28 sty 2015

Rozdział trzydziesty szósty

Dłonie Justina są na moim ciele, jego wargi, włosy... Czuję wszystko. Całuje moją szyję, a ja odchylam głowę w tył, poddając się temu błogiemu uczuciu. Mam oczy szeroko otwarte, dlatego za plecami Justina dostrzegam postać. Stoi nad nami z batem i przygląda się nam ze złością. Widzę, jak zaciska pięści. Chcę krzyknąć, chcę uwolnić Justina od uderzenia, chcę go uchronić... Oprawca podnosi rękę, a ja zaczynam się dusić.
To Josh.
Wpada w trans, bije plecy Justina, rani go niemiłosiernie, a on krzyczy i osłania mnie własnym ciałem. Jest tak blisko, a jednocześnie tak daleko. Zdaje mi się, że ten krzyk wydobywa się gdzieś ze mnie, mimo, że widzę przecież, że to nie ja wrzeszczę. Chcę płakać. I płaczę, ale nie czuję tego. Justin oddala się ode mnie, jakby Josh ciągnął go za niewidzialną linę. Obraz się załamuje, a ja cofam się w przerażająco szybkim tempie, wyciągając jeszcze dłoń i próbując dosięgnąć Justina i brata. Wpadam w ciemną otchłań.
Kiedy się budzę, jest ciemno. Wydaje mi się, że jeszcze śpię, ale to tylko dlatego, że wciąż słyszę krzyki. Podpieram się na łokciach i patrzę w lewo, na łóżko Justina.
Mężczyzna wije się i płacze, ściskając materiał pościeli w pięściach i przyciskając go do swojego ciała.
Cholera.
Odgarniam kołdrę i wyskakuję ze swojego łóżka, dając krok w kierunku Justina. Siadam na jego materacu i kładę mu dłonie na ramionach.
Wygląda strasznie, kiedy tak cierpi.
- Justin - szepczę, głaszcząc jego ciało. Nie ma na sobie koszulki, więc czuję jego drżącą skórę jeszcze bardziej. - Justin, skarbie - powtarzam, ujmując jego twarz w dłonie.
- Zos... taw - mamrocze, kręcąc się i mocniej zaciskając powieki. - Nie doty... kaj... jej - wydaje mi się, że teraz warknął.
Chryste, co mu się dzieje
Zbiera mi się na płacz, ale zatrzymuję go w sobie i wchodzę na łóżko, siadając na Justinie okrakiem i starając się tym samym powstrzymać jego ruchy, inaczej spadnie. Nachylam się i głaszczę jego policzki, unieruchamiając jego głowę.
- Kochanie - wzdycham, patrząc na niego z bólem.
Błagam, obudź się. Obudź się. Obudź się. 
Nie widzę dokładnie jego wyrazu twarzy, ale przez odsłonięte okno i uliczne światła dostrzegam zmarszczki na jego czole i wokół oczu, spowodowane zbyt mocnym zaciskaniem powiek i martwieniem się o coś. Boże.
- Jestem tu - mówię spokojnym głosem.
Justin nieruchomieje, kiedy przykładam swoje usta do jego policzka i lekko go tam całuję. Ma taką zimną skórę, mokrą od potu i łez.
Po chwili otwiera powoli powieki, mrugając kilkakrotnie oczami. Błądzi wzrokiem po suficie, a gdy przesuwam kciukami po jego szczęce, patrzy na mnie. Widzę tylko połowę jego twarzy, w dodatku nie do końca wyraźnie, ale i tak wydaje mi się, że zapamiętam to spojrzenie do końca życia. Jest przepełnione bólem, zgubieniem, cierpieniem... Może tęsknotą? Zagryzam wargę. Mój biedny Justin.
- Jestem tu - powtarzam, lekko się uśmiechając.
Oboje dyszymy i wpatrujemy się w siebie, nasłuchując swoich miarowych oddechów. Mam wrażenie, że mija sto lat, zanim Justin rozchyla usta, żeby coś powiedzieć.
- Co się stało?
Musi chrząknąć, żeby przywrócić swój normalny ton.
- Miałeś koszmar.
Na znak, że zrozumiał, kiwa powoli głową, po czym przesuwa dłońmi po moich plecach, zatrzymuje się na łopatkach i mocno mnie do siebie przyciska. Prawie tracę oddech, ale nie obchodzi mnie to. W tym momencie mogłabym nawet dla Justina umrzeć.
- Przepraszam - mamrocze, a mnie ściska się serce.
Próbuję unieść na niego spojrzenie, ale przykłada prawą dłoń do mojej głowy i skutecznie zatrzymuje mnie przy swojej klatce piersiowej. Przy swoim sercu. Słyszę dokładnie, jak szybko i mocno wali.
- Nie przepraszaj - wypuszczam powietrze z ust. - Powiesz mi, co ci się śniło?
- Nie.
Mówi to tak szybko, że wydaje mi się, że na mnie syczy. Kiwam powoli głową. Nie powinnam pytać. Co ja tam dla niego znaczę? Na pewno nie jestem ważna na tyle, by usłyszeć wyjaśnienie. Ale jeśli nie chce, nie będę nalegać.
Chcę się podnieść i wrócić do swojego łóżka, ale Justin bierze głęboki wdech.
- Zostań ze mną - szepcze, nawijając sobie kosmyk moich włosów na palec.
Jego prośba jest przepełniona błogim uczuciem tęsknoty. A więc jednak, nie myliłam się. Ochoczo obejmuję Justina w pasie i mocno się do niego przytulam, jakby był uroczym, ogromnym misiem. Dla mnie jest. Jak widać, to nie tylko facet z mnóstwem firm i wielkim bogactwem, ale także ze swoimi małymi i niemałymi problemami. Ta świadomość ściska moje wnętrzności jeszcze bardziej. Oddałabym całe swoje szczęście, by on też był szczęśliwy.
Muskam jego odsłonięte ciało i lekko się uśmiecham.
- Dobranoc, Justin.
Odpowiedź otrzymuję niemal od razu.
- Dobranoc, Suzanne.
Rozpływam się i słyszę, że on też, uspokajając swój oddech i oplątując mnie silnymi ramionami.

Zachęcam do słuchania playlisty (w zakładkach), polecania bloga komu się da i dalszego czytania. Dziękuję, że jesteście!