22 sty 2015

Rozdział trzydziesty piąty

Wszystko wskazuje na to, że Justin zabierze mnie do hotelu. Chyba domyśla się tego, że nie chcę wracać do domu. Zresztą, to aż nadto oczywiste, a on jest inteligentnym mężczyzną.
Po ostatniej rozmowie z lekarzem, podczas której dowiaduję się, że moja mama zostanie w szpitalu do obserwacji, a potem prawdopodobne jest, że ją wypuszczą, idziemy z Justinem do samochodu. Przez całą drogę trzyma mnie za rękę. Mamy splecione palce, a ja staram się utrzymać równomierny oddech. Chyba nigdy nie przyzwyczaję się do tego, że jego dotyk tak na mnie działa.
- Oddychaj - mówi przy moim uchu. Cholera, czuje moje zdenerwowanie? Chyba się uśmiecha, ale nie jestem w stanie tego stwierdzić przez to, że stoi tyłem do świateł szpitala, a wokół jest ciemno.
Wzdycham i zajmuję miejsce pasażera. Wow, jego samochód jest naprawdę wygodny. Ukradkiem zerkam na kierownicę i widzę znaczek audi. Zmienił auto? Chyba ostatnio widziałam go z inną marką. Zresztą, nie pamiętam.
Gdy zajmuje miejsce kierowcy, dociera do mnie, że to pierwszy raz, kiedy będę go widzieć podczas jazdy. Wspominał przecież, że nie lubi kierować, gdy ktoś z nim jest. Przymykam oczy. Tak, pamiętam - wychodziliśmy wtedy ze studia tanecznego, gdzie przyjechałam, by odreagować po… gwałcie. Przełykam gwałtownie ślinę. Kurwa!
Nie wiem, co się ze mną dzieje, ale zaczynam głośniej oddychać, niemal dyszę. Przesuwam się bliżej drzwi. Chryste, przecież mu wybaczyłam. Przecież uprawialiśmy potem seks. Czysty seks, którego sama chciałam.
Co ja odwalam, do cholery? Schylam się i ukrywam twarz w dłoniach, chowając się między kolanami.
- Suzanne? - słyszę obok. Spadaj.
Justin dotyka moich pleców, a ja wydaję z siebie krótki krzyk i wzdrygam się, kręcąc głową.
Boże. Nie chcę. Niech mnie zostawi. Jesteśmy sami, sami na prawie pustym parkingu, sami w samochodzie, który Justin pewnie już zamknął, żebym nie mogła wyjść. Owinął mnie sobie wokół palca. Zrobił to wszystko, żeby mnie dosięgnąć. Uratował mnie, żeby samemu dokończyć zemstę Josha. Nie, to się nie dzieje.
- Powiesz mi?
Zaczynam płakać. Chcę stąd wysiąść. Tak. To właśnie powinnam zrobić.
Podnoszę głowę i walczę z zamkiem. Rzecz jasna, samochód jest tak nowoczesny, że wystarczy tylko lekko dotknąć jakiegoś przycisku. Drzwi się otwierają, a ja wypadam na beton. Utrzymuję równowagę i patrzę na szpital. Biec tam czy uciekać gdzieś indziej?
- Suzanne - słyszę za sobą i automatycznie się odwracam. Justin obszedł auto i powoli zbliża się w moją stronę.
Zdaję sobie sprawę z tego, jak wyglądam. Wiatr targa moje włosy, a one przyklejają się do mokrej od łez twarzy. Ale jestem silna. Wyglądam na słabą, ale przecież wcale tak nie jest.
Robię krok w tył.
- Nie podchodź - mamroczę, zaciskając pięści.
Justin zamiera i lekko rozchyla usta. Nie wie, co jest grane. Ale ja też nie wiem; myślałam, że już wyleczyłam się z tego załamania nerwowego. Jakiego załamania, besztam się w myślach. Popłakałam sobie kilka godzin, a potem poszłam tańczyć. Po prostu depresja z najgorszym stadium choroby. Prycham mimowolnie, kręcąc głową.
- Co się dzieje? - Justin jest wyraźnie wstrząśnięty. Przejął się, widzę to. I słyszę.
- Nie… - szlocham, zaciskając szczękę. Niewiele mi to pomogło. Przez napięte mięśnie zamiast sprawiać wrażenie silniejszej, jeszcze bardziej płaczę.
Justin jest tak blisko, że wystarczyłby krok w jego stronę, żebym go dotknęła. Stoję jak sparaliżowana. Co mi się stało?
