20 maj 2015

Rozdział pięćdziesiąty piąty

Po kolacji idziemy spokojnie na górę. Ja wchodzę pod prysznic, a Suzanne idzie z Jaxonem do jego pokoju, by spakować go do moich rodziców, gdzie syn ma pojechać na noc i na jutrzejszy dzień.
Prysznic oczyszcza mnie z całego dnia i bardzo żałuję, że nie ma magicznej mocy oczyszczania wnętrza ciała człowieka. Każdego wieczoru choć przez chwilę zastanawiam się, czy nie zmienić kompletnie swojego postępowania. Właśnie taki prysznic pozwala mi skupić się tylko i wyłącznie nad tym, co się działo przez ostatnie godziny. Codziennie widzę to samo - ból, jaki sprawiłem innym osobom.
Czy aż tak bardzo mi to przeszkadza, bym chciał zmian?
Eee. Chyba nie.
Wycieram się dokładnie i zakładam obcisłe bokserki. Staję przed lustrem, poprawiając włosy i myjąc twarz oraz zęby, po czym wychodzę z łazienki. Suzanne właśnie weszła na górę, oddychając głęboko, jakby przebiegła jakiś maraton.
- Wszystko okej? - pytam, unosząc brwi.
- Tak - oblizuje usta i gdy przesuwa wzrokiem po moim ciele, wciąga powietrze. - Po prostu bawiłam się z Jaxonem w berka, zanim odjechał - chichocze przyjaźnie. - Pójdę pod prysznic, dobrze?
Kiwam głową na znak zgody i odprowadzam ją wzrokiem, po czym wchodzę do sypialni i kładę się na łóżku. Układam w głowie plan działania. Suzanne powiedziała, że chce spokojnego seksu i chyba jestem w stanie go jej dać. Tak jak wspomniałem wcześniej, ona będzie jeszcze błagać o orgazm.
Przekręcam głowę w bok i patrzę na oświetlony Nowy Jork. To miasto chyba nigdy nie przestanie mnie zachwycać. Każdy jego zakątek, każde miejsce jest tak piękne, że przez całe swoje życie nie poznam wszystkich tych magicznych kryjówek. Wzdycham głęboko. Chciałbym umrzeć w tym mieście, równie szybkim, równie rozpędzonym i równie nieprzewidywalnym co ja sam. Och, Nowy Jorku, kocham cię.
Gdy słyszę kroki, przechylam głowę w bok, widząc Suzanne w progu. Ma na sobie obcisłą, białą koszulkę i długie spodnie od piżamy. Czy ona naprawdę myśli, że mnie tym podnieci? Błagam, nie  mogłaby choć raz założyć jakiejś seksownej bielizny lub satynowej, krwistoczerwonej koszuli? Rozpuścić te swoje włosy, zamiast związywać je w kucyka?
Tyle rzeczy muszę ją jeszcze nauczyć.
Podnoszę się na łokciach, lekko się do niej uśmiechając.
- Chyba muszę ci kupić nowe ciuchy - wywracam oczami. - Zasługujesz na sporo satyny i czarnej bielizny - puszczam jej oczko w nadziei, że zrozumie.
Uśmiecha się lekko i oblizuje wargi, kładąc się obok mnie. Natychmiast się nad nią nachylam, chcąc ją pocałować, ale się odsuwa.
- Jestem zmęczona, Justin, a jutro przede mną ciężki dzień.
No co ty.
- Wiem, skarbie - wzdycham, głaszcząc jej ramię i lekko muskając go wargami. - Dlatego powinnaś się dzisiaj wyluzować.
