26 mar 2015

Rozdział pięćdziesiąty

Notka pod rozdziałem. Przeczytajcie, proszę.


Chcąc poczytać Jaxonowi bajkę, idę z nim do salonu, ale malcowi ani się śni mnie słuchać. Podczas, gdy ja siedzę spokojnie na kanapie, on skacze przed telewizorem, krzycząc, że jest kowbojem.
Wpatruję się w niego i zastanawiam, jakie dzieciństwo miał Justin. Czy był szczęśliwym, kochanym dzieckiem? Czy jego rodzice go doceniali? Jeździli z nim na wycieczki za miasto, nagradzali jego dobre zachowanie i stopnie w szkole? Wymierzali mu kary, dawali nauczki za przewinienia? Kim byli, gdy chłopiec był mały i kim są dzisiaj? A on? Kim on właściwie był? Czy był taki sam jak teraz, czy może zmienił się pod wpływem niektórych sytuacji w swoim życiu? Może przeżył jakieś osobiste tragedie? Stracił kogoś bliskiego? Zamknął się w sobie? Ilu miał kolegów, a ilu ma w tej chwili? Czy on w ogóle z kimś się spotyka? Dopuszcza do siebie kogokolwiek?
Nie znasz go. Nie wiesz o nim nic... W głowie dudni mi głos Britney. Och, błagam, może to prawda, ale co z tego? Niedługo to się zmieni. Poznam Justina tak, jak tego chcę.
- Gotowi? - słyszę za sobą i podskakuję, przechylając głowę w bok, kiedy Justin do nas podchodzi.
Rozchylam wargi i wypuszczam powietrze z ust. Oto stoi przede mną, ubrany w czarne, wąskie spodnie, białą koszulkę podkreślającą jego mięśnie i zieloną marynarkę. Podniósł włosy do góry i zaczesał je do tyłu, przez co mam jeszcze większą ochotę ich dotknąć, kiedy tak stoją. Wygląda... pięknie. To najbardziej odpowiedni przymiotnik, jakiego mogę użyć, a i tak wydaje się tak pusty przy tym, co widzę.
Mimo, że widział mnie już wcześniej, nadal dostrzegam, jak ciemnieją mu źrenice, gdy przesuwa wzrokiem po moich odsłoniętych nogach, ramionach, a w końcu twarzy. Uśmiecham się i wstaję z gracją.
- Chodź, Jax - wyciągam rękę do chłopca. Zostawia kij od szczotki, który przez ostatnie minuty zastępował mu konia, po czym podbiega do mnie i chowa malutką dłoń w mojej.
Przechodzę obok Justina, wdychając przy okazji zapach jego perfum. To silniejsze ode mnie - niemal od razu się rozpływam.
- Wyglądasz naprawdę ślicznie - komentuje za moimi plecami chwilę później, kiedy wychodzimy z mieszkania. Spoglądam na niego przez ramię i kokieteryjnie puszczam mu oczko, chichocząc pod nosem.
Samochód Justina czeka na podjeździe. Otwieram Jaxonowi drzwi, zanim Justin zdąży mnie wyprzedzić i siadam z malcem z tyłu. Wiem, że zwrócę tym uwagę mężczyzny i aż rumienię się na samą myśl, jak się z nim bawię. Ach, mój miły.
- Jedziemy do cioci Hannah - mówi Justin, kiedy tylko siada za kierownicą i spokojnie odpala wóz.
Hannah... Więc to jest jej imię.
- Ale super! - słyszę obok siebie pisk i chichoczę na sam dźwięk.
- Czemu nic nie powiedziałeś o tym, że masz siostrę? - zaczynam, chrząkając cicho.
Justin zerka na mnie we wstecznym lusterku i nasze spojrzenia się spotykają. Czuję mrowienie, bardzo przyjemne mrowienie. Tak jest za każdym razem, gdy tylko uniesie na mnie wzrok.
- Nie pytałaś.
Dwa słowa, dwa proste słowa. A wiercę się jak opętana.
Z zawstydzenia odwracam głowę w inną stronę.
- Po prostu - kontynuuje Justin po chwili - Hannah ma burzliwą przeszłość, ale wyjaśnię ci potem, w porządku?
Kiwam spokojnie głową. Bardzo się cieszę na kolejną wspólną rozmowę. Boże, zachowuję się jak kretynka, ale naprawdę, uwielbiam z nim rozmawiać.
Jesteśmy na Greenpoint, jednej z dzielnic Brooklynu. Rozglądam się, podziwiając Newtown Creek - rzekę oddzielającą tę część miasta od Queens. Odchylam okno i świeże powietrze uderza mnie w twarz. Przymykam oczy, głęboko się zaciągając.
Chwilę potem słyszę otwierane drzwi i gdy zdążę się ocknąć, jestem już przed domem Hannah. Jest połączony z sześcioma innymi, które ciągną się przez całą ulicę. Ma jedno piętro, wąskie schody i jest zbudowany z czerwonej cegły.
Jaxon już biegnie do drzwi, a ja zerkam na Justina, który staje obok mnie.
- Może zaczekam w samochodzie? - pytam nieśmiało.
- Co? Dlaczego?
- Nie chcę robić problemów.
- A chcesz poznać moją siostrę?
Wzdycham i się poddaję. Ściskam jego wyciągniętą dłoń i ruszam do przodu. Nie wiem, dlaczego odrobinę się stresuję. Może dlatego, że to pierwszy ważny krok. Owszem, to jeszcze nie rodzice, ale zawsze jakaś część rodziny.
Otwiera nam jego siostra (słowo daję, nie spodziewałam się!). Ma brązowe, falowane, pocieniowane włosy, które opadają jej na ramiona. Jest ubrana w białą bokserkę, koszulę w kratę i czarne rurki. Rozróżniam błysk w jej oku i stwierdzam, że ma na oko osiemnaście lat.
- Justin! - wyrzuca z siebie, kręcąc z niedowierzaniem głową. Zerka na mnie, ale nie ma czasu się mi przypatrzeć, bo Jaxon przytula się właśnie do jej nogi. - Hej, mały.
- To moja siostra, Hannah, a to moja dziewczyna, Suzanne - mówi Justin. Chyba przestaję oddychać. Nazwał mnie swoją dziewczyną. Czuję się tak, jakbym przebiegła maraton. Stoję na najwyższym stopniu podium, a Barack Obama wręcza mi medal.
Uśmiecham się lekko i uprzejmie, ściskając jej dłoń. Jest chyba zaskoczona i mierzy mnie wzrokiem, ale co ja się dziwię. W końcu nie wie, że Justin bierze rozwód, więc w tym wypadku to ja wychodzę na zdzirę. Mimo wszystko, wydaje się miła i już ją lubię, chociaż właściwie nie znam.
- Chyba mamy do pogadania - wywraca oczami, patrząc na brata.  
- Dzwoniłem do ciebie, Hannah - wzdycha mój towarzysz.
- Och, wybacz, miałam wyciszony telefon. Wejdziecie?
- Czemu zawsze wyciszasz telefon? Bałem się - Justin zaciska oczy i przez chwilę marszczę czoło, zastanawiając się, czemu się tak zachowuje. Wypuszcza powietrze z ust. - Zajmiesz się Jaxonem?
- Tak, pewnie - wzrusza ramionami. - Chociaż, uwierz, Justin, że wolałabym...
Ucisza ją ruchem ręki i chwyta moją, splatając nasze palce.
- Dzięki - cmoka ustami i macha jej sztywno, odciągając mnie.
- Miło było cię poznać - mówię, posyłając jej przepraszający uśmiech, po czym zajmuję miejsce pasażera. - Co to było? - unoszę brew, kiedy Justin jest już obok.
- Moje popieprzone życie, Suzanne.
Boże, czemu nagle zaczął się tak zachowywać? Przekręcam się tak, że siedzę przodem do niego, podczas gdy on stara skupić się na drodze.
- Opowiesz mi?
Bierze głęboki wdech.
- Nie.
- Nie?
- Nie.
- Mieliśmy porozmawiać, Justin.
- Zmieniłem zdanie - prawie syczy.
Wbijam się w fotel, zaskoczona tym wybuchem. Co ja mu zrobiłam? Co on zrobił? O co chodzi z Hannah? Chryste, co za człowiek. Nie chcę go naciskać, ale co mi innego pozostaje? Widzę, że ma jakieś problemy. Powinien się otworzyć, a ja chcę mu pomóc.
- Zmieniłeś zdanie? - prycham. - Mówiłeś, że mi opowiesz! Nie pomożesz sobie, jeśli...
- Zamknij się! - krzyczy na cały samochód i zatrzymuje się z piskiem opon przed drogim hotelem, wewnątrz którego znajduje się restauracją połączoną z klubem. Jesteśmy na Manhattanie. Przez zamieszanie nawet nie zorientowałam się, gdzie jedziemy.
Zaczynam gorączkowo oddychać i wysiadam potulnie, kiedy otwiera mi drzwi. Jest nabuzowany, czuję to nawet, kiedy ściska moją dłoń w sposób, jakbym była z metalu. Ucisk jest tak silny, że krzywię się, ale nie mówię nic.
Przed wejściem rozciąga się czerwony dywan, nad którym zawieszona została czarna osłona przed deszczem. Białą czcionką jest zapisana na niej nazwa lokalu. Przełykam ślinę, kiedy Justin mija portiera, który grzecznie stara się nas pokierować, ale na widok mojego partnera jedynie rumieni się z zażenowania.
- Możesz przestać? - odzywam się cicho. Szkoda mi tego człowieka.
Najgorsza jest ta cisza, bo otrzymuję ją w odpowiedzi. Już wiem, że Justin to dupek. Wiedziałam to wcześniej, ale sytuacja, w której teraz się znajduję, potwierdza moje przypuszczenia w stu procentach.
Wnętrze przypomina jaskinię. Meble są w kolorze ciężkiego brązu, skórzane fotele przy ciemnych stolikach sprawiają wrażenie niemal parzących. Ramy przy oknach zdobią lampy, oświetlające twarze gości oraz to, co mają na talerzach. Mam nadzieję, że gdzieś przysiądziemy - naprawdę nie mam ochoty na szarpanie z Justinem, a tracę siły, gdy mnie tak ciągnie.
