17 mar 2015

Rozdział czterdziesty ósmy

 Dla niezorientowanych, dodałam dzisiaj dwa rozdziały, więc odsyłam do 27 :)

- Muszę zabrać swoje rzeczy - warczy Jasmine, a ja automatycznie wstaję, poprawiając włosy. 
Cieszę się, że z Justinem nie zaczęliśmy się całować albo uprawiać seksu. Wyglądałabym wtedy znacznie gorzej.
Jasmine jest ubrana w ciemne dżinsy z wysokim stanem i jasną bluzkę z czarną marynarką. Kiedy wchodzi do salonu, jej wyraz twarzy diametralnie się zmienia. Widzę, jak bardzo jest zaskoczona moją obecnością tutaj. Otwiera usta, ale po chwili otrząsa się i prycha, kręcąc głową.
- No tak - mówi z kpiną. - Czego ja się spodziewałam, Justin! - odwraca się w jego stronę. Mężczyzna staje w progu razem z synem, któremu jeszcze nie zdjęto jesiennej kurteczki. Włosy Jaxona wyglądają na dopiero co zmierzwione przez ojca.
- Jasmine, załatw to, co miałaś załatwić i po prostu wyjdź - wzdycha Justin.
- Mam wyjść?! Niech ta suka stąd wyjdzie!
- Wypraszam sobie - warczę, automatycznie się prostując. - Jest pani ostatnią osobą, jaka mogłaby mówić do mnie w ten sposób.
- Ty jesteś ostatnią osobą, jaka mogłaby do mnie mówić w jakikolwiek sposób! - podchodzi bliżej mnie. - Rozwaliłaś mi rodzinę!
- Och - prycham, pragnąc splunąć jej na twarz. Krew, która z wściekłości zaczyna dudnić w moich żyłach, dodaje mi odwagi. - Tak, masz rację, Jasmine - zerkam na nią z wyższością.- Ale jeśli się nie mylę, ty chciałaś rozwalić mnie, a to chyba bardziej karalne, agentko FBI.
Podnosi na mnie rękę, a Justin w porę ją za nią łapie.
- Ogarnijcie się - syczy. - Suzanne, przesadzasz.
Ogarnijcie?! Czy on siebie słyszy?! To jego żona powinna się ogarnąć, nie ja! Przesadzam?! Tego już za wiele.
- Puszczaj - Jasmine wyszarpuje nadgarstek z uścisku Justina, patrząc na mnie gniewnie. - Jeszcze z tobą nie skończyłam. - Zaciska zęby, po czym odwraca się i idzie na górę. 
Wymieniamy z Justinem spojrzenia, ale jestem zbyt wściekła, by cokolwiek powiedzieć. Co to było? Mijam go, uderzając jego ramię i podchodzę do Jaxona, kucając przy nim.
- Stęskniłeś się? - pytam spokojnie, rozbierając go, a on przytula się do mnie tak spontanicznie i tak mocno, że prawie upadam. Serce mi się ściska. Na pewno przeżywa kolejne rozstanie swojego ojca. Biedny malec. Głaszczę go po plecach i cmokam w policzek.
- Chodź, pobawimy się - uśmiecham się lekko i wstaję, podając Justinowi kurtkę i nawet nie patrząc mu w oczy. Ściskam Jaxona za wyciągniętą rączkę i zmierzam do jego pokoju na dole, pamiętając, że przecież na górę nie mam wstępu.
Kiedy wchodzę z malcem do jego małego królestwa i zamykam drzwi, postanawiam wziąć się w garść i przez chwilę nie myśleć o tym, co się przed chwilą zdarzyło. Było, minęło. Teraz czas na Jaxona.
Siadam z nim na dywanie, który cały pokryty jest kolorowymi drogami, po czym biorę od niego klocki.
- Jak było z mamą? - zaczynam spokojnie, uśmiechając się i przechylając głowę w bok.
- Tak sobie - wzrusza ramionami.
- Tak sobie? A to czemu?
- Ciągle się o coś wkurzała. Wolę być z tatą - rzuca cierpko i zaczyna układać wieżę.
Podaję mu poszczególne klocki, niekiedy sama coś od siebie dorzucając. Nie nasłuchuję i nie słyszę żadnych krzyków z piętra ani korytarza. Pogodzili się? A może teraz pieprzą się na łóżku? Boże, Suzanne, nie myśl. Chociaż przez chwilę o tym nie myśl!
