26 maj 2015

Rozdział pięćdziesiąty szósty

W kompletnej ciszy jedziemy do sądu. Suzanne siedzi na fotelu pasażera, wbita w niego tak, jakbym jechał dwieście kilometrów na godzinę. Jest wpatrzona w budynki za oknem, chociaż i tak wiem, że nawet nie myśli o tym, co widzi. Jeśli miałbym się zakładać, mógłbym przysiąc, że jestem głównym obiektem jej umysłu, a drugie miejsce zajmuje dzisiejsza rozprawa. Ciekawe, czy sra się, że Josh zostanie skazany. Bo mogę jej przysiąc, że zostanie i dopilnuję, by na jak najdłuższy okres czasu. Niech nie myśli, że rozmowa, którą odbyliśmy w jej domu, coś we mnie zmieniła i zrobiło mi się jej żal. Owszem, rozumiem, Josh to jej brat, ale skoro byłby kurwa tak jej bliski, to chyba spotykaliby się częściej?
No, i chyba nie chciałby jej zabijać, prawda?
Gdy stajemy na światłach, zerkam we wsteczne lusterko i poprawiam krawat na mojej szyi. Zakładałem go szybko, ponieważ w garderobie była także Suzanne, która rozmyślała nad doborem płaszcza, a ostatnie, czego potrzebowałem, to kolejnej kłótni. Wiedziałem, że się mnie boi i czuję to także teraz, ale nie mam się czemu dziwić. Moim zadaniem jest wszystko teraz odbudować i pluję sobie w brodę, bo nienawidzę naprawiać swojej roboty. Jestem idealistą i do tej pory każdy mój plan wychodził bez zarzutów, a tu proszę. Wszystko przez tę sukę, która umiejętnie wykorzystuje fakt, że może wyprowadzić mnie z równowagi.
Chwilę potem dojeżdżamy pod sąd. Suzanne wysiada szybko, zanim zdążę jej pomóc i idzie do drzwi. Wywracam oczami, powoli zamykając auto i podążam za nią, wiedząc, że nie mam się co spieszyć. Jestem tam jedynie w charakterze świadka. Złożyłem zeznania już wcześniej, wiedzą, na czym stoją. Nie mam ochoty nic zmieniać.
Suzanne udaje się już dowiedzieć od kobiety stojącej w dużym hallu, gdzie odbędzie się rozprawa, więc jedynie idę posłusznie za jej krokami, nie spuszczając jej z oczu.
Pod salą jest już Mathilda, Britney i Josh. Zdążyliśmy na czas, ponieważ drzwi akurat się otwierają i wszyscy wchodzą do środka. Dochodzę ostatni, więc tylko przez chwilę widzę przebrzydłą gębę Josha, podtrzymywanego przez dwójkę policjantów. Obdarzam go znienawidzonym spojrzeniem. Co za kretyn! Nienawidzę go. Przeczesuję ręką włosy i siadam na jednym z krzesełek.
Na korytarzu jest również Briney. Wydawało mi się, że jest dość daleko, ale w pewnej chwili widzę jej buty na obcasie tuż przed sobą. Podnoszę głowę.
- Witaj, Britney - uśmiecham się lekko i wstaję grzecznie.
- Daruj sobie.
Ktoś tu jest zły!
Siada obok mnie, patrząc na mnie naburmuszona.
- Zdajesz sobie sprawę, jak namieszałeś w życiu mojej przyjaciółki?
Momentalnie się spinam.
- Tak.
- I zamierzasz tu tak bezczynnie siedzieć?!
Że co?
- A co niby mam robić? - prycham.
- Ratuj Josha!
Z całej siły powstrzymuję się, by nie parsknąć śmiechem.
- Ratuj Josha? Czy ty wiesz, co on zrobił?
- Tak, wiem. Ale wiem też, jak bardzo Suzanne się o niego martwi - szepce.
Wywracam oczami. Co mnie to obchodzi?
- Justin - kontynuuje. - Nie ukrywam, że nie wyglądasz mi na rozsądnego, dobrego faceta, ale wiem, jakiego widzi cię Suz i błagam, nie rań jej.
- Jakiego widzi mnie Suz?
Sam nie wiem, dlaczego spytałem, ale to jakby samo wyszło z moich ust.