Restaurację zostawiamy jednak w tyle - jak dla mnie, w bardzo odległym tyle, bo mam wrażenie, że kiedy przekraczamy drzwi do klubu, zostawiam za sobą jakąś cząstkę ludzkości. Straciłam ochotę na zabawę z okazji rozwodu, na uczczenie czegokolwiek. Chciałabym zjeść. Najeść się, wypchać, wyżreć cały zapas, jaki tu mają. Chciałabym być pełna, zapchać się i nie móc się ruszyć. Chciałabym tu zostać, by nie musieć nigdzie iść z człowiekiem, z którym tu przyszłam.
Mimo wszystko, klub jest przytulny. Podłoga to podświetlane na lekki róż płytki, środek to parkiet, na którym bawią się już dziewczyny w króciutkich sukienkach. Uśmiechają się do partnerów, bogatych partnerów, którzy siedzą przy rozstawionych dookoła niskich stolikach i machają do nich, trzymając w jednej dłoni whisky, a w drugiej papierosa.
Bierze mnie obrzydzenie, gdy na to patrzę, ale zdaję sobie sprawę z tego, że w związku z Justinem odgrywam rolę takiej głupiutkiej dziewczynki, a on bogatego biznesmena. Zaraz. Ja w ogóle odgrywam jakąś rolę?
Idziemy do baru. Bar! Bingo! Nagle zapominam o restauracji i jedzeniu - picie jest tym, co mi trzeba.
Za ladą stoi barman i już widzę, że to rzeczywiście bogate miejsce. Jest ubrany w białą koszulę, a przy szyi sterczy mu muszka.
Wyswobadzam się z uścisku Justina i siadam na jednym z wolnych stołków.
 - Proszę coś szybkiego - mówię gorączkowo i chwilę potem mężczyzna stawia przede mną kieliszek z pomarańczowym płynem i kostkami lodu. Nie mam pojęcia, co to, ale może nie chcę mieć.
- Suzanne, nie zostajemy tutaj - mówi za mną Justin, ale zanim zdążę wziąć oddech, przechylam głowę i wlewam drinka do gardła. Albo jest taki słaby, albo ja jestem tak zdenerwowana, że nic nie czuję. Co to ma być? Chcę więcej.
- Coś mocniejszego - wzdycham, patrząc na barmana, który przez ułamek sekundy przesuwa wzrokiem po facecie za mną, wzdryga się i zajmuje robotą. Po jego reakcji nawet nie chcę wiedzieć, jak wygląda Justin. Bo jeśli wcześniej był zły, to teraz jest wściekły.
- Suzanne - jest bardziej stanowczy i kładzie mi dłoń na ramieniu, stając obok. Przeszywa mnie dreszcz, ale nawet nie patrzę w jego stronę. - Mamy prywatną lożę.
Czerwienię się i odbieram kolejnego drinka - zielony.
- Mojito - mówi barman.
Może będzie lepiej. I jest! Gorycz rozlewa się wewnątrz mnie, ale jest słabsza od goryczy do Justina. Mimo wszystko, piję dalej.
Nazwał mnie swoją dziewczyną przy siostrze i co z tego? Czy to powód, by tak mnie traktował? Że niby jestem jego własnością? Niedoczekanie. Wpadam na pewien pomysł. Teraz zobaczy, jak w małym stopniu mogę być jego.
- Wiesz, chyba mam ochotę potańczyć. Sama - uśmiecham się i patrzę mu prosto w oczy. Zastygam na moment, widząc bijącą wrogość, ale zeskakuję ze stołka i idę na parkiet.
Boję się go, panicznie się boję, ale alkohol dodaje mi odwagi. Jeszcze słabo go czuję, ale jednak w jakiś sposób już na mnie działa.
Dołączam do dwóch blondynek. Niech Bóg im błogosławi, że tu są. Staję nieśmiało obok, ale muzyka tak mnie porywa, że wciągają mnie między siebie. Doskonale znam ten schemat z filmów - trzy spite dziewczyny tańczą ze sobą, całują się, ocierają o siebie... Czuję się, jakbym nie brała w tym udziału, a jedynie się przyglądała. A jestem przecież w środku całego gówna. Czuję to, kiedy jedna z blondynek przechyla moją głowę, całując mnie nieprzytomnie. Odrywam się od niej po kilku minutach, ruszając biodrami. Na parkiecie jest już nas jakieś piętnaście. Wyzwolone kobiety, tańczące wyzywająco. A ich zazdrośni faceci stoją w oddali i przeszywają je wzrokiem.
Tak też było ze mną i moim facetem. Mój facet stoi przy parkiecie, oparty o jedną z błyszczących kolumn. Podczas, gdy faceci innych dziewczyn gwiżdżą i uśmiechają się z zapału, mój facet ma wzrok skupiony tylko na mnie. Wzrok, który mógłby mnie zabić. Kiedy faceci innych dziewczyn rozglądają się po nas wszystkich i biją brawa, mój facet wpatruje się we mnie, jakbym była jedynym okazem na świecie. Gdy faceci innych dziewczyn świetnie się bawią, mój facet ma grobową minę, usta zastygłe w bezruchu i ciemne oczy.
Mój facet mnie zatraca. Zatracam się w moim facecie, oddalonym o kilka metrów. Nie słyszę muzyki. Jestem zatopiona w moim facecie. Moim facecie. Moim facecie.
Mój facet. Kuźwa, wytatuuję to sobie. Za parę lat zasiądę w salonie z przyjaciółeczkami i pokażę im to, chichocząc i opowiadając o tym zabawnym wieczorze.
W głośnikach słyszę przeróbkę piosenki Justina Timberlake'a. To "Drink You Away" i prawie prycham śmiechem. Ależ adekwatne! Przymykam oczy, wsłuchując się w tekst. Nie potrafię tyle pić, nie, nie potrafię tyle pić, żeby się ciebie pozbyć, pozbyć... Zamieram na moment. To przecież o mnie. Czy nie po to sięgnęłam po te drinki? By zapomnieć choć na chwilę o incydencie Justina? Jestem naprawdę popieprzona.
Muzyka klubowa ma to do siebie, że nigdy się nie kończy. Remiksy poszczególnych utworów są puszczane ciągiem. Moja głowa ma to do siebie, że szybko się męczy. Alkohol, nawet w najmniejszych dawkach, szybko przebija się do środka, powodując omamy.
Nie wiedzieć, w którym momencie zastopować, bo na pewno nie da mi o tym znać przerwa między piosenkami, po kilkunastu minutach sama schodzę z parkietu. Nie idę w stronę, w której stoi Justin. Siadam na jednej z kanap i natychmiast proszę przechadzającego się kelnera o drinka. Tak, chcę się spić. Jeszcze myślę o tym, jak zostałam zraniona. Nie chcę o tym myśleć. Nie jestem wystarczająco pijana. Chcę być schlana, zalana w trupa. Chcę, żeby mnie stąd wynosili. Chcę przynieść wstydu Justinowi.
Zamiast spodziewanego efektu podchodzi do mnie Mój Facet. Nie chcę cię tu!, krzyczy mój umysł, ale usta jedynie wykrzywiają się we wstrętnym uśmiechu.
- Dobrze się bawisz? - parskam, popijając kolejnego drinka, którego przyniósł mi w międzyczasie kelner. Nawet nie patrzę na kolor, czuję jedynie ogonek wrzuconej do środka wisienki.
Justin przekrzywia głowę w bok, nie zmieniając ruchu warg. Wciąż ją ściśnięte, tak samo jak czoło. Jest wściekły. Huuuurra!
- Staram się trzymać ci kroku - odpowiada kpiąco i wskazuje ruchem głowy na mój kieliszek. - Wiesz w ogóle, co pijesz?
Marszczę czoło, przyglądając się trunkowi, który już w połowie jest we mnie. Kręcę przecząco głową.
- To Manhattan. Adekwatnie do miejsca, w którym się teraz znajdujemy - poprawia się wygodniej na fotelu. - Zwykle jest przyrządzany z gorzkiej wódki, whisky i wermutu. Matka Winstona Churchilla przygotowywała kiedyś przyjęcie w klubie Manhattan. Drink ten był tam ciągle serwowany, a gdy goście stamtąd wychodzili, rozpowiadali innym, że pili Manhattan, nie znając dokładnej nazwy tego drinku. Oczywiście, nie ustalono jej wcześniej, tylko potem. Tak się przyjęło.
Zasycha mi w ustach. O kurwa. Nie wstrząsnęła mną jakaś historyjka o matce Churchilla, ale to, jak Justin zachowywał się podczas swojego przemówienia. Był skupiony, ale niespokojny. Oczy ściemniały mu jeszcze bardziej, oblizywał usta formalnym, zabójczym gestem i ciągle na mnie patrzył. Nie mrugnął nawet raz. Cholera.
Coś wewnątrz mnie się skręca i wiem już, że będę wymiotować.
Wstaję z miejsca i szukam rozpaczliwie łazienki. Napis, który mnie o tym informuje wisi po drugiej stronie klubu. Nie wiem, jak się tam doczołgam, ale zaczynam próbować. Wyzwanie przyjęte, Suzanne!
Mniej więcej dwa kroki później ramiona Justina obejmują mnie w pasie i prowadzą szybciej, niż pozwalają mi na to moje nogi w stronę kibelka. To bardzo wygodne - właściwie nie muszę iść, bo mnie niesie. Super, ale się spiłam. Jestem w takim stanie, że moja odwaga wygrywa ze strachem związanym z obecnością mego partnera. Bomba!
Justin wchodzi ze mną do damskiej, a ja głupkowato śmieję się na widok zdziwionych lasek. Klękam, a raczej bezradnie opadam przy desce klozetowej i podnoszę ją z hukiem, od razu wypuszczając swoje wnętrzności na zewnątrz.
Wtedy urywa mi się film.

