3 mar 2015

Rozdział czterdziesty trzeci

Unosi lekko kąciki ust, podciągając się wyżej. Leżymy teraz tak, że to on jest nade mną i muszę nieco zadzierać głowę, by wciąż go widzieć. Odczuwam ulgę po tym, jak zabrał swoją nogę i rękę. Od razu biorę głęboki wdech, ale w pokoju i tak jest duszno, więc nie mogę nacieszyć się żadnym świeżym powietrzem. Justin unosi dłoń i przykłada palce do mojego policzka, głaszcząc go kciukiem. Od razu zasysam wargi.
- Hej, maleńka - mruczy, oblizując usta i nie spuszczając wzroku z moich oczu.
- Hej - bąkam zachrypniętym głosem, więc szybko muszę odchrząknąć.
Nagle poważnieje i wzdycha, po czym podnosi się na łokciu i nachyla nade mną, błądząc kciukiem po mojej szczęce.
- Kiedy przyjechałem, byłaś zapłakana - szepcze. - Dlaczego?
- Kiedy przyjechałeś?
- W nocy - odpowiada szybko. - Nie odpowiadałaś na moje wiadomości, a ja musiałem z tobą porozmawiać. Britney nie chciała mnie wpuścić, ale powiedziałem, żeby się o nas nie martwiła. Zastałem cię śpiącą, ale mruczałaś coś pod nosem, a na policzkach wciąż miałaś niezaschnięte łzy... Ej, czemu znowu płaczesz?
Płaczę? Nawet nie wiem, że to robię. Oczy same mi się zaszkliły. Wzruszam niedbale ramionami i przysuwam się do Justina, obejmując go spontanicznie w pasie i chowając twarz przy jego klatce piersiowej. Jest taki ciepły i tak idealnie pachnie.
Podnosi swoją dłoń i kładzie mi ją na plecach, muskając wargami moje włosy.
- Nie płacz, nie lubię, kiedy płaczesz - wzdycha. - Czy jest sposób, w jaki mogę ci pomóc? Albo chociaż powiesz mi, dlaczego płaczesz? I dlaczego płakałaś wczoraj?
Tyle pytań naraz. Chryste, nie możemy nieco zwolnić? Biorę ostatni głęboki wdech, zaciągając się zapachem Justina i odsuwam się od niego. Odgarniam kołdrę na wysokość naszych bioder i przykładam palce do brzucha mojego towarzysza. Od razu się napina, ale udaję, że nie zwracam na to uwagi. Przesuwam opuszkami po mięśniach, nie mogąc nadziwić się ich wspaniałości. Ciało Justina to najcudowniejsze ciało, jakie kiedykolwiek widziałam w życiu.
Zmieniam tor i ruszam w kierunku tatuaży. By do nich dotrzeć, muszę odznaczyć linię przy piersiach i czuję, jak serce Justina mocno bije, jakby próbowało wyrwać się na zewnątrz. Zatrzymuję się przy arabskim napisie pod lewym obojczykiem. Unoszę zaciekawione spojrzenie na Justina. Jest we mnie wpatrzony jak w obrazek.
- Co to znaczy?
- "Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje". To po hebrajsku, z Pisma Świętego. - Och, więc jednak hebrajski, a nie arabski.
Zasycha mi w ustach. Justin Bieber czyta Pismo Święte? I dodatkowo zwraca uwagę na taki cytat? Przecież on sam jako osoba odbiega daleko od Boga. Mimo, że jest taki pomocny i dobry, to jest rozrzutny, samolubny, władczy, no i dodatkowo nie próbował nigdy ratować swoich małżeństw.
- Ktoś cię zmusił, żebyś to sobie wytatuował?
Dopiero kiedy wypowiadam to pytanie, zdaję sobie sprawę, jak okropnie zabrzmiało. Justin marszczy brwi.
- Coś sugerujesz?
- Nie - mamroczę, zasysając wargi i przesuwając palcami po wytatuowanych słowach.
- Czekaj - Justin łapie mój podbródek i unosi go w górę, bym na niego spojrzała. - Czy jest coś, co chcesz mi powiedzieć?
Kuźwa, no to fajnie.
- Nie, Justin - przełykam ślinę, wzdychając ciężko. - Po prostu, nie sądziłam, że jesteś osobą religijną.
- Ten cytat był ważny dla mojej matki. Mówiła, bym kierował się nim, idąc przez życie. To, że mi nie wyszło, to już moja sprawa, Suzanne.
Czuję się winna, więc od razu robię się purpurowa na twarzy i wracam do studiowania jego ciała.
- Poznasz mnie kiedyś ze swoją matką? - pytam nagle, głaszcząc jego obojczyki i nie patrząc mu w oczy.
- Chciałabyś?
Kiwam lekko głową, wciąż nieco speszona.
- Zobaczę, co da się załatwić.
Wow, ale super! Poznam jego rodzinę! To będzie poważny krok w moim życiu, ponieważ do tej pory nie usłyszałam o rodzicach Justina ani słowa.
Mój entuzjazm od razu ustępuje miejsca strachu i zdenerwowaniu. Boże, poznam jego rodzinę! Uspokój się, kretynko. Przecież tylko powiedział, że zobaczy, co da się załatwić, a ty zachowujesz się tak, jakbyś już miała szykować się na wspólną kolację.
Na lewym ramieniu Justina widnieje anioł odwrócony do odbiorcy plecami. Ma rozłożone skrzydła i został "narysowany" tylko do tułowia. Kolejny religijny symbol, ale już o niego nie pytam. Pod aniołem dostrzegam datę.