- Jest w ciebie wpatrzona jak w obrazek - Britney wywraca oczami. - Próbuję jej to wybić z głowy, bo nie jesteś kimś dla niej!
- Co ty pieprzysz? - parskam. Skąd ona może wiedzieć, kim ja jestem dla Suzanne?!
- Nie zasługujesz na kogoś takiego jak ona. Jest dobra, ułożona, troszczy się i zbyt wszystkim przejmuje. A ty jesteś dupkiem, myślisz, że nie widzę, jak połykasz wzrokiem każdą minioną laskę? Jak patrzysz na moją przyjaciółkę? - wzdryga się. - Może i kupujesz jej pieprzone samochody albo jedziesz po nią aż do Forks, ale to widać, że nie masz w stosunku do niej dobrych intencji.
Cholera, dobra jest.
- Przykro mi, ale się mylisz - mówię z powagą. - Rozumiem, że jesteś zazdrosna, ale...
- Zazdrosna?! - śmieje się. - O kogokolwiek, ale nie o ciebie! Mam najwspanialszego faceta pod słońcem. Gary nie musi być bogaty, by mnie kochać. Przynajmniej nie widzi czubka własnego nosa, tak jak ty.
Kurwa, skąd ona to wszystko wie?! Przecież nigdy nie zrobiłem niczego, co mogłoby choć trochę wzbudzić podejrzenia na temat moich zamiarów do Suzanne. Zawsze byłem dobry, miły, uczynny... No, może z wyjątkiem paru razów i dzisiej...
Zamieram.
- Powiedziała ci? - pytam z niedowierzaniem.
- Tak - Britney przełyka ślinę, zaciskając usta. - Była tak przerażona, że napisała do mnie sms. Justin, obiecuję ci, że jeśli coś jej zrobisz, twoje jaja będą pierwszą rzeczą, którą nakarmię swojego psa.
- Ty nie masz psa - chichoczę.
- A ty najwidoczniej nie masz jaj - rzuca na odchodne i wstaje, idąc kilka krzeseł dalej.
Zasysam wargi, myśląc nad wszystkim gorączkowo i przechylam głowę w bok, zerkając na drzwi od sali. Josh już tam jest, Suzanne, Mathilda... Ja zaraz tam wejdę. Boże, co ja mam zrobić?
To nie tak, że zaczęło mi zależeć. Po prostu czuję wewnątrz siebie niesamowitą rozterkę. Nie chcę, żeby Suzanne się mnie bała.
Ona na ciebie nie zasługuje.
Tak, kurwa, wiem to. Nie cierpię jej, no, może tylko trochę, ale wiem, że na mnie nie zasługuje. Do tego akurat się przyznaję, bo nie uważam, bym był ideałem. Mimo, że wszystko robię perfekcyjnie, to akurat jestem beznadziejnym człowiekiem, pozbawionym jakichkolwiek uczuć czy emocji.
Nie mogę pozwolić, by mój plan wyszedł na jaw.
Kurwa, dlaczego to jest takie trudne?! W tych wszystkich filmach ludzie się w sobie zakochują i żyją ze sobą długo i szczęśliwie, a ja tkwię w jakimś pieprzonym sądzie i poważnie rozmyślam nad wsadzeniem Josha Collinsa za kratki.
Walić to.
Jakieś półgodziny później swoim towarzystwem zaszczyca mnie Jasmine. Gdy tylko ją widzę, cały się spinam. Założyła tę białą sukienkę, którą miała na sobie podczas pierwszej wizyty Suzanne w naszym domu. Tak strasznie opina jej biodra, piersi i pośladki, że niepohamowanie przełykam ślinę i wstaję.
- Leci ci ślinka, Justin - prycha na mój widok i siada koło mnie.
- Jak zawsze trafna uwaga - chichoczę, zajmując miejsce obok i przyglądając się jej. Ja to jednak mam gust, jeśli chodzi o kobiety. Kątem oka widzę, jak Britney się nam przypatruje i prycha pod nosem.
- Jak czuje się Jaxon?
- Dobrze - kiwam głową. - Jest teraz u moich rodziców.
- A jak się trzyma?
Domyślam się, że ta samolubna baba pyta tylko o to, czy syn za nią tęskni.