Drżę. Coś nieprzyjemnego dotyka mojej szyi i twarzy, sunie w dół. Jest zimne, prawie lodowate, ale z każdą sekundą się ociepla. Kąsa najbardziej skryte zakamarki mojej skóry, zalewa mnie całą. Właśnie: zalewa.
Mrugam kilkakrotnie powiekami i krzywię się przez jasne światło, które na mnie pada. Unoszę dłoń i zasłaniam twarz. Po chwili się rozglądam. Siedzę w pustej wannie. Naga. Woda jest na mnie lana z jakiegoś kubka, spływa mi po ramionach, plecach. Po drugiej stronie kuca Justin - to on mnie polewa. Przygryzam wargę, zerkając na niego. Unosi brew, kiedy widzi, że już jestem na tyle przytomna, by go kojarzyć. Ma na sobie białą koszulę, rozpiętą na górze. Rękawy podwinął w nieładzie do łokci. Ma rozczochrane, miękkie włosy... Jest cudownie piękny i nierealny. Chyba wciąż śpię.
Nic nie mówiąc, mrużę oczy, zastanawiając się, co się stało, że tu jestem.
- Mogę? - pyta Justin, ale pytanie dochodzi do mnie dopiero po dłuższej chwili.
Nie wie, czy może mnie nadal myć. Ale dlaczego? I nagle sobie uświadamiam, dlaczego. Widzę w mojej głowie obrazy z wczorajszego wieczoru - Hannah, kłótnia w aucie, szarpanie, szarpanie, szarpanie, alkohol, alkohol, dużo alkoholu, łazienka. W międzyczasie opowieść o Manhattanie i występ na parkiecie. Ach, to wyjaśnia, dlaczego.
Wzdrygam się jak na zawołanie, widząc w jego oczach tę wrogość, którą mnie obdarzył. Automatycznie cofa rękę, podnosząc się. Zauważam jego czarne spodnie od garnituru. Szykuje się do pracy, to jasne.
- Suzanne, chcę cię przeprosić - chrząka, a ja zamieram. - Nie chciałem się tak zachować, przysięgam. Jeśli mi pozwolisz, dzisiaj wszystko ci opowiem. Tymczasem idę do pracy. Rozgość się, dom jest twój, a na dole krząta się nasza nowa gospodyni - przełyka ślinę i odkłada kubek na podłogę, po czym przeczesuje włosy i odwraca się. Zatrzymuje się przy samych drzwiach, zerkając na mnie przez ramię. - Naprawdę przepraszam. Czuję się jak ostatni dupek. - Po tych słowach mnie zostawia.
Jestem jak sparaliżowana. Przez kilka następnych minut siedzę w tej pieprzonej wannie i zastanawiam się nad wszystkim. Nie wiem, co działo się odkąd zrzygałam się w łazience, ale wiem, że jakoś dotarłam do domu Justina, przespałam noc w łóżku (może z nim, kto wie), a teraz zostałam przez niego wymyta. Czy zrobiłby to wszystko, gdyby mu nie zależało?
Odpowiedź: nie.
Powiedział, że porozmawiamy potem. Już to wczoraj słyszałam, ale teraz jestem w stanie mu uwierzyć. Wstaję i wycieram się dokładnie ręcznikiem zostawionym przy wannie. Jest puszysty, miękki, uroczy. Ale w co ja się ubiorę?
To też nie problem. Justin przyniósł torbę z moimi ciuchami do łazienki. Chwilę potem jestem już w swojej bieliźnie, rajstopach i jesiennej sukience z długimi rękawami. Poprawiam włosy i związuję je w wysokiego kucyka. Powinno wystarczyć.
Justin mówił o nowej gospodyni. Chcę się z nią zmierzyć. I tak bym musiała zejść na dół. Mam tak ogromnego kaca, że nie potrzebuję niczego innego jak przeciwbólowych tabletek.
Ledwo stawiam nogę w pomieszczeniu na dole, a przede mną już wyrasta owa gosposia. Jest pulchna, ubrana w luźną czarną sukienkę z białym fartuszkiem, przypomina mi jedną z tych gospodyń z filmów o bogatych ludziach. No, ale w końcu to jest jedna z tych gospodyń.
- Dzień dobry, proszę pani - mówi grzecznie. - Jestem Miranda Stewart.
- Dzień dobry - odpowiadam i zerkam przez jej ramię. Na stole jest już talerz z jajecznicą, grzankami z ciemnego pieczywa, naleśnikami ze świeżymi truskawkami oraz kubek z gorącą kawą, szklanka z wodą i pudełko tabletek. Wow. - Och, dziękuję.
Uśmiecha się lekko i odsłania mi drogę. Boże, ile jedzenia! A wcale nie jestem głodna. Czując na sobie jej krępujące spojrzenie, głupio mi jednak odmówić. Ta kobieta ma na oko ponad pięćdziesiąt lat i wygląda na typową ciocię, która zaraz się rozpłacze, jeśli jej ukochana siostrzenica nie skosztuje przygotowanych przysmaków.
Jajecznicę zjadam w całości, grzanki zostawiam dwie, to samo robię z naleśnikami, jedząc tylko jednego z pięciu. Popijam kawę, a potem wsuwam w siebie tabletki. Czuję się o niebo lepiej, pełna, usatysfakcjonowana, w dodatku z pewnym pomysłem: wybaczę Justinowi, ale musimy porozmawiać od razu. Nie mogę czekać, aż wróci z pracy, potem będzie szykował się na rozprawę i w końcu gówno pogadamy.
- Przepraszam - mówię głośno, orientując się, że pani Stewart gdzieś wyszła. - Czy zna pani może dokładny adres pracy pana Biebera?

