3 maj 2015

Rozdział pięćdziesiąty trzeci

W samochodzie Clowesa mam ochotę odepchnąć od siebie Suzanne, kiedy ta ochoczo wsuwa się na moje kolana i zarzuca dłonie na moją szyję. Dopiero po chwili uświadamiam sobie, że po moim wyznaniu straciła jakiekolwiek zahamowania i będzie mi okazywać swoje uczucia tak, jak będzie chciała. Nie mogę więc protestować.
Uśmiecham się do niej lekko i seksownie, po czym spuszczam wzrok na jej odsłonięte uda. Sukienka podwinęła jej się prawie do majtek i czuję, jak krew w moich żyłach zaczyna niebezpiecznie buzować. Zasysam wargę, rozluźniając krawat i kręcąc głową.
- Mam ochotę przelecieć cię tu i teraz - warczę do jej ucha. Akurat mówię prawdę.
- Justin, chciałam cię tylko przytulić - szepce w odpowiedzi, wzdychając głęboko i przyciskając policzek do mojego torsu.
Chryste Panie, kobieto!
Otwieram usta, by coś powiedzieć, ale w tej chwili Clowes zatrzymuje się pod domem Suzanne. Dziewczyna zeskakuje z moich kolan wprost na chodnik, gdy tylko wychylam się, by otworzyć drzwi. Odprowadzam ją wzrokiem, kiedy idzie do drzwi, obsuwając sukienkę w dół.
- Poczekaj chwilę, Clowes - rzucam na odchodne i wysiadam, doganiając dziewczynę. - Co się stało?
Zamiast odpowiedzi otrzymuję tylko wywrócenie oczami i już znika mi wewnątrz domu. Naprawdę, przysięgam - gdybyśmy byli sami, ona już by nie żyła. Czemu te wszystkie suki muszą być takie wredne?
Wchodzę do salonu, widząc tam Britney, Mathildę i Jaxona. Suzanne stoi tyłem do mnie i już zaczęła z nimi rozmowę.
- Dziękuję wam i przepraszam za kłopot - mówi gorączkowo, kucając i wyciągając dłonie do mojego syna. Chłopczyk podbiega do niej z szerokim uśmiechem i rzuca się jej na szyję. Wciągam powietrze. Pierwszy raz widzę, by robił to w ten sposób. Do nikogo przedtem nie był tak pozytywnie nastawiony: ani do Megan, ani do Jasmine.
Britney krzyżuje ręce na piersi, patrząc na mnie wilkiem, po czym odwraca wzrok, gdy tylko zdążę zmarszczyć brwi.
- To ja dziękuję - odzywam się w końcu, kiwając uprzejmie głową. Mama Suzanne spuszcza oczy na mój krawat i przypominam sobie, że go nie poprawiłem. Pewnie myśli, że urządziliśmy sobie z jej córką niezłe harce. No cóż, gdyby nie miała dziecka-sztywniary, pewnie by tak było.
- Może zostaniecie na herbatę? - pyta uprzejmie Mathilda, z rozmarzeniem wpatrując się w Jaxona wtulonego w (moją) dziewczynę.
Suzanne otwiera usta, by się zgodzić, ale wchodzę jej w słowo.
- Dziękujemy, ale niestety musimy już wracać - wzdycham. - Jutro macie ważny dzień. Przyjedziemy po was - kiwam głową. Suzanne patrzy na mnie dziwnie i chyba dopiero po chwili przypomina sobie, że jutro ma rozprawę w sądzie. Ona jest naprawdę tak głupia, czy tylko udaje?
Britney wsuwa sobie kosmyk włosów za ucho i obserwuję uważnie ruch jej dłoni. Jest taki spokojny, delikatny i dopracowany. Wiem już, za kogo wezmę się po Suzanne i wiem, że mi się to uda.
Póki co, mam już kogoś na oku, przez kogo jestem wkurzony. Gdy tylko wrócimy do domu, zajmę się tyłkiem Suzanne porządniej, niż może się spodziewać, bo nienawidzę, gdy taka jest. A skoro ją "kocham", to mogę z nią robić to, co mi się podoba.
Po czułych uściskach ze wszystkimi oprócz Britney (z powodu czego bardzo ubolewam) wychodzimy i wsiadamy do auta Clowesa. Cała droga upływa mi na słuchaniu opowiadań Jaxona na temat pobytu u Hannah. Muszę sam złożyć jej wizytę i wyjaśnić z nią wszystko. Nie powinienem tak często zostawiać u niej syna, ale chyba się lubią, a ona jest przy nim jakoś spokojniejsza, więc nie przeszkadza mi to tak, jak powinno.