- Bardzo mu ciebie brakuje - wypowiadam ze skruchą, starając się przy tym wyglądać na załamanego.
Jasmine wzdycha i zanim udaje jej się coś powiedzieć, zostaje wezwana na salę. Nią się nie przejmuję. W końcu też brała udział w tej szopce i powinna dostać karę.
Tak samo jak ten walony Josh! Dlaczego, do jasnej cholery, jest bratem Suzanne?!
Nie chcę jej stracić.
Tak, cholera jasna, przyznałem to. Nie chcę, bo to byłoby zbyt szybkie. Ja odejdę od niej, za kilka lat. Przez ten czas jeszcze muszę się z nią poużerać, ale teraz...
Nie chcę, żeby odchodziła.
Zaczynam bawić się palcami i nucić jakieś piosenki pod nosem, a gdy wykorzystuję już cały repertuar, słyszę swoje nazwisko. Podnoszę się z miejsca i starannie poprawiam krawat, ruszając przy tym głową, po czym ruszam na salę, pewny siebie jak nigdy wcześniej.
Wszyscy już są. Suzanne z Mathildą siedzą przy swoim adwokacie, a na przeciwko nich Josh, który nawet na mnie nie patrzy.
- Proszę się przedstawić - nakazuje sędzia, nawet na mnie nie patrząc, tylko grzebiąc w jakichś papierach.
Po krótkiej formułce na temat tego, jak się nazywam, ile mam lat, co robię i gdzie mieszkam, zaczynam opowiadać o wszystkim, co zdarzyło się tamtego feralnego wieczora. Mam ochotę wymierzyć sobie cios w policzek. Okłamuję sąd.
- Myślę, że Josh nawet nie wiedział, że ofiarami są jego matka i siostra - oblizuję usta, zerkając w stronę oskarżonego. Wpatruje się we mnie swoimi przebrzydłymi oczami i mam ochotę rzucić się na niego przy wszystkich i dać mu w twarz. Wiem, że nie mogę tego zrobić. - W końcu ktoś inny atakował, Josh tylko zlecił mu zadanie. Jestem pewien, że nie zrobiłby tego, gdyby wiedział, kogo chce zastraszyć.
Domyślam się, że Suzanne ma szeroko otwarte usta. Moja podświadomość robi wielkie oczy, patrząc na mnie z niedowierzaniem. Tak, ja też nie wierzę, że to powiedziałem.
- Na komisariacie mówił pan zupełnie co innego.
- Zmieniłem zeznania.
- Więc wtedy pan kłamał?
Przełykam ślinę.
- Tak.
Kurwa, oberwę za to, ale nie obchodzi mnie to.
Sędzia marszczy brwi i dziękuje mi, po czym następuje przerwa. Wszyscy wychodzimy na korytarz. Staję obok Suzanne i obejmuję ją w pasie, ale wzdryga się jak oparzona. To z pewnością ze względu na moje zachowanie w domu. Od razu podbiega do niej Britney. To dziwne, że już się pogodziły. Kobiety. Wywracam jedynie oczami.
- Wszystko w porządku?
- Tak - szepce, kiwając nieśmiało głową.
Ciekawe, co powiedziała podczas przesłuchania. Pewnie to samo co ja.
Nie wiem dlaczego, ale kiedy na nią zerkam, mam ochotę po prostu się do niej przytulić i powiedzieć jej, że jestem obok. Mentalnie wymierzam sobie cios w drugi policzek, jako karę za swoje myśli.
- Justin, chciałam ci powiedzieć, że bardzo doceniam twoją pomoc - mówi nagle Mathilda, oplątując dłonią moje przedramię. - Zarówno ja, jak i moja córka, jesteśmy ci bardzo wdzięczne - wzdycha. 
- Proszę nie dziękować, robię to z czystej dobroci - uśmiecham się czule.
Chwilę później zostajemy z powrotem wezwani na salę. Kładę dłoń na łopatkach Suzanne i prowadzę ją na salę. Wiem, że trudno jest jej ze mną wytrzymać, ale w końcu mi się poddaje i stara się zachować spokój, podczas gdy tak ją prowadzę.
Kiedy wszyscy siadamy, wstaje prokurator. Wywracam oczami. Teraz rozpocznie kolejną bezsensowną przemowę w swoim życiu, a my będziemy musieli go słuchać.