Nie znała. Musiałyśmy więc szukać w jego gabinecie, a raczej ja musiałam, bo ona powiedziała, że nie wejdzie tam bez jego zgody. Zresztą, to nie było takie trudne. Na biurku leżała koperta z adresem jego firmy. Voilà!
Dojeżdżam tam z Clowesem. Jego numer miała akurat pani Stewart. Ciekawe skąd. W sumie, to mogłam oszczędzić sobie poszukiwań adresu firmy, bo Clowes z pewnością go znał, ale - co jest akurat skutkiem mojego ego - chciałam wyjść na wielce obeznaną. Choć w rzeczywistości wcale tak nie było, bo ja po prostu słabo znałam Justina.
- Dziękuję - uśmiecham się do kierowcy i w płaszczyku o kilka centymetrów krótszym niż sukienka wysiadam z auta, zadzierając wysoko głowę.
To jeden z tych budynków, które widzisz wyłącznie w telewizji, bo twoje nogi są zbyt zagubione, a twój umysł zbyt przestraszony, byś kiedykolwiek trafił na nie w realnym życiu. Cały ze szkła, wysoki, z szerokimi drzwiami. Jestem wstrząśnięta. Bieber naprawdę jest bogaty.
Dlaczego wcześniej tu nie byłam? To mnie zadziwia. Nigdy nie spytałam, nie pomyślałam nawet, że mogłabym zobaczyć, jak pracuje. Ależ ze mnie idiotka.
Ruszam do przodu, ale widzę, że Clowes podąża za mną.
- Muszę potwierdzić pani tożsamość - wyjaśnia, widząc moje zdziwione spojrzenie. - Przy bramkach, bo nie ma pani karty.
No tak.
Wnętrze jest pokryte delikatnym złotem i brązem. Posadzka się błyszczy, a jej dźwięk roznosi się z każdej strony, gdy stukam o nią obcasami. Po lewej stronie widzę restaurację dla pracowników. W środku jest tłoczno. Dochodzimy z Clowesem do bramek. Za nimi dostrzegam windy - jakieś sześć albo siedem.
Kiedy już załatwiamy formalności z dwoma ochroniarzami ubranymi w garnitury, ruszam do wind. Dziesiąte piętro, gabinet Justina. Może być pusty, bo Pan Prezes jest aktualnie na konferencji. Okej, w porządku, dziękuję za informację.
Kiedy już tam dojeżdżam, mijam się z uroczą blondynką, mocno zaczesaną w taki sposób, że żaden kosmyk jej białych włosów nie wydostaje się na zewnątrz. Mierzy mnie wzrokiem znad pozłacanej lady, ale nic nie mówi, kiwając jedynie głową. Pewnie już zadzwonili do niej z ochrony i powiadomili, że się zjawię.
Czuję się naprawdę jak kretynka. Domyślam się, że przy tych wszystkich kobietach, które mijam, wyglądam jak oferma. W domu nie czułam się tak źle, ale tutaj, gdy widzę ich uniformy, cudowne figury i zadziorne spojrzenia, dociera do mnie, jak bardzo tu nie pasuję. Jak bardzo nie pasuję do Justina. Ale mimo to, wchodzę w tę całą sytuację głębiej i głębiej. Wciąż go kocham.
Jego gabinet jest ze szkła, otwarty na innych, przez co on, siedząc tu, widzi wszystkich i jest obserwowany przez wszystkich. To chyba krępujące, ale to jego sprawa.
W środku jest podobnie jak w jego domowym królestwie - tyle, że tam jest biało, a tutaj brązowo. Meble się błyszczą, a skóra na fotelach przypomina mi tę z wczorajszej restauracji...
Siadam za biurkiem i staram się zachowywać normalnie. Jest tu czysto, bardzo czysto, podobnie jak w domu. Widzę tylko kilka papierów ułożonych w rządku i ekran komputera z klawiaturą pod nim. Jedna z szuflad jest odsunięta, ale... Nie mogę przecież tam zajrzeć.
Potwierdza to również fakt, że kiedy nakręcana ciekawością wsuwam tam rękę i wyciągam teczkę z moim własnym nazwiskiem, zaskoczona od razu ją upuszczam, słysząc otwierane drzwi do gabinetu.
Odkrycie, którego przed chwilą dokonałam, wstrząsnęło mną do tego stopnia, że dyszę, patrząc na sekretarkę, która stawia przede mną filiżankę kawy i odwraca się, od razu wychodząc.
Przełykam ślinę, patrząc w dół. Wyciągam teczkę i kładę ją sobie na kolanach. Wewnątrz jest wszystko: moje zdjęcia z przełomu kilku lat (skąd one się tu wzięły?), oceny z liceum, wyniki studiów, nazwiska profesorów, imiona rodziców, daty ich urodzeń, moje znaki szczególne, nawet sklepy, w których często kupuję i książki, jakie czytam. Kurwa!
Przeglądam to z wypiekami na twarzy. Czy ja jestem w jakiejś pieprzonej grze?
Odkładam teczkę z powrotem na miejsce, kiedy słyszę kroki na korytarzu. Kilka sekund później w środku jest już Justin. Kiedy widzę, jak seksownie wygląda w garniturze, postanawiam, że powiem mu o jego fanaberiach potem.
- Suzanne? - wygląda na zaskoczonego. Nawet rozluźnia krawat. - Co ty tu robisz?
Co ja tu robię? Och, wstaję, zarzucam mu ręce na szyję i go całuję. Właśnie to robię.
Obejmuje mnie w pasie z rezerwą, ale po chwili mięknie i oddaje mi się, witając się z moim językiem. Mruczy zmysłowo, a ja jęczę, ciągnąc za końcówki jego włosów.
- Chcesz, abym stracił kontrolę? - warczy mi w usta.
- Ja tylko się z tobą witam - wzruszam niewinnie ramionami i jeszcze raz go cmokam, po czym odsuwam się i siadam beztrosko na biurku.
Machając nogami zastanawiam się, czy dołoży do teczki kilka przydatnych o mnie informacji: że jestem popieprzona. Chociaż, może już tam są? Kto wie.
- Pomyślałam, że przyjadę do twojej pracy, by z tobą porozmawiać.
- Bardzo trafne, ale mam kilka spotkań - wzdycha, przechylając głowę w bok. Patrzy na mnie przez chwilę i coś się z nim dzieje: mruga kilkakrotnie oczami i zamiera, po czym wypuszcza powietrze z ust. - Masz rację, porozmawiajmy.
Siada na fotelu i przyciąga mnie do siebie tak, że mam stopy (bose, bo szpilki spadły na podłogę) na jego kolanach. Zaczyna głaskać moje łydki przez rajstopy, przymykając oczy.
- Jeszcze raz przepraszam cię za to, co wczoraj zrobiłem, ale byłem zdenerwowany. Zawsze tak jest, jak widzę beztroską Hannah, gdy tymczasem ja odchodzę od zmysłów, nie wiedząc, co się z nią dzieje - wzdycha.
Przechylam głowę w bok, czekając na kontynuację.
- Widzisz, jesteśmy przyrodnim rodzeństwem. Hannah została adoptowana, gdy miała dziesięć lat. Brała narkotyki, została zgwałcona przez własnego ojca i odebrana przez sąd do domu dziecka - krzywi się na samą myśl. - Tak strasznie się o nią boję, a ona... Wyciszyła ten pierdolony telefon.
Przełykam głośno ślinę. Jezu, ile ona przeszła... A wyglądała na taką miłą i ułożoną.
- Teraz ma dwadzieścia lat, kocham ją nad życie, ale naprawdę, Suzanne, za każdym razem, gdy nie mogę się do niej dodzwonić albo kiedy coś kręci, boję się, że znowu wmieszała się w złe towarzystwo. Gdyby coś jej się stało... - zaciska powieki.
Zeskakuję z biurka i siadam mu na kolanach, wtulając się w jego marynarkę.
- Już spokojnie, kochanie - mruczę, głaszcząc go po policzku. - Wszystko będzie dobrze
- Wiem - całuje moje czoło, przyciskając mnie do siebie. - Mam ciebie i Jaxona. Wybaczysz mi to wszystko?
- Oczywiście, Justin. Teraz już cię rozumiem.
- I nie boli cię już? - pyta ze skruchą, podnosząc mój nadgarstek. Głaszcze go z czcią, a z każdym jego przesunięciem palca czuję dreszcze i mrowienie.
- Nie, skarbie.
Kiwa powoli głową i dostrzegam na jego twarzy cień uśmiechu.
- Poczekasz tu chwilę? Wrócę trzydzieści minut i pojedziemy do sądu. 
- Poczekam.
Moje słowo jest nabrzmiałe obietnicą, którą jestem w stanie dla niego spełnić. Poczekam. Jestem gotowa poczekać na niego całe moje życie, bo wiem, jak mocno go kocham.