Wygląda tak, jakby myślała przez dłuższą chwilę nad moimi słowami, po czym w końcu się poddaje i odwraca głowę w moją stronę. Wykorzystuję to, wpijając się w jej wargi. Przygryzam dolną i wsuwam język do jej ust. Smakuje pastą, idealnie. Nie mam nic do sposobu jej całowania. Jest w tym naprawdę dobra, a mi to wystarcza. Dłońmi błądzę po jej ciele, podwijając koszulkę i muskając palcami jej skórę. Podnosi biodra w górę, wplątując mi palce we włosy.
Słysząc jej jęk, jeszcze bardziej się nakręcam i wkładam dłoń w jej majtki. Ogoliła się, doceniam to, bo przynajmniej łatwiej mi dotrzeć do centrum. Najpierw powoli masuję jej łechtaczkę okrężnymi ruchami i odrywam usta od niej, obserwując jej twarz. Zaciska oczy i odchyla głowę do tyłu, dysząc ciężko.
- Justin - skomle.
- Tak?
Zaciska oczy, gdy tymczasem ja podnoszę dłoń.
- P... proszę - otwiera oczy, patrząc na mnie rozkojarzona.
Justin 1:0 Suzanne.
Uśmiecham się i podciągam jej koszulkę nad piersi. Nie założyła stanika. Bosko! Pochylam się, zaczynając ssać jej brodawki. Nie przerywam tej czynności przez dobre cztery minuty. Suzanne kręci się i wydaje z siebie podniecające jęki, ciągle wypychając biodra do góry.
Wsuwam w nią palec i wiem, że jest blisko orgazmu, dlatego poruszam nim tylko dwa razy i wysuwam z powrotem.
- Błagam, Justin, zrób to - dyszy z zamkniętymi oczami.
Justin 2:0 Suzanne.
- Ależ kochanie, ja tylko chcę się z tobą kochać - chichoczę, całując jej szyję, a potem znowu jej usta. Nie wierzę, że powiedziałem to coś o kochaniu.
Palce dziewczyny zmierzają w dół mojego torsu i zatrzymują się na gumce od bokserek, odchylając ją. Mój kutas jest już twardy, a gdy Suzanne obejmuje go dłońmi, czuję, jak automatycznie się napinam.
Nie mogę pozwolić jej tego zrobić, więc kiedy chce mnie popchnąć na plecy, nie poddaję się. Próbuję delikatnie odepchnąć jej ręce, bo jest mi naprawdę dobrze. Kurwa, podoba mi się to, co ta suka robi, nienawidzę siebie za to.
Zaciskam powieki, odrywając się od niej i widzę w jej oczach pożądanie.
Nagle mnie puszcza. Co...?
- Suzanne - dyszę, rozchylając wargi.
Justin 2:1 Suzanne.
- Ja tylko się z tobą droczę - pokazuje mi język i trzepocze rzęsami.
Przegięła. Naprawdę przegięła.
Dopycham ją dłońmi do materaca i ściągam jej spodnie. Chwilę potem jestem już w niej, robiąc okrężne ruchy i dociskając się do niej tak głęboko, jak tylko mogę. Zarzuca mi ręce na szyję, odchylając głowę w tył i jęcząc przeciągle. Nie pozwól jej dojść, Justin, nie pozwól jej dojść...
Nie mogę, kurwa. Tak strasznie się napaliłem. Wszystko przez nią. Czuję, jak bardzo blisko jesteśmy.
- Justin! - krzyczy Suzanne, wyginając ciało w łuk. Jej piersi są tak blisko, że wykorzystuję fakt i przygryzam prawego sutka, co skutkuje natychmiastowym orgazmem.
To, jak się wokół mnie zaciska, jeszcze bardziej potęguje moje podniecenie. Dochodzę, zalewając ją falą gorąca i opadając na jej ciało z jękiem, wpijam się ponownie w jej wargi.
Justin 2:2 Suzanne.