No tak, nie powinnam myśleć. Przecież przesadzam.
Po chwili nucimy z Jaxonem piosenkę z jego ulubionej dobranocki. Słowa są takie łatwe, że nie do końca muszę znać tekst, by części się domyśleć. 
Po skończonej zwrotce chichoczę i przybijam z Jaxonem piątkę, rozglądając sie i kątem oka zauważając Justina w progu. Zatrzymuję na nim spojrzenie, napinając się. 
Oparty o framugę, ze skrzyżowanymi na klatce piersiowej rękami i skupionym spojrzeniem wygląda na prawdziwego amanta, bożyszcza kobiet na całym świecie. Ale otrząsam się i wracam do klocków. 
- Co to za piosenka? - słyszę, ale nie reaguję. 
- O przyjaźni - Jaxon wyrzuca rączki w górę. - Z Kubusia Puchatka! 
- Wow, z Kubusia Puchatka? - Justin podchodzi bliżej, kucając przy synu. - A zaśpiewacie mi ją jeszcze raz? 
Po moim trupie. 
Jason nabiera powietrza w usta i czeka, aż zacznę, ale unoszę na niego spojrzenie. 
- Wybacz, misiu, ale gardło zaczęło mnie boleć - mówię przepraszająco i wyciągam do niego ręce. - Chodź się przytulić. 
Chłopiec mija wieżę i wpada w moje ramiona, lekko ściskając mój kark, a ja robię wszystko, by nie patrzeć na Justina. 
- Porozmawiamy? - pyta Justin, kiedy Jaxon się ode mnie odsuwa. 
- Nie mamy o czym - prycham, napotykając jego wzrok. 
- Nie mamy? 
- Nie zrozumiałeś któregoś słowa? Chyba jesteś inteligentnym mężczyzną. 
Zdaję sobie sprawę, że wychodzę na sukę, ale nie umiem inaczej się zachować, kiedy zostałam tak potraktowana. 
- Jestem - warczy cicho, by zajęty klockami Jaxon go nie usłyszał. - Synku, będziemy w salonie - chrząka głośniej i wstaje, wyciągając do mnie dłoń, którą ignoruję i sama sobie radzę, słysząc przy tym złowrogie westchnięcie. 
- O co ci, na litość boską, chodzi? - pyta, gdy tylko zamyka drzwi do pokoju dziecka.
 - O co mi chodzi?! - krzyczę, idąc do kuchni i zaciskając usta. - Nie, czekaj - prycham. - Powinnam się ogarnąć.
Justin rozszerza usta, marszcząc czoło i kręcąc z niedowierzaniem głową.
- Chodzi ci o to, co powiedziałem?
- Tak - warczę, krzyżując ręce na piersi i stając do niego przodem.
- Przecież to prawda.
No nie, trzymajcie mnie!
- Prawda?! To, że przesadzam, jest prawdą?! Jak mogłeś ją w ogóle tu wpuścić?!
- Że co proszę?
- Znowu nie zrozumiałeś?
- To chyba ty nie zrozumiałaś - syczy, podchodząc bliżej mnie. - To mój dom i ostatnie, co możesz robić, to mówić mi, kogo mam tu zapraszać. Jasmine nadal jest moją żoną, czy tego chcesz, czy nie. 
Milknę. Chyba ma rację. I co teraz?
- No dobra - prycham. - Ale to nie zmienia faktu, że zachowałeś się jak dupek.
- W którym momencie? Kiedy zaczęłaś ją obrażać?
- Jesteś hipokrytą, bo sam to robiłeś!
Zaczynam szybciej oddychać.
- Nie ośmieszaj się. W kłótni z Jasmine pokazałaś, jak słaba emocjonalnie jesteś - przygryza wargę. - Osoby z odpowiednimi predyspozycjami psychicznymi się tak nie zachowują.
Tym razem to ja rozchylam usta. I nie mogę uwierzyć w to, co mówi.
- Ty sam nie masz odpowiednio przygotowanej psychiki, jak to określiłeś. Nie zapominaj, kto był przy tobie, kiedy rzucałeś się w Forks na łóżku.
Chcę splunąć, ale się hamuję, więc jedynie odwracam się na pięcie i wchodzę do łazienki, zatrzaskując za sobą drzwi. Zaraz wybuchnę.

Hejka, witam Was ponownie :) Chciałam Wam powiedzieć kilka prostych słów: Naprawdę, nigdy bym się nie spodziewała, że tyle osiągnę. A to tylko dzięki Wam. Kocham Was!!!
P.S. Pamiętajcie o Wattpadzie;)