Sceneria nieco się zmieniła. Moja czynność jest wciąż taka sama - czekam, ale już nie w gabinecie. Wyszliśmy stamtąd dwie godziny temu, odprowadzeni wzrokiem i obecnością (na nieszczęście nawet w windzie, a miałam straszną chęć na pocałunek) przez pracowników Justina. Samochodem podjechaliśmy pod sąd, w szampańskich nastrojach, podśpiewując ulubione piosenki. Potem weszliśmy do sądu, gdzie była już Jasmine - ta wredna szmata Jasmine, która prychnęła na mój widok - w towarzystwie swojego adwokata. Justin powitał swojego i razem weszli na salę.
A teraz siedzę tu, na jednej z szerokich ławek, patrzę na pustą ścianę przede mną i czekam. Boję się, że coś się stało. Rozprawa trwa tak długo, a ja doświadczona amerykańskimi filmami wiem, że zwykle takie pary jak Justin i Jasmine godzą się, wpadając sobie w objęcia. Zaraz wyjdą, spojrzą na mnie i zachichoczą wesoło z tego, jaka jestem głupia. Tak może być.
Ale nie musi.
Chwilę później jestem już w ramionach Justina. Przytula mnie, szepcząc mi do ucha w sposób, że czuję na małżowinie mrowienie spowodowane jego oddechem:
- Jestem wolny, mała.
Marszczę brwi, bo przecież jest w związku ze mną, ale nie komentuję tego. Oddycham z ulgą.
Wychodzimy z sądu i spacerem ruszamy w stronę parku. Jesienne słońce oświeca nam twarze, chłodny wiatr rozwiewa nam włosy, a nasze splecione dłonie machają między nami w rytm ruchu.
Jest pięknie, aż za pięknie. Przygryzam wargę, myśląc o tym, ile przeszłam przez ostatnie miesiące. Z Justinem przy boku - tak samo jak teraz. On wciąż jest obok mnie. Nie zostawił mnie nadal mimo moich wahań nastroju, a nawet kretyńskiego zachowania w klubie.
Nagle zatrzymuję się, przez moje myśli skierowana na pewien tor. Coś mnie oświeca, czuję się podekscytowana, ale jednocześnie przerażona, jakby pewna myśl kłębiła się w mojej czaszce od wieków i wreszcie przedostała się do odpowiedniej części mózgu.
- Justin? - pytam niepewnie, przechylając głowę w bok.
Podchodzi bliżej.
- Coś nie tak?
- Pamiętasz, jak po napadzie w Forks leżałam w szpitalu?
Marszczy brwi.
- Oczywiście, że pamiętam.
- Chciałam ci wtedy zadać pewne pytanie, ale przerwała nam pielęgniarka. Pamiętasz?
Przez chwilę wygląda tak, jakby walczył ze wspomnieniami, ale kiwa powoli głową, patrząc na mnie niepewnie. Biorę głęboki oddech.
- Czy robisz to wszystko tylko dlatego, że jestem opiekunką Jaxona?
Unosi brwi i rozchyla wargi, oblizując je. Przyciąga mnie do siebie delikatnie i ujmuje moją twarz w dłonie, tak, jak na tych filmach, o których jeszcze niedawno myślałam, że opowiedziane w nich historie nie mogą wydarzyć się w rzeczywistości.
- Robię to, bo cię kocham, Suzanne.