- Urodziny Jaxona - tłumaczy Justin, zanim zdążę się odezwać.
Jeju, jakie to słodkie. Od razu się uśmiecham.
Z daleka miałam wrażenie, że tatuaży jest mnóstwo, ale to wszystko przez to, że są takie duże. Oprócz napisu, daty i anioła, Justin ma jeszcze kwiaty (które jak dla mnie są kiczowate, ale ich nie komentuję) oraz szczyty gór, które po jednej stronie są strome i ośnieżone, a po drugiej łagodne i pokryte mchem. Wszystkie tatuaże są czarno-białe, więc mogę się w sumie tylko domyślać, że to mech. Kończę studiowanie i unoszę palce na wysokość twarzy Justina, dotykając jej, aż w końcu unoszę brodę i składam na linii żuchwy delikatny pocałunek. Odsuwam się i opadam na poduszkę, wzdychając ciężko.
- Gotowa? - pyta Justin.
- Gotowa na co?
- Na udzielenie odpowiedzi na moje pytania.
Ach, myślałam, że zapomniał. Przygryzam wargę, wzruszając ramionami.
- To nic takiego, Justin. Dziewczyny czasem tak mają, że muszą sobie popłakać.
- Czemu robisz ze mnie durnia? - burczy, ale nadal jest spokojny. - Przecież wiem, że coś się stało. Czemu nie odpowiadałaś na moje wiadomości?
- Ja... - biorę kawałek kołdry i zaczynam się nią bawić w dłoniach. - Byłam na ciebie zła.
- Zła? O co?
- Nazwałeś… nazwałeś mnie dziwką - szepczę, sama ledwo będąc pewną, że cokolwiek powiedziałam.
- Słucham? - Justin podnosi się do pozycji siedzącej, odwracając w moją stronę i siadając na piętach.
- No, wtedy, kiedy wychodziłeś…
Marszczy czoło, kręcąc ze zdezorientowaniem głową.
- Możesz sprecyzować?
- Zacząłeś chwalić się zasobnością swojego portfela, po czym stwierdziłeś, że takie ślicznotki jak ja powinny dziękować ci w naturze - chrząkam, zerkając na niego.
Wyraz jego twarzy od razu ulega zmianie, rozluźnia mięśnie i parska śmiechem, ukazując mi zestaw swoich śnieżnobiałych zębów.
To jakiś żart? Ja mówię mu coś takiego, a on wybucha śmiechem?
- Jesteś żenujący - prycham i odgarniam kołdrę, warcząc pod nosem.
- Suzanne - słyszę jego skruszony głos, ale mam go teraz w dupie. Cieszę się, że w końcu udało mi się być dla kogoś zabawną. Ha, już nikt nie nazwie mnie sztywniakiem! Ekstra.
Wchodzę do łazienki na końcu korytarza i zamykam głośno drzwi. Niech wszyscy się ode mnie odwalą. 
Gdy staję przed lustrem i przeczesuję włosy, jęcząc pod nosem z bezradności, za drzwiami słyszę głośne pukanie.
- Suzanne - to Justin. Prycham pod nosem. - Otwórz, proszę.
Och, wal się. Mam ochotę otworzyć te pieprzone drzwi i pokazać mu środkowy palec. Za kogo on się uważa? Właśnie mnie wyśmiał, kiedy powiedziałam mu o swoich uczuciach!
Moich uszu dobiegają odgłosy krzątaniny i wyostrzam słuch, domyślając się, że po drugiej stronie stoi więcej niż jedna osoba.
- Przesuń się, palancie - syczy Britney. O w mordę, jest gorzej niż myślałam. - Wiedziałam, że to tak się skończy - prycha, waląc pięścią w drzwi. - Otwieraj, Suzanne! Poczta do ciebie i wygląda na to, że to coś z sądu.
Z sądu...? Kuźwa, wezwanie na rozprawę. Szybko związuję włosy w wysokiego kucyka, rozczesując je palcami i poprawiam koszulkę ze Śpiącą Królewną. Boże, że też akurat ją musiałam założyć. Wywracam oczami i otwieram szybko drzwi, widząc moją przyjaciółkę z kopertą w dłoni. Jest wkurzona i domyślam się, że to wina Justina. Ona martwi się o mnie bardziej, niż ktokolwiek inny. Owy winowajca stoi za jej plecami, bacznie mi się przyglądając, ale odwracam od niego wzrok (kiedy tylko zauważam, jak jego dżinsy zawiesiły mu się na biodrach) i biorę list od Britney, mijając ich.
- Suzanne - szepcze Justin, wyciągając do mnie dłoń, ale robię zgrabny unik, wpatrzona w kopertę.
- Zostaw - udaje mi się wydukać, kiedy zmierzam do mojego pokoju.
- Widzisz, masz ją zostawić - burczy Britney. - Możesz się stąd zwijać, ale już!
Nie, ona przesadza. Na myśl o tym, że Justin mógłby wyjść, coś się we mnie przekręca.
- Brit - upominam ją, zatrzymując się i zerkając w ich stronę. - To nic takiego.
Obdarzam ją łagodnym spojrzeniem, pragnąc, by się odczepiła. Chcę przeczytać to wezwanie i dowiedzieć się, kiedy drugi raz mam spotkać się z Joshem.
Britney nie do końca ufa i mi, i Justinowi, ale w końcu wypuszcza powietrze z ust i wkurzona schodzi na dół. Odwracam wzrok od Justina i wchodzę do pokoju. Miejmy to już za sobą.

Polecam kolejne ->fanfiction<- :)
Jeśli ktoś byłby zainteresowany współpracą ze mną (chodzi mi o polecanie nawzajem swoich blogów), piszcie śmiało na asku. Do następnego!