Wyciąga do mnie dłoń. Robi to tak powoli, że mam wrażenie, że mija wieczność, zanim mnie dotknie.
Boże. Znowu się wzdrygam.
Patrzę na niego i oblizuję usta. Zagryzam mocno dolną wargę i niekontrolowanie wpadam w ramiona Justina. Przytula mnie do siebie mocno, chociaż jest zaskoczony, tak samo jak zresztą ja. Zachowuję się jak kretynka. Jak dziesięciolatka. Ściskam materiał jego ubrania i płaczę, zaciskając powieki.
- Przepraszam - udaje mi się wydusić, kręcąc głową.
- Dlaczego to zrobiłaś?
Unoszę wzrok, by widzieć jego twarz. Jest tuż przy mnie. Czuję urywany oddech Justina.
- Przypomniało mi się… jak mnie zgwałciłeś.
Po swoim wyznaniu z powrotem wracam do wcześniejszej pozycji, skulona w uścisku Justina. Co mnie ugryzło? Powinnam się chyba zapisać do specjalisty.
- Nie zrobię ci krzywdy - Justin głaszcze mnie powoli po plecach. - Jesteś przy mnie bezpieczna.
- Wiem - odpowiadam na jednym wdechu, bo rzeczywiście, to prawda.
- Wracamy do samochodu?
- Tak.
Odsuwam się od niego i ocieram łzy, po czym znowu wsiadam do auta i staram się uspokoić. Nawet nie wiem kiedy Justin znajduje się przy mnie i odpala silnik, ruszając z parkingu. Z głośników rozbrzmiewa muzyka klasyczna i bez problemu rozpoznaję w niej Mozarta. Mama to puszczała, kiedy Josh uczył się grać na pianinie. Mimowolnie się uśmiecham.
- Podoba ci się? - Justin mruczy. Jest skupiony, ale jednocześnie rozluźniony.
Zerkam na niego. Ma taką młodą twarz. Prowadzi spokojnie, łagodnie. To prawdziwa przyjemność jeździć z nim. Zachwycam się pięknem jego twarzy i zupełnie zapominam o chwilowym ataku paniki, który dopadł mnie przed chwilą. Niemalże zapominam też o pytaniu, które mi zadał.
- Tak, uwielbiam Mozarta - udaje mi się odpowiedzieć, choć nie do końca byłam pewna, czy pytał o muzykę, samochód czy siebie.
- Doprawdy?
- Naturalnie.
Cmoka z uznaniem i kiwa głową, jadąc na obrzeża Forks. Pamiętam, że jest tu niewielki motel. W końcu Forks to niedużych rozmiarów mieścina i nie należy się tu spodziewać pięciogwiazdkowych hoteli.
Zatrzymujemy się na parkingu, lecz zanim zdążę wysiąść, Justin obchodzi samochód i otwiera mi drzwi, podając dłoń. Uśmiecham się do niego lekko, co odwzajemnia.
Budynek jest niewielki, zbudowany z prostego kamienia; do brązowych drzwi prowadzi wąski chodnik, a drogę oświetla lampa uliczna. Justin, rzecz jasna, w ogóle tu nie pasuje, dlatego to aż tak mi się podoba.
W recepcji wita nas młoda kobieta, na oko w moim wieku. Jest znużona, ale kiedy widzi Justina, prostuje się i przełyka ślinę. Justin prosi o dwuosobowy pokój, a ja zagryzam wargę, świadoma spania z nim na jednym łóżku. Recepcjonistka mierzy mnie krwiożerczym spojrzeniem. Ha, ja wygrałam, a nie ty!
Jestem tak śpiąca, że ledwo widzę, gdy idziemy do wyznaczonego pokoju. Justin otwiera przede mną drzwi, a ja wchodzę i widzę dwa rozdzielone łóżka, między którymi stoi szafka nocna z lampką. Prycham. No tak, czar pryska.
Justin staje obok mnie, marszczy czoło i chichocze, wzruszając ramionami.
- Wezmę prysznic, zgoda? - pyta, ale nie czeka na odpowiedź, tylko od razu skręca w prawo i znika za skrzypiącymi drzwiami pewnie malutkiej łazienki. Podchodzę do jednego z łóżek i opadam na nie, przykrywając się zimną kołdrą. Jutro nad wszystkim się zastanowię. Przecież jutro też jest dzień. Zamykam oczy i nawet nie wiem, w którym momencie, ale zapadam w sen.

Nie lubię notek końcowych, dobrze o tym wiecie, że nigdy nie mam pojęcia co pisać. Buziaki i pozdrawiam, do następnego ;)