Koniec części pierwszej

Jeśli chodzi o sam rozdział, jestem z niego bardzo zadowolona. Długi, tak jak większość z Was lubi, konkretny, na temat, całkiem w porządku. No... I ostatni. Tak, właśnie tak. To koniec (pierwszej części)! Ale jeśli pozwolicie mi zacząć część drugą, zrobię to z przyjemnością. Mam dla Was wiele przeróżnych niespodzianek, przede wszystkim jedną, taką naprawdę wstrząsającą (przynajmniej tak mi się wydaje). W drugiej części na pewno byście się nie nudzili, obiecuję!!!
Jednak mam warunki. Liczba wyświetleń na blogu musi osiągnąć 500 tysięcy. Jest to dla mnie bardzo ważne, ponieważ uważam, że to symboliczne. Zaczynałam z liczbą zero, doszłam do pięćdziesiątego rozdziału i chciałabym mieć pięćset tysięcy wyświetleń. Wiem, że prędzej czy później i tak to nastąpi (zabrzmiało jak zrządzenie losu, lecz jest to prawdziwe błogosławieństwo, bo w życiu nie zdołam Wam podziękować), ale daję termin: do końca Świąt Wielkanocnych. Jeśli ktoś coś chce, to na pewno to osiągnie, więc jeśli chcecie tylko czytać dalej, to polecajcie innym gdzie się da, zachęcajcie, sami wchodźcie... :)
Druga część na pewno pojawi się pod tym adresem. Nie będę zakładać nowego bloga.
Hm, mam jeszcze jedno słowo: DZIĘKUJĘ. Na pewno nie doszłabym do pięćdziesiątego rozdziału bez Waszego wsparcia, ciepłych słów... Mimo, że czasem były potknięcia, to i tak kocham Was z całego serca i pragnę Was wszystkich wyściskać <3 (Nie, to nie słowa pożegnalne. Jeśli nie uda się osiągnąć 500 tys. wyświetleń, dopiszę coś bardziej osobistego do tej notki).
No i uwaga! Życzę Wam Wesołych Świąt. Wiem, że został tydzień, ale to i tak już niedługo. Życzę Wam pogody ducha i samych wspaniałości.

I proszę, jeśli to czytasz - skomentuj.
Weronika

115 komentarzy:

  1. Rewelacyjny rozdział, naprawdę. Kocham to fanfiction. To jest perfekcyjne skdmfksdmksdmfksdfmkdsf

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku skarbie, nie moge uwierzyc to juz koniec:( to dla mnie bylo przyjemnoscia czytac to opowiadanie :') napewno chcialabym czytac 2 czesc!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaki miły komentarz :') Dziękuję bardzo i mam nadzieję, że spodoba Ci się druga część!

      Usuń
  3. To nie Ty powinnas nam dziekowac tylko my Tobie :) Wspanialy rozdzial. A poza tym ostatnio zauwazylam, jaka jestes kochana. Naprawde... DZIEKUJE. I oczywiscie ze chce druga cz <3

    OdpowiedzUsuń
  4. BRAK MI SLOW BOZE GENIALNY ROZDZIAL<333

    OdpowiedzUsuń
  5. O BOZE KONCOWKA>>>

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam nadzieje,że dobijemy PÓŁ MILIONA I BĘDZIE DRUGA CZESC LUDZIE STARAĆ SIĘ I NABIJAMY AJSOIFHASIOF KOCHAM TO!

    OdpowiedzUsuń
  7. omg końcówka najlepsza! jejciu,nie mogę doczekać się drugiej części jestem " z tobą" od początku i będę aż do końca.. to fanfiction jest zajebiste kocham je
    @SwaglandJB

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, to naprawdę wiele dla mnie znaczy <3

      Usuń
  8. Wspaniały rozdział i genialne opowiadanie! Bardzo cieszę się na 2 część i mam nadzieję, że będzie równie fantastyczna jak ta ;) Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Jezuuu! Genialne <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Fantastyczne! Kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Boże jak dobrze, że będzie druga część. Zacznę polecać to FF innym żeby dobić do 500 tyś wyświetleń. A co do rozdziału...to jest świetny. Kochają się... JUPI !!!!!

    OdpowiedzUsuń
  12. ta końcówka - miód na moje serce!
    genialny rozdział, zresztą jak całe opowiadanie. już się nie mogę doczekać drugiej części (bo ona MUSI się pojawić!) <3
    czekam z niecierpliwością! powodzenia moja imienniczko :*

    (ludzie, nabijamy wyświetlenia! <3)

    OdpowiedzUsuń
  13. Uwielbiam!
    Już czekam na drugą część!

    OdpowiedzUsuń
  14. Zgadzam sie w 100% z poprzednikami!!! :) na pewno uda nam sie dobic do 500 tys <3 zaslugujesz na to!!

    OdpowiedzUsuń
  15. jejuu jak sie skonczylo:(<33

    OdpowiedzUsuń
  16. jejku Werka co ty z nami zrobilas:( Justin mnie wkurzyl na poczatku ale potem w tej wannie jak ja myl i przepraszal i TA KONCOWKA jeju chce druga czesc!