Gdy budzę się o świcie, dostrzegam, że nie ma przy mnie Suzanne. Promienie słoneczne wpadające przez okno rażą mnie w oczy, przez co muszę je mrużyć. Jestem trochę obolały po wczorajszym. Mój plan nie skończył się całkowitym sukcesem. Suzanne błagała, ale ja też. Nie chcę jednak przyznać sam przed sobą, że jestem (przy niej) słabszy, więc uznaję, że to po prostu drobna usterka. Jeszcze nad tym popracuję i wtedy naprawdę zacznie mnie błagać. Z głębokim westchnięciem odchylam kołdrę i wychodzę w bokserkach z sypialni, wpadając na moją dziewczynę.
- Justin! - piszczy przestraszona, odsuwając się nieco ode mnie.
- Dzień dobry - chichoczę cicho i przypatruję się jej twarzy. Jest blada jak ściana.
Suzanne nie przebrała się jeszcze i wciąż ma na sobie te śmieszne spodnie oraz koszulkę.
- Coś się stało? - pytam, unosząc brwi.
- Tylko zwymiotowałam.
- Zjadłaś coś niezdrowego?
- Nie - kręci przecząco głową. - Tylko ten ryż z warzywami, ale to było wczoraj.
- To pewnie przez nerwy - wywracam oczami, chwilę potem karcąc się za to w myślach. Dzisiaj przecież powinienem być dla niej największym wsparciem.
- Pójdę się przebrać - szepce i muska delikatnie moje wargi, dopuszczając do mnie oddech po świeżym umyciu zębów, po czym wchodzi do garderoby.
Przez moment jeszcze stoję tam jak kołek, po czym postanawiam zejść na dół. Myślę o Jaxonie, który teraz pewnie jeszcze śpi w domu moich rodziców. Swoją drogą, ciekawe, że też Suzanne jeszcze ich nie poznała. Mam nadzieję, że to się szybko nie zdarzy, bo naprawdę nie chcę, by się zapoznawali.
Wchodzę do kuchni i zabieram się za robienie jajecznicy. Mam nadzieję, że Suzanne doceni moje starania, bo inaczej to źle się skończy i dla mnie, i dla niej. To znaczy, właściwie w szczególności dla niej.
Zerkam na zegar ścienny, by dowiedzieć się, że rozprawa rozpocznie się za jakieś półtorej godziny. Sam nie wiem, czy się stresuję. Chyba raczej nie. Wiem, że Josh trafi do więzienia, bo dla sądu i tak dodatkowe znaczenie będzie miało to, że ktoś zapłacił prokuraturze, by ten kutas nie siedział póki co w areszcie. Chciał popełnić zbrodnię i dostanie za swoje.
Wzdrygam się jedynie na myśl, że Jasmine również będzie przesłuchiwana. Zobaczenie jej na sali sądowej po raz kolejny nie będzie dla mnie czymś miłym, ale podkręca mnie to i dodaje adrenaliny. Uśmiecham się pod nosem. Uwielbiam takie gierki.
Nakładam jajecznicę na dwa talerze, dekoruję wszystko kawałkami pomidorów, a do koszyka wsadzam pieczywo, po czym niosę jedzenie na stół. Wracam do kuchni i wlewam nam do kubków kawę i upijam łyk jeszcze w kuchni, kiedy ze schodów schodzi Suzanne.
Prawie się zachłystuję.
Ma na sobie czarną sukienkę z długim rękawem, sięgającą do kolan, która jest tak obcisła, że widzę dokładnie zarys piersi mojej dziewczyny. Na górze sukienki wystaje biały kołnierzyk. Suzanne nałożyła szpilki i związała włosy w wysoki koński ogon.
- Ładnie wyglądasz - komentuję, nawet jeśli to nie na miejscu.
Lekko się uśmiecha i bierze ode mnie jeden kubek, bez słowa niosąc go na stół.
- Justin, nie dam rady nic przełknąć - mówi ze skruchą i zajmuje swoje miejsce, patrząc na jedzenie w taki sposób, jakby znowu miała zwymiotować.
