14 wrz 2015

Rozdział sześćdziesiąty trzeci

(Suzanne)

Nie mam pojęcia, co mnie podkusiło, by podjąć taką decyzję, ale nie było już odwrotu. No, przynajmniej tak mi się zdawało.
- Jesteś tego pewna? - pyta Chris, zerkając na mnie z uniesionymi brwiami. - Możesz tego żałować.
Powoli wypuszczam powietrze z ust, analizując w głowie wszystko, do czego się przygotowywałam. Muszę to zrobić. Nie ma innej drogi do poznania prawdy. 
- Tak - mówię, wyglądając przez okno. Pierwszy raz w życiu jadę tak powoli. Patrzę kątem oka na licznik. Chris ledwo przekroczył trzydziestkę. Chyba nie jest do końca przekonany, że chce tam dotrzeć i zachowuje się tak, jakby jeszcze dawał mi czas do namysłu.
- Nie wyglądasz tak, jakby cię to uszczęśliwiało.
Wzdycham, kręcąc głową.
- Chris, to mnie nie uszczęśliwia.
- Więc dlaczego to robisz?
- Bo chcę znać odpowiedzi na pytania - zaciskam usta.
Rzeczywiście, to, co zamierzam zrobić, na pewno nie wywoła uśmiechu na mojej twarzy. Spoglądam w dół, zaczynając bawić się palcami na kolanach, ale po chwili podnoszę głowę i odchylam ją na oparciu, przymykając oczy. Jeszcze raz, na spokojnie.
Muszę tylko zapytać o kilka podstawowych kwestii. W mojej głowie kłębi się zbyt wiele niejasności, ale nie będę miała czasu, by to wyjaśnić. Muszę działać szybko, ale jednocześnie w taki sposób, żeby się nie zgubiła. To i tak cud, że zgodziła się ze mną rozmawiać. Nie mogę powiedzieć, że darzę ją sympatią, ale poza paroma sprawami, nie wyrządziła mi w życiu żadnej krzywdy, więc nie mam prawa jej winić. 
Minął zaledwie tydzień i to wszystko było dla mnie jeszcze świeże. Jednak postanowiłam, że póki nie zagoiłam ran, jest to najlepszy czas na zadanie sobie kolejnych.
Nagle Chris zatrzymuje się przed jedną z kawiarenek na Harlemie, jednej z dzielnic Manhattanu. Patrzę na niego, łapiąc za klamkę. Marszczy czoło, jakby chciał mnie jeszcze powstrzymać.
- Dzięki, Chris - chrząkam, otwierając drzwi.
- Suzanne - słyszę za mną, więc kiedy wysiadam, nachylam się jeszcze nad wozem.
- Tak?
- Przyjadę po ciebie, tylko zadzwoń - wzdycha.
Kiwam głową i prostuję się, po czym - kiedy już mnie nie widzi - przewracam okazjonalnie oczami. Chris jest naprawdę opiekuńczy i troskliwy. Wyczuwam to na każdym kroku. Poszedł ze mną nawet do ginekologa poprzedniego dnia. Zaskoczył mnie, a mój lekarz prowadzący od razu pomyślał, że to ojciec dziecka. Chris, pomimo mojego zaprzeczenia i wyjaśnienia, że rozstałam się z moim partnerem, został w gabinecie i trzymał moją dłoń, gdy robili mi badania. Czułam się niezręcznie, on chyba też, ale nie okazał tego po sobie. Twardo był ze mną i co jakiś czas odwracał wzrok, bym tylko nie odczuła zażenowania. Miałam wrażenie, że stara się odbudować wszelakie błędy z przeszłości i nie chciałam mieć mu tego za złe, ale musiał wiedzieć, że bardzo trudno jest zdobyć moje zaufanie z powrotem. Zranił mnie i cierpiałam, więc nie mogłam tak po prostu mu odpuścić, ale doceniałam jego starania. Bardzo mi pomagał.
Pracował w jednej z nowojorskich firm, do których dostał się zupełnie przypadkiem. Podobno szefowi poleciła go znajoma, ale co najbardziej dziwne, Chris nawet tego szefa nie widział. Do pracy przyjęła go asystentka tego całego "prezesa", ponieważ tamten, z powodów osobistych, nie pojawiał się w pracy od kilku dni. Chris powiedział mi, że w sumie go to nie interesuje. Może nie widzieć swojego pracodawcy, ważne, że widzi pieniądze wpływające na jego konto. Poniekąd ma rację, ale ja nie wytrzymałabym, nie wiedząc, kto mi płaci.