- Co masz ochotę zjeść, mały? - pyta z uśmiechem Suzanne, wchodząc z moim synem do mego domu. Kiwam głową na Clowesa, że może odjechać, po czym idę krok za nimi, przesuwając wzrokiem po ciele Suzanne. Mimo, że jest zakryta płaszczem, pobudza mnie jeszcze bardziej.
- Hot dogi! - krzyczy chłopiec, wbiegając do kuchni. Suzanne chce pójść za nim, ale chwytam ją za dłoń i przyciągam jej plecy do siebie.
- Pani Stewart się nim zajmie - szepcę prosto do jej ucha i dotykam jej policzka dłonią, na co słyszę, jak wciąga powietrze. To mi wystarczy, bym stracił kontrolę.
Ściągam - a niemalże zrywam - płaszcz z ramion kobiety i rzucam go niedbale na schody. Odwracam ją w moją stronę i podsadzam, biorąc na ręce. Widzę w jej oczach, jak jest wystraszona, gdy niosę ją na górę, tak samo jak wtedy, gdy prawie chciałem się zabić.
- Nie bój się - wzdycham z szelmowskim uśmiechem, ściskając ochoczo jej pośladki. Nie mogę już wytrzymać.
Gdy tylko docieramy na górę, przyciskam ją do ściany i rozrywam jej rajstopy, sukienkę podciągając nad pępek. Kładzie mi dłonie na ramionach i patrzy w dół, a ja w tym czasie wyjmuję swojego penisa. Zabieram ręce Suzanne i unoszę je nad jej głowę, wbijając się w nią i w jej wargi.
Wydajemy z siebie jęk, ja bardziej przeciągły i gorący, ona krótki i wystraszony. Łapię rytm i zaczynam się poruszać, przygniatając ją do chłodnej ściany, rozpalając ją od wewnątrz, wypełniając ją.
- Justin - jęczy, odchylając głowę w tył. Dochodzę tak błyskawicznie, że nawet nie wiem, kiedy dokładnie to zrobiliśmy. Czekam, aż ona osiągnie szczyt, ale gdy to robi, widzę w kącikach jej oczu łzy.
Przysięgam, że nie wytrzymam z tą suką. Chwila, Bieber, musisz zostać bohaterem. Opamiętuję się w porę i wychodzę z niej delikatnie.
- Skarbie, co się dzieje? - przechylam głowę w bok, ujmując jej twarz w dłonie. - Suzanne... - szepczę, gdy chyba nie docierają do mnie jej słowa. Odwraca ode mnie wzrok i zaciska usta, podczas gdy łzy swobodnie zaczynają płynąć po jej policzkach.
- Chcę... pobyć sama - mamrocze i opuszcza dłonie, obciągając sukienkę w dół. Mam wrażenie, że wszystko dzieje się za szybko.
Robię krok w tył i pozwalam jej odejść do mojej sypialni. A teraz raczej, hm, naszej. To brzmi tak dziwnie i muszę się do tego przyzwyczaić. Trudniejsze jest to, że za mniej więcej pół roku do sypialni wejdzie inna kobieta, która rozejrzy się po wnętrzu i zapiszczy z zachwytu, mówiąc potem, że mnie kocha. Ten schemat nigdy się nie skończy.
Poprawiam spodnie i zapinam mocno pasek, jakbym tym samym pragnął zadać sobie ból za cierpienie Suzanne. Nie wiem, co mnie to powinno obchodzić, ale czuję, że to moja wina. Nie mam jednak pojęcia, co dokładnie zrobiłem.
Odwracam się i schodzę na dół. Jaxon robi w kuchni z panią Stewart hot dogi. Na mój widok kobieta przestaje z nim śpiewać radosne piosenki i kiwa do mnie głową.
- Dzień dobry, pan...
- Możesz już iść, Amando - przerywam jej i nic więcej nie mówię, co oznacza, że może wyjść. Tak też robi, mijając mnie ze strachem w oczach.
Staję obok Jaxona i nawet nie słucham jego dziwnych historyjek. Ciągle myślę o tym, co stało się na górze jeszcze kilka chwil temu. Muszę zmienić plan. Muszę zmienić taktykę. Muszę dobitniej pokazać tej szmacie, kto tu rządzi.

Ze względu na matury mam kilka dni wolnego, ale potem znowu zrobi się nieciekawie, bo maj to ostatni dzwonek na zdobywanie jakichkolwiek ocen (a jednak liczę na same dobre), więc naprawdę nie wiem, kiedy pojawi się rozdział. Dziękuję za zrozumienie, kocham <3