Tylko spokojnie, stary.
Zaciskam palce na swoim widelcu, wypuszczając powietrze z ust i podnosząc na nią spojrzenie.
- Masz jeść - prawie warczę, ale żeby wydało jej się to tylko złudzeniem, szybko czule się uśmiecham.
- Justin, ja naprawdę...
- Zjedz to.
Rozchyla lekko wargi, patrząc na mnie bardziej wystraszona niż czterolatek w domu dziecka (co za trafny przykład!), po czym nabiera na widelec kawałek jajecznicy, wpychając ją sobie do ust. Mam wrażenie, że mijają lata, zanim dostrzegam, że przełknęła.
- Nie chcę więcej - mówi, odsuwając ode siebie talerz i dopijając kawę do końca, po czym wstaje od stołu.
- Suzanne, do jasnej cholery, masz to zjeść, napracowałem... - zaczynam, również się podnosząc, ale ona mi przerywa, odwracając się na pięcie.
- Nie rozumiesz, że nie mam ochoty na pieprzone jedzenie?! - wrzeszczy. - Cieszę się, że się napracowałeś, ale zrozum, że mam dość zmartwień na głowie, niż jakaś jajecznica!
Nie wytrzymuję. Krew tak wewnątrz mnie buzuje, że podchodzę bliżej i podnoszę dłoń z zamiarem uderzenia Suzanne z całej siły w twarz, ale widząc, jak rozszerza oczy i odwraca się, osłaniając rękami, walę prosto w stół, przez co wszystko z niego spada.
Co ja, kurwa, właśnie zrobiłem?
Aż boję się spojrzeć jej w oczy. Jeszcze nigdy w życiu nie podniosłem ręki na kobietę.
- Ty pieprzony... - dyszy i słyszę, jak się cofa. - Ty pieprzony, obrzydliwy sadysto! - niemal krzyczy i wybiega, zostawiając mnie samego.
Przysięgam, że nie ma w tym momencie kogoś, kto nienawidzi mnie bardziej niż ja sam. Nie to, że nagle zaczęło mi na tej suce zależeć, wkurzyła mnie, to miałem prawo tak zareagować.
No dobra, nie miałem prawa podnieść na niej ręki, szczególnie, że chcę, by mi zaufała i czuła się przy mnie bezpiecznie. To przecież część planu, który teraz w rzeczy samej spierdoliłem.
Mam nadzieję, że uda mi się to jeszcze jakoś naprawić. Skoro wybaczyła mi gwałt, to dlaczego ma nie wybaczyć mi tego, co stało się przed chwilą? Dziękuję Bogu, że nie uderzyłem w jej twarz. Mało brakowało, a pewnie siła uderzenia w zetknięciu z jej małą twarzyczką byłaby tak mocna, że Suzanne straciłaby przytomność. Boję się pomyśleć, co by wtedy było.
Sprzątam cały bałagan i niosę wszystko do kuchni, wciąż nie mogąc się odpędzić od myśli, że nie jestem już facetem. Ale przecież jestem! Nie uderzyłem jej, więc nic nie jest jeszcze stracone.

Kilka ogłoszeń parafialnych!

Po pierwsze, mam nadzieję, że nie znienawidzicie Justina jeszcze bardziej. Swoją drogą, strasznie mi się podoba jego zachowanie, bo przyjemnie się je pisze. Z Suzanne często się nudziłam, bo była dość "typową" i przewidywalną osobą, a teraz super się bawię :D

Po drugie, autorka bloga Trying not to love you, Klaudia (za co po stokroć DZIĘĘĘĘĘĘĘKUJĘ!) zrobiła zwiastun do Bieber's Touch. Nie wiem jak Wy, ale ja jestem w nim po prostu ZAKOCHANA!!! Oglądajcie i piszcie, co sądzicie :)



Po trzecie, zaczęłam tłumaczyć opowiadanie Fifty Shades of Justin. Justin jest w tym opowiadaniu sławny, a ja tłumaczę je głównie dla siebie, bo to takie mini przygotowanie do matury z angielskiego, aczkolwiek jeśli ktoś ma ochotę, to zapraszam :)

To tyle, ściskam Was mocno i do następnego x Werka