że Justin odwraca moją uwagę w stronę czegoś innego. Wszystko przebiega raczej w dziwnym trybie, jestem zdekoncentrowana, zmęczona, potrzebuję snu, a wygląda na to, że zaraz wypiszą mnie ze szpitala. Justin stwierdził, że nie powinnam dalej tu leżeć i właśnie przed chwilą wyszedł, by omówić to z moim lekarzem prowadzącym. Szczerze, myślałam, że bardziej się o mnie troszczy i zgodnie ze stereotypem, to ja powinnam piszczeć, że chcę wrócić do domu, a on twardym i ostrzegawczym tonem powinien zmuszać mnie do ciągłego leżenia w łóżku. Jak widać, z Justinem Bieberem stereotypy nie istnieją, a on ma wobec mnie nieco inne plany.
Przynajmniej podczas jego nieobecności mam okazję zebrać myśli. Wzdycham do siebie i przykładam dłonie do piekących jeszcze policzków. Mam tyle informacji...
Najpierw Justin zdradził, że Jasmine od kilku miesięcy zachowywała się jakoś dziwnie, ale on sam niczego nie podejrzewał.
- Wracała do domu późno, nie chciała ze mną rozmawiać, a w jednym z tych trudnych tygodni naszym jedynym kontaktem był seks - wyjaśniał. - Ja też miałem niewiele czasu i dla niej, i dla Jaxona. Krótko mówiąc, oddalaliśmy się od siebie.
Rzecz jasna, zapytałam wtedy, co było powodem jej zmiany.
- Nie pytałem, ale podejrzewałem, że kogoś poznała. Jestem na siebie wściekły, że wtedy nie zareagowałem.
- Przykro mi - udało mi się z siebie wydusić. Co innego mogłam mu odpowiedzieć?
- Mi też, ale nareszcie nic ci nie jest.
Wtedy nic z tego nie zrozumiałam, ale teraz już wiem, o co mu chodziło.
I właśnie to jeden z tych momentów, podczas których otwierałam usta, wciągałam głośno powietrze i czułam wypieki na twarzy.
- Gdybym zapobiegł temu, do czego dążyła, w pewien sposób bym cię uratował. A teraz...
- Ale Justin - westchnęłam głęboko. - Przecież mnie uratowałeś.
- Ale mogło ci się coś stać!
Kiedy to mówił, niemal warknął, a ja dostrzegłam w jego oczach ból i cierpienie. Zrozumiałam wtedy, że naprawdę się o mnie martwił. Justin Bieber! Martwił się! I to w dodatku o mnie! To nadal nie mieści mi się w głowie.
Wracając do mojej retrospekcji, Justin wspomniał jeszcze o kilku bardziej istotnych szczegółach, które mnie zamurowały.
- Kiedy dowiedzieliśmy się, że jesteś siostrą Josha, Jasmine dokładnie orientowała się, kim on jest. Wtedy też niczego po niej nie poznałem… Boże, ale byłem głupi - zassał wargi, kręcąc głową. - Przecież ona już wcześniej go znała, a ja jak kretyn wierzyłem, że jest we mnie zapatrzona jak w obrazek.
Wciąż nie wiem, czy bardziej żałował wtedy siebie, czy nadal mnie. Te jego gesty, oznaki cierpienia, wstydu, upokorzenia… To otwieranie się przede mną i mówienie mi, że się o mnie martwił… To dla mnie za dużo.
- Ale w jaki sposób skontaktowała się z Joshem? - spytałam. - Przecież on chciał zemścić się na tobie. Nie wiedział, że ja jestem z tobą.
Nie miałam pojęcia, czy to zabrzmiało jak "nie wiedział, że jesteśmy w związku", ale nie przejmowałam się tym.
- Racja, Josh o tym nie wiedział. Jasmine o niczym mu nie powiedziała, bo podejrzewała, że wtedy zaprzestałby swoich czynów. Nie wierzę, że to zrobiła. Utrzymywała z nim kontakty, wiedząc, co chce zrobić Jaxonowi. Co może zrobić tobie!
- Tobie, Justin. On miał na haczyku ciebie.
- Ja nie jestem tu ważny, chodziło…
- Jesteś - przerwałam mu ostro. - Cholernie.
Justin spojrzał na mnie tak przenikliwym i wbijającym w materac spojrzeniem, że miałam wrażenie, że wszystko wokół stanęło. Nigdy nie zapomnę tych jego oczu.
Chryste Panie, nadal czuję suchość w ustach na to wspomnienie. Powiedziałam na głos, że Justin jest ważny i nie mam pojęcia, czy domyślił się, że chodzi o moje uczucia. Ale ten jego wzrok… Wciąż mnie pali.
Streszczając całą tę historię: Jasmine chciała zostawić Justina dla Josha (tu muszę się na chwilę zatrzymać i zadać sobie pytanie - jak można zostawić Justina?! I Jaxona?! To niedorzeczne. Nie chodzi mi o sam wygląd czy zasobność portfela - Jasmine też nie jest biedna. Ale o sam istotny fakt, że Justin i Jaxon to jedne z najwspanialszych osób, które ostatnio poznałam. Znam ich tak krótko, ale tak strasznie jestem z nimi zżyta, że aż mnie samą skręca na myśl, że moglibyśmy stracić kontakt, a co dopiero, gdybym była jego żoną), więc aby szybciej tego dokonać, pomagała mu w jego niecnym planie polegającym na "zniszczeniu" Justina. Nic nie trzyma się kupy. Znam mojego brata i wątpię, żeby zdradził Jasmine swój sekret, gdyby wiedział, kim ona jest, niezależnie od tego, jak bardzo by na nią leciał. Żaden szanujący się człowiek by tak nie postąpił. Tu musi dziać się coś gorszego, o czym nie wiemy, ale nie mam już czasu o tym rozmyślać, ponieważ na salę wchodzi Justin.
Od nowa tracę oddech. Chyba nigdy nie zdołam przyzwyczaić się do jego wdzięków. Za Justinem zjawia się mój lekarz prowadzący z… wypisem.
- Pani stan zdrowia, pani Collins, znacznie się polepsza - mówi pogodnie, ale wygląda na spiętego. - Wykonaliśmy pani wszystkie możliwe i odpowiednie badania, więc może pani wrócić do domu.
Do domu? Hm, tego nie przewidziałam. Czy chcę wracać do domu, w którym dopiero co mnie dręczono?
Dziękuję doktorowi szeptem i odbieram wypis, wzdychając do siebie. Odchylam kołdrę, a Justin automatycznie zjawia się przy mnie, podając mi dłoń.
- Chodź.
A co ja niby robię?
Patrzę na niego wilkiem, a on uśmiecha się do mnie lekko. Chcąc nie chcąc, wstaję i zabieram swoje rzeczy, wolnym krokiem podążając za swoim wybrankiem. 

Zapraszam Was wszystkich na fanfiction mojej przyjaciółki: hauntedbieber :)