A właśnie. Muszę znaleźć pracę. Za cholerę nie wiem, gdzie chcę pracować i jakim cudem natrafię na jakieś dobre ogłoszenie. Żadnych opiekunek do dziecka. Nie chcę żadnych przygód z rodzicami małego rozrabiaki, który Bogu ducha winny, potem będzie cierpiał. Pomyślę o tym jutro, teraz nie mam czasu. Jutro też jest w końcu dzień, jak to mówiła Scarlett O'Hara*.
Idę do środka, stukając obcasami o beton. Ściskam torebkę przewieszoną na ramieniu i poprawiam nieco moje włosy, kiedy otwieram drzwi. Wewnątrz panuje spokojny klimat lunchu. Zamiast dwóch ścian w pomieszczeniu są wysokie szyby, przy których ustawione zostały okrągłe stoliki. W głębi również są stoliki, lecz prostokątne. Postawiono przy nich kanapy ze skórzanym obiciem.
Mija chwila, zanim ją dostrzegam. Siedzi przy oknie i sączy przez słomkę różowy koktajl z wysokiej szklanki. Ma założoną nogę na nogę i podpiera się o nadgarstek, przeglądając gazetę leżącą na stoliku. Ubrała się w obcisłe spodnie podobne do moich oraz białą koszulkę z wyciętym dekoltem. Wygląda nadzwyczaj normalnie i aż mnie zaskakuje, że wybrała to zamiast eleganckich sukienek.
Przygryzam wargę i podchodzę bliżej, stając za drugim krzesłem.
- Hej - mówię, wypuszczając powietrze z ust.
Podnosi głowę i zamyka czasopismo, prostując się.
- Cześć.
- Wybacz za spóźnienie.
- Nie spóźniłaś się - macha lekceważąco dłonią. - To ja przyszłam za wcześnie.
Obie staramy się nie stwarzać niezręcznej sytuacji, ale dobrze wiemy, że nic w tej sprawie nie wskóramy.
- Ile masz czasu? - pytam niepewnie.
- Dosyć sporo. Zawieszenie zmusza mnie do wykonywania mega nudnych czynności, za które nie wsadzą mnie za kratki - chichocze i wzrusza ramionami.
Patrząc na nią, nie widzę tej wrednej osoby, z którą miałam okazję zaznajomić się przez ostatni miesiąc. Jakby siedziała przede mną zupełnie inna wersja Jasmine Bieber.
Zanim się orientuję, stoi przy nas kelnerka. Ma luźne, materiałowe spodnie, w które wsunęła czarną koszulkę. Trzyma w ręce notatnik i ołówek.
- Zdecydowała się pani na coś? - patrzy na mnie.
- Umm... - zasysam wargę, zerkając niespokojnie na Jasmine. - Poproszę to samo.
- Mleko czy jogurt?
- Słucham? - marszczę brew.
- Do koktajlu. Dodać mleko, czy jogurt?
- Ach, jogurt.
Kelnerka kiwa głową i nie zapisawszy ani słowa, wraca do baru. Wypuszczam powietrze z ust, plącząc dłonie na stoliku.
- Suzanne, nie musisz się denerwować. Nie zabiję cię.
Unoszę brew.
- Tak właśnie myślałam.
- Żałuję tego, co zrobiłam, ale powinnaś mnie zrozumieć. Zakochałam się w Joshu.
- Więc postanowiłaś mnie zabić?
- O tym chciałaś porozmawiać?
Czerwienię się.
- Nie. Chciałam pogadać o Justinie.
Jasmine kiwa powoli głową.
- Co tam u niego?
- Ja... nie wiem.
- Nie jesteście już razem? - przechyla głowę w bok. Sprawia wrażenie, jakby doskonale o tym wiedziała.
- Nie udawaj, że cię to dziwi - prycham z wyrzutem. - Zresztą, powiedziałam ci o tym, kiedy dzwoniłam.
W odpowiedzi chichocze miękko i oblizuje usta.
- Racja. Justin nie jest typem osoby, z którą można wytrzymać dłużej niż kilka lat. Chociaż ja miałam dość już po dwóch tygodniach.
- Chciałam się dowiedzieć, jaki był podczas waszego małżeństwa. Bo jeśli chodzi o mnie, okazał się nie taki, za jakiego go miałam.
- Typowe, złotko. Będąc w związku z Justinem musisz wiedzieć, że nie kocha nikogo oprócz siebie.
- Zdążyłam się już o tym przekonać.
Kręci głową, oblizując usta.
- Domyślam się, ale to nie to samo. On ci wmówi, że cię kocha, a ty w to uwierzysz. Ze mną było tak samo. Starał się o mnie, troszczył. Owinął mnie sobie wokół palca - prycha. - Byłam taka naiwna, aż mi wstyd.
- Kiedy się zorientowałaś, że coś jest nie tak?