- Zostaliśmy wszyscy dzisiaj przedstawieni przed bardzo trudną sprawą. Oto oskarżony, Josh Collins, chciał zemścić się na swoim wrogu sprzed lat i zaatakować własną siostrę z matką. Któż zdrowy na umyśle tak robi tylko po to, aby pokazać, że jest najlepszy? Okazuje się, że Josh Collins działał z premedytacją, doskonale wiedząc...
Zaczyna mi się kręcić w głowie i czuję mdłości, przez chwilę tracąc kontakt z rzeczywistością. Mrugam kilkakrotnie oczami i wracam na salę, ale czuję, że coś złego się ze mną dzieje. Może to przez zmęczenie? Tak, powinienem iść spać.
Prokurator jeszcze przez dobre dziesięć minut klepie o tym, jaki to Josh jest zły i jak więzi rodzinne, choć silne, mogą jednak zostać przerwane. Dorzuca do worka również Jasmine, co w zasadzie wcale mi nie przeszkadza. Nie jesteśmy już przecież małżeństwem, więc mało mnie ta szmata obchodzi.
Po prokuratorze przychodzi czas na sędziego. Patrzy na całą salę, po czym dokłada trzy grosze do słów swojego poprzednika i oblizuje usta, zerkając raz na Josha, raz na Suzanne i Mathildę.
Patrzę na moją dziewczynę. Jest wpatrzona w podłogę i wygląda, jakby zaraz miała zasłabnąć. Widzę w jej oczach strach i nienawidzę tej konsternacji, bo nie mam pojęcia, czy to bardziej przeze mnie, czy przez decyzję sądu, która zaraz padnie.
- Przemyśleliśmy jednak wszystkie zeznania, zarówno pań - wskazuje ręką na Suzanne i Mathildę, a potem na mnie - jak i pana. W związku z tym, skazuję Josha Collinsa na trzy lata pozbawienia wolności, a Jasmine Bieber na dwa miesiące aresztu w zawieszeniu - ogłasza, a ja wypuszczam powietrze z ust. Mógł dostać dziesięć, piętnaście, a dostał trzy. Czuję ulgę, choć wiem, że przyszedłem tu z innym nastawieniem. - Za składanie fałszywych zeznań pana Justina Biebera obarczam grzywną w wysokości tysiąca dolarów. - Dodaje, a ja kiwam głową. Mogę zapłacić nawet od razu.
Ona na ciebie nie zasługuje..
Wszyscy wstają i wychodzimy z sali. Od razu podchodzę do Suzanne i chwytam jej dłoń.
- Justin - wzdycha, ale nie próbuje się wyrwać. Po pierwsze, zbyt mocno ją trzymam, a po drugie... - Dziękuję - mówi bezgłośnie, lekko się do mnie uśmiechając, co odwzajemniam. Nie wiem czemu, ale mi ulżyło.
Gdy wychodzimy, moja dziewczyna żegna się z mamą i Britney, obiecując im, że niedługo do nich zadzwoni. Mathilda ma dzisiaj samolot do Forks.
- Odwiozę panią - oferuję od razu.
Zaprzecza, wzdychając i głaszcząc moje ramię.
- Zajmij się moją córeczką, Justin - szepcze czule, a ja czuję, jak oczy mi ciemnieją. To chyba nie uchodzi uwadze Britney, która zaciska zęby i patrzy na mnie, jakby chciała mnie zabić.
Gdy rozstajemy się przed budynkiem, nie zdążę się nawet odezwać, gdy nagle coś skacze mi na nogi. Poprawka - nie coś, ale ktoś! Jaxon trzyma się mocno niczym Tarzan. Puszczam dłoń Suzanne i kucam przy malcu.
- Hej, kochanie - wzdycham, chichocząc cicho i kucając przy chłopcu. Chcę coś jeszcze powiedzieć, ale wtedy dostrzegam podchodzącą do nas parę.
Kuźwa, rodzice.

Wow, z Justinem zaczyna się coś dziać! :D Szczerze, to jaram się bardzo, może się wreszcie opamięta :D  Zapraszam na moje tłumaczenie: Fifty Shades of Justin, liczę, że Wam się spodoba!!! I oglądajcie zwiastun <3 Kocham Was x Werka