    OdpowiedzUsuń
  17. POPLAKALM SIE TUTAJ O NIE

    OdpowiedzUsuń
  18. Boski rozdział :) niespodziewałam się tych słów od Justina na końcu :) druga cześć jak najbardziej TAK :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Ja po prostu kocham to fanfiction! Nie wiem co bym bez Ciebie, Suzanne i Justina zrobiła. Zawsze czekałam z niecierpliwością na kolejne rozdziały. Zawdzięczam Ci mile spędzony czas przy czytaniu ich przygód. Mam nadzieję, że do Świąt Wielkanocnych będzie nawet więcej niż 500tyś. wyświetleń, bo naprawdę zasługujesz na to. Spędziłam na tym blogu naprawdę wspaniałe chwile i czekam na kolejne z niecierpliwością. Czytałam każdy rozdział od początku, czasami nawet po kilka razy, gdy bardzo mnie poruszył. Naprawdę bardzo, bardzo Cię kocham, Weroniko *.* Nie żartuję. I już zaczynam promować!

    http://collision-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skarbie, ja nie wiem jak mam Ci dziękować po tym co zobaczyłam co robiłaś na Twitterze. Jesteś aniołem, DZIĘKUJĘ!

      Usuń
  20. Kocham to opowiadanie, jestem z tobą od początku i nie wierze, że to już koniec. Bardzo chciałabym drugą część, gdyż żyłam się z tym opowiadaniem/bohaterami. Mam nadzieje, że do końca świąt uda nam się dobić do 500 tyś i abyś napisała drugą część.Opowiadanie wspaniały i dobrze pisanie czyli takie jakie kocham czytać.
    Życzę ci masy pomysłów i wenny
    Much love Skarbie xx

    OdpowiedzUsuń
  21. Świetny rozdział! Jeju on ją kocha dkqlpsucngkdodl
    Czekam z niecierpliwością na druga część

    OdpowiedzUsuń
  22. jezu swiety ten rozdzial taki dlugi

    OdpowiedzUsuń
  23. Nastrój: w oczekiwaniu na kolejną część 💘

    OdpowiedzUsuń
  24. To just najpiekniejszy rozdzial jaki kiedykolwiek przeczytalam :') chce juz druga czesc bo nie wyobrazam sobie ze mialo by jej nie byc!!!!

    OdpowiedzUsuń
  25. Całe to ff jest genialne, a końcówka tego rozdziału ndjbwhenkdbu już nie mogę się doczekać drugiej części xx

    OdpowiedzUsuń
  26. jestt!!! wiedziałam, że powie jej, że ją kocha ! Justin mnie wkurza bo jest taki tajemniczy i Suzanne nie wie o nic zbyt wiele ehhh ;/ noo ale kocham to ff i nie moge doczekać sie 2 części !!!! <3

    OdpowiedzUsuń
  27. Rewelacyjny! <3 kocham to. Musimy dobić do tych 500 tys! Uwielbiam tego bloga! *.*, <33

    OdpowiedzUsuń
  28. Mistrzostwo swiata jeju tak mi smutno bylo jak przeczytalam"kojiec czesci pierwszej" bo sie balam ze nie bedzie nic dalej ale zaczynamy dalej i to od takiego momentu<333333

    OdpowiedzUsuń
  29. To mnie ZSZOKOWAŁAŚ ;o
    a co do wyświetleń, myję że damy radę

    OdpowiedzUsuń
  30. Swietne! Kocham to opowiadanie i czekam na druga czesc niecierpliwie ❤

    OdpowiedzUsuń
  31. Jak tylko zobaczyłam pod tym rozdziałem, że osoby go komentują od razu się przestraszyłam, że już kończysz to ff i po części miałam rację. Ale bardzo się cieszę, że (pod warunkiem) będziesz kontynuować to opowiadanie. Szczerze? Zakochałam się w nim. Codziennie wchodziłam tutaj aby sprawdzić czy dodałaś nowy rozdział, uzależniłam się od niego. :) Uwielbiam twój sposób pisania. Uwielbiam to, że po przerwie dodawałaś tak często rozdziały. Nawet nie wiesz jak się zdziwiłam jak zobaczyłam, że już napisałaś ich 50! Czas strasznie szybko leci. :)
    Jestem ciekawa dalszych losów Justina i Suzanne i mam nadzieję, że je poznam, bo wiele rzeczy jest niewyjaśnionych, mało rzeczy dowiedzieliśmy się o samym Justinie. Coś czuję, że Suzanne zajdzie w ciążę, ale to tylko moje przypuszczenia.
    Kocham cię za to, że zaczęłaś pisać to opowiadanie i poznałam historię Justina i Suzanne. :) xx /@bizzlessmile

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cudny komentarz, dziękuję za każde miłe słowo kochana <3

      Usuń
  32. Jeeju rewelacyjny kochaniee ;* oczywiście czekam na część II ! ;*

    OdpowiedzUsuń
  33. jesteś najlepsza kocham to!!

    OdpowiedzUsuń
  34. Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że Suzanne będzie w ciąży....
    Codziennie będę wchodziła na bloga i polecę go znajomym :)
    To nie może się skończyć na pierwszej części, wiec do zobaczenia Werka, my też ciebie kochamy i dziękujemy za te genialne 50 rozdziałów <3
    Wesołych Świąt<3 Buziooole :*

    OdpowiedzUsuń
  35. świetny!! kocham twoje opowiadanie, czekam na 2 część <3

    OdpowiedzUsuń
  36. Jeeeeeej! W koncu moge dodac komentarz ! Tak bardzo sie ciesze :D

    Jak czytalam ten rozdzial, nie spodziewalam sie, ze zobaczę takie slowa. Kocham cie. On ja kocha!

    Prosze, proszę, proszę, prosze, prosze! Zacznij 2 czesc ;)

    Mozesz powiedziec ile wejsc brakuje? :p

    Uwielbiam te historie i nie chce, żeby sie konczyla :*

    X.O.X.O
    PS. Your forever.

    OdpowiedzUsuń
  37. Jeeeeeej! W koncu moge dodac komentarz ! Tak bardzo sie ciesze :D

    Jak czytalam ten rozdzial, nie spodziewalam sie, ze zobaczę takie slowa. Kocham cie. On ja kocha!

    Prosze, proszę, proszę, prosze, prosze! Zacznij 2 czesc ;)

    Mozesz powiedziec ile wejsc brakuje? :p

    Uwielbiam te historie i nie chce, żeby sie konczyla :*

    X.O.X.O
    PS. Your forever.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po lewej stronie blogga sa wyswietlenia jak cos x

      Usuń
    2. Dzięki ;) na telefonie mi się nie wyświetlało :p

      Usuń
  38. Genialny rozdział :) Jak każdy zresztą :)

    OdpowiedzUsuń
  39. O matko... Werka... KOCHAM CIE.

