27 lut 2015

Rozdział czterdziesty drugi

Przez całą drogę jestem rozkojarzona, ale w końcu jakoś dojeżdżam na miejsce. Wysiadam z auta i zamykam ostrożnie drzwi.
Nie mam na nic siły. Wchodzę do domu, lekko uśmiechając się do siebie. Nie powiem nic ani mamie, ani Britney. Jeszcze w ogóle nie rozmawiałam z mamą o Joshu, ale wiem, że wie, że to on za wszystkim stoi - policja na pewno jej powiedziała. Gdybym wyjawiła, że jej syn jest w okolicy, z pewnością chciałaby do niego pojechać, uściskać, pocałować w czółko i przebaczyć. To jej dziecko, ale ja nie jestem taką siostrą samarytanką, dlatego będę milczeć.
- Jesteś wreszcie - mówi z ulgą Britney, pojawiając się w korytarzu i odbierając ode mnie zakupy. - Płakałaś? - marszczy czoło.
O w mordę. Przykładam dłonie do policzków.
- Po prostu ziewałam - chichoczę. Błagam, uwierz mi.
Przyjaciółka unosi brwi i jeszcze przez chwilę mi się przygląda, ale w końcu daje za wygraną i znika w kuchni. Uff, co za ulga.
Zdejmuję buty i idę za nią, przeczesując włosy palcami. Wzdycham głęboko, opierając się o blat, podczas gdy ona wszystko rozpakowuje.
- Nie wiem, czy jest sens robienia tej pizzy dzisiaj - wzrusza ramionami. - Twoja mama już wzięła prysznic i położyła się w pokoju gościnnym na dole. Kiedy cię nie było, zjadłyśmy orzeszki, które znalazłam w szafce.
To może i lepiej, bo nie jestem pewna, czy w moim stanie zdołam cokolwiek przełknąć.
Kiwam głową.
- W porządku, zrobimy ciasto i zjemy je jutro na śniadanie, a pizzę na obiad - uśmiecham się lekko. - Ja też zaraz się położę.
- Na pewno wszystko okej?
- Tak - wypuszczam powietrze z ust, wzruszając ramionami.
- Justin dzwonił do ciebie jakieś dwanaście razy, ale w końcu wyłączyłam twój telefon. Masz strasznie głośny dzwonek.
Justin do mnie dzwonił? Aż tyle razy? Ale po co? Przełykam ślinę, zagryzając usta.
- Ej, znowu się rumienisz! - Britney chichocze, a ja robię się czerwona jeszcze bardziej, w końcu uśmiechając się do niej.
- Pewnie chodzi o pracę, chciał zapytać, o której jutro przyjdę.
Tak, z pewnością.
- Jak chcesz. Dobranoc, mała - Britney cmoka mnie w policzek i znika za progiem, a ja odprowadzam ją wzrokiem na tyle, na ile mogę.
Kiedy zostaję sama, ukrywam twarz w dłoniach i oddycham głęboko, osuwając się po szafce i kucając przy niej, zaczynam płakać. Chcę dać upust emocjom. Dzisiaj już płakałam i to dobija mnie jeszcze bardziej. Josh, Josh, Josh. Co się między nami stało, bracie?
Potrzebuję się w kogoś wtulić, ale oprócz mamy i Britney nie mam przy sobie nikogo. Justin? Nie, pewnie jest zajęty. Zresztą, gdybym do niego zadzwoniła, wyszłabym na idiotkę pchającą mu się do łóżka tak, jak sam tego chce.
Podnoszę się i poprawiam koszulkę, po czym biorę leżący na blacie telefon. Britney pewnie przeniosła go tutaj, żeby nie dzwonił w salonie, ale to i tak nic nie dało. Rzeczywiście mam głośny dzwonek.
Czekając na włączenie ekranu, wystukuję palcami rytm. Chryste, odkąd zaczęłam pracować u Bieberów tyle się u mnie zmieniło. Naraziłam siebie i swoją rodzinę na utratę życia, pokochałam nieodpowiedniego mężczyznę... To wszystko mnie dobija.
Tak jak mówiła Britney, Justin dzwonił mnóstwo razy. Dwanaście zanim wyłączyła telefon i pięć po. Dostałam też dwa SMS:

Śpisz? Oddzwoń, proszę. Musimy porozmawiać.

Co się z tobą dzieje? Zaraz do ciebie przyjadę, przysięgam, Collins.

Collins. Zwrócił się do mnie po nazwisku, a to oznacza, że chyba był zły. Musimy porozmawiać? Niby o czym? Nie jestem pewna, czy chcę rozmawiać akurat z nim. Odczytałam wiadomości, więc Justin dostanie informację, że to zrobiłam, a w dodatku dowie się, że włączyłam komórkę. Zostawiam ją na blacie i idę na górę. Owszem, chcę się do niego przytulić, ale nie chcę, by tu przyjeżdżał. Nadal pamiętam, że nazwał mnie dziwką. No, prawie, ale dla mnie tak to zabrzmiało.
Zmieszana idę na górę i wchodzę do łazienki. Zdejmuję ciuchy i kładę je na koszu z brudnymi rzeczami, po czym wchodzę szybko po prysznic i unoszę go nad głowę, odchylając się do tyłu. Próbuję zmyć z siebie wszystkie sprawy, które mnie osaczyły. Wiem, że na świecie są ludzie ze znacznie większymi problemami, ale moje też nie są błahe. Nie rozpaczam przecież z jakiegoś durnego powodu.
Przebieram się w krótkie spodenki i zakładam koszulkę ze Śpiącą Królewną. A co, przecież mi wolno.
Kładę się na łóżku i przeczesuję dłonią włosy, oddychając głęboko. Zasypiam zalana łzami.
Gdy się budzę, jest jeszcze ciemno. Czyjeś włosy dotykają mojej szyi, a mnie samej jest piekielnie gorąco. Mrugam kilkakrotnie powiekami i marszczę czoło, zerkając w dół. Widzę czyjeś silne, wytatuowane ramiona oplecione wokół mojego brzucha. Rozchylam usta. Miarowy oddech, który czuję na obojczykach, należy do Justina. Boże!
Prawą nogę przełożył przez moją prawą, plącząc je razem. Od kiedy tu jest? Kto go wpuścił? Która godzina? Czy na pewno już się obudziłam, a może jeszcze śpię?
Unoszę wolną dłoń i wsuwam palce w miękkie włosy Justina. Nie wiem dlaczego, ale w kącikach moich oczu pojawiają się łzy, które szybko ścieram. To łzy szczęścia? Oby, ale bezsprzecznie się wzruszam. Justin nie ma koszulki i leży pod kołdrą przy moim ciele. Tyle jestem w stanie zobaczyć przez szarość świtu za oknem i tyle jestem w stanie wyczuć przez gorącą temperaturę ciała mojego towarzysza, która mnie wręcz pali.
Jest taki spokojny, taki bezbronny. Jak mogłam być na niego zła? Kiedy się obudzi, muszę z nim porozmawiać. Po co w ogóle przyjechał? I jak?
Nie muszę czekać długo na rozpoczęcie konwersacji. Justin trąca nosem moją szyję, odsuwając się nieco i unosząc na mnie spojrzenie.

Zapraszam na ff hauntedbieber.
Niedługo nowy, a potem kilka niespodzianek.