    OdpowiedzUsuń
  40. uwielbiam to opowiadanie <3 scena w klubie mnie rozwalila, a jak przeczytalam ostatnie zdanie to normalnie nie moge. Piszesz wspaniale. czekam na nastepna czesc <3

    OdpowiedzUsuń
  41. Opowiadanie jest świetne! Uwielbiam je i mam nadzieje ze uda nam sie dobic tyle wyswietleń, bo chce czytać opowiadanie z twoimi kolejnymi pomysłami, które podobno są świetne! A końcówka rozdziału jest najlepsza, i tak bardzo mnie zaskoczyła. Kto by sie spodziewał ze Justin wyzna jej aż taką ważna rzecz. Czekam na drugą część, która mam nadzieje że będzie publikowana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja sama byłam zaskoczona, a co dopiero Wy będziecie zaskoczeni tym co się będzie działo... ;)

      Usuń
  42. Werka! <3 Twoje opowiadanie jest wspaniałe :) Nie mogę doczekać się następnej części! Na pewno się uda dobić do 500 tys.! :D
    * Myślę, ze byłaby z tego opowiadania niezła książka :*
    Kocham cię Werka :*

    OdpowiedzUsuń
  43. Wow :O to opowiadanie jest niesamowite, czekam z niecierpliwościa na drugą część ♥

    OdpowiedzUsuń
  44. omg ajsbjahshhsa jezu kocham to i to zakonczenie jejuuuu czekalam na to 😍😍😍😍😍 oczywiscie czekam na drugą część 💞

    OdpowiedzUsuń
  45. Może nawet film powinien powstać na podstawie tego opowiadania! :D <3

    OdpowiedzUsuń
  46. cudowny rozdzial

    OdpowiedzUsuń
  47. Proszę zacznij drugą część już nie mogę się doczekać! :)
    Uwielbiam to fanfiction jest najlepsze na świecie nic go nie pobije.Masz tyle ciekawych pomysłów.

    OdpowiedzUsuń
  48. świetny blog! <3
    http://art-of-killing.blogspot.com/ zapraszam na moje nowe ff z Justinem Bieberem:)‎

    OdpowiedzUsuń
  49. jejku! nareszcie się doczekałam momentu w którym powiedział jej, co do niej czuje! uwielbiam twoje opowiadanie, jest takie wciągające. Jedno z moich ulubionych! Nie mogę się doczekać drugiej części, z pewnością będzie tak samo świetna jak pierwsza.

    OdpowiedzUsuń
  50. Chcialabym juz nowa notke bardzo mnie ciekawi reakcja Suzanne :O

    OdpowiedzUsuń
  51. W DWA DNI NABILISMY 9 TYSIECY, zostal tydzien i jeszcze niecale 7 tysiecy :) DAMY RADE? DAMY!

    OdpowiedzUsuń
  52. Marna kopia Grey'a :) Za dużo nawalone było i przedewszystkim zaczęło denerwować mnie zachowanie Suzanne bo zachowuje się jak rozwydrzony bahor MOJE ZDANIE.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Bahor" wyje xd

      Usuń
    2. "przedewszystkim"
      Kiedy ludzie pojmą, że aby udzielać się w Internecie, najlepiej najpierw znać zasady ortografii?

      Usuń
    3. Też mnie denerwuje zachowanie Suzanne, nie jesteś sama :) Po drugie z Greyem to ma wspólnego jedynie zachowanie Justina w niektórych sytuacjach i styl pisania czasem teraźniejszym (który mimo wszystko w wielu innych książkach też jest tak pisany) :) Pozdrawiam x

      Usuń
  53. Omb! Najlepszy rozdział ever!

    OdpowiedzUsuń
  54. Super! To fan fiction jest po prostu genialne,mam nadzieje,że będzie druga część zwracając uwagę ,że jeszcze 1,5k wyświetleń i będzie pół miliona! Nie mogę doczekać się drugiej części jeśli mówisz,że będzie jeszcze lepsza od tej to wow! kobieto czy da się zrobić jeszcze coś lepszego od tego? to część jest po prostu nie do opisania! Tyle było akcji i tego wszystkiego,co sekundę coś się działo,przy tym nie można się nudzić! Jesteś naprawdę niesamowita i na twoim miejscu pomyślałabym o wydaniu książki :) Życzę weny i wiele pomysłów w dalszym pisaniu
    twoja czytelniczka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tego co wiem Weronika wydala ksiazke pisala kiedys o tym na starym asku (ask.fm/wxrkavhl)

      Usuń
    2. Dziękuję bardzo<33333333 i widzę że ktoś już Ci odpowiedział coś na temat mojej książki haha :D

      Usuń
  55. UDALO SIE MAMY 500K!

    OdpowiedzUsuń
  56. świetny koniec cz. 1 :) uwielbiam tego bloga

    OdpowiedzUsuń
  57. omg zajebiste genialne! kocham to i nie moge doczekac się drugiej części będzie to niesamowite!!
    @hejkabiebsu

    OdpowiedzUsuń
  58. kocham to i bardzo chce zebys pisala 2 czesc! bardzo bardzo bardzo

    OdpowiedzUsuń
  59. Super rozdział chce juz drua cześć kocham to!!!

    OdpowiedzUsuń
  60. Powiem Ci tyle: MIAZGA!!! Bardzo mnie zaskoczylas tym rozdzialem, znaczy wiedzialam ze dobrze piszesz i w ogole ale przyzwyczailas nas raczej do krotszych, a ten jest meeega dlugi, dodatkowo tyle sie w nim dzieje ze ja TOTALNIE UMIERAM?!?!?!?!?!?!? Nie moge sie juz doczekac kolejnej czesci. Licze na cos wielkiego!:)

    OdpowiedzUsuń
  61. ZAJEBISTEEEEEEEEEEE! JEZU CHCE DRUGĄ CZĘŚĆ TAK BARDZO! PAIFJSIDFHASDIFHAS

    OdpowiedzUsuń
  62. Najwspanialsze fanfiction na świecie!! omg uwielbiam <33 weny kochana xx

    OdpowiedzUsuń
  63. KOCHAM TEN BLOG!!!!!!❤❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  64. Cudowne, napewno chcemy druva czesc!! Przywiazalam sie do tego opowiadania i nie chce sie z nim rozstawac, swoetnie piszesz, trzymaj tak dalej, buziaki:**

    OdpowiedzUsuń
  65. najlepsze ff na swiecie <3 czytalam b.r.o.n.x. i dangera i bieberstouch i to jest zdecydowanie moje ulubione!!!

    OdpowiedzUsuń
  66. zajebisty jak zawsze! końcówka the best, kocham to

    OdpowiedzUsuń
  67. jest 500 tyś. wyswietlen, bedzie druga czesc yaaaaaaaasssssssssssss

    OdpowiedzUsuń
  68. pięćset tysięcy zrobione, teraz tylko czekać aż weronika zabierze się za pisanie drugiej części! mam nadzieję, że szybko pojawi się na blogu informacja odnośnie pierwszego rozdziału, pozdrawiam serdecznie i również życzę wesołych świąt i mokrego dyngusa.

    OdpowiedzUsuń
  69. jest 500 tyś. wyswietleń je je je je jeeeeeeeeeeeeeeeeeeest <3

    OdpowiedzUsuń
  70. kocham to ff i czytam je od pierwszego rozdziału, nie mogę doczekać się drugiej części!

    OdpowiedzUsuń
  71. Na prawdę warte przeczytania opowiadanie! Losy bohaterów śledzi się z wielkimi wypiekami na twarzy. Trzymam kciuki za nich i mam nadzieję, że 2 część będzie tak samo wspaniała!

    OdpowiedzUsuń