Jasmine wygląda przez okno i marszczy czoło, zamyślając się na chwilę. Nie zdążę się zorientować, jak z powrotem patrzy na mnie. Jej wzrok jest tak przenikliwy, że przechodzą mnie ciarki. Wyczuwam w nim wrogość i sama się dziwię, bo głos kobiety jest aż nadto spokojny.
- Jeszcze przed moim spotkaniem z Joshem - chrząka. - Justin był jakiś nieobecny, zresztą, Suzanne, on był taki przez całe nasze małżeństwo. Zachowywał się, jakby w ogóle mu nie zależało.
- Więc dlaczego z nim byłaś? - dziwię się.
- Błagam - parska śmiechem, przechylając głowę w bok. - A kto by z nim nie był dla pieniędzy? Nie udawaj, Suzanne, przecież każda z nas na nie leci.
Rozchylam wargi w niedowierzaniu. W porę przychodzi do nas kelnerka i stawia przede mną taką samą wysoką szklankę jaką ma Jasmine. Wewnątrz pływa coś gęstego. Nachylam się i upijam łyk ze słomki. Jestem zaskoczona, bo smak jest niebiański. Dosłownie!
- Pyszne - oblizuję usta, patrząc spod rzęs na Jasmine. Przygląda mi się z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Gdy dociera do mnie, że czeka na moją odpowiedź co do jej wcześniejszego przemówienia, odrywam słomkę od ust i przełykam napój. - I tak, masz rację.
Ciężko przyznać mi przez nią, że kochałam i kocham Justina całym sercem. Dałabym mu dosłownie wszystko, by tylko był szczęśliwy. Miałam gdzieś jego pieniądze, nawet ich nie chciałam. Jak dla mnie mógł być biedakiem, byle tylko, żeby mnie kochał. Wydawało mi się, że tak jest. Ale, skoro mnie nienawidził, to może rzeczywiście chodziło tu o pieniądze? Może zasłaniał się nimi, by zrobić barierę między sobą, a rzeczywistością? Może nie pozwalał nikomu do siebie dotrzeć? Może bał się, że ludzie nie dostrzegą jego potencjału, jeśli nie będzie miał kilkuset miliardów na koncie? Przecież to możliwe. Jak się okazało, wcale nie znałam Justina - znałam tylko jego zasobność portfela.
Więc... może poznalibyśmy się od nowa?
Nie. Wykluczone. Wzdrygam się na samą myśl i boli mnie serce, kiedy tylko wyobrażę sobie jego twarz przed sobą. Przecież wciąż go kocham. I strasznie przez to cierpię.
- Czy to wszystko, o co chciałaś zapytać? - Jasmine przerywa moje rozmyślania.
Przełykam ślinę, bawiąc się słomką.
- A jak wyglądały twoje relacje z rodzicami Justina?
- Widziałam ich może dwa razy w życiu w naszym domu - odpowiada szybko, wzruszając ramionami. - Nie polubiłam ich. Dwójka rozkapryszonych, wrednych osób. Nigdy nas do siebie nie zaprosili.
Wybałuszam oczy.
- Chyba nie mówimy o tych samych osobach - śmieję się nerwowo. - Dla mnie byli niesamowicie mili.
- Spotkaliście się?
Widzę, jaka jest zdziwiona.
- Tak - odpowiadam krótko.
Nie chcę rozwlekać nigdzie mojego obiadu w ich domu. Nie potrzebuję się nim chwalić. Jasmine tego nie komentuje, więc ja również nie mówię nic więcej. Zastanawiam się jedynie nad jej słowami. Rodzice Justina byli dla mnie bardzo sympatyczni. A ich zaproszenie do domu... To było naprawdę słodkie. Jego mama jest urocza i świetnie gotuje, a tata rozważny i dbający o bezpieczeństwo swojego dziecka i wnuka. 
Chyba źle oceniłam Jasmine. Niby nie jest zła, ale nie chcę słyszeć od niej obelg na temat osób, które ja uważam za bardzo ułożone. Poniekąd ciekawi mnie, dlaczego byli wobec niej zupełnie inni niż dla mnie. A może po prostu źle to odebrała. Jeśli leciała od początku tylko na pieniądze, to chyba nie mam się co dziwić.
- A Jaxon? - odzywam się.
- Co z nim?
- Obchodził cię? - pytam szczerze.
- Suzanne, jesteś wścibska. Myślałam, że chcesz rozmawiać o Justinie, a nie o moich relacjach z jego rodzicami i synem - warczy.
Zaciskam usta. Czyli nie darzy Jaxona zbyt wielkim uczuciem, skoro tak reaguje. Znowu zaczynam jej nie lubić.
Nie mam ochoty już na dalszą konwersację, więc wyjmuję z torebki banknot i kładę go na stole, po czym podnoszę się z krzesła. Lekko uśmiecham się do Jasmine i kiwam głową.
- Dziękuję, że poświęciłaś dla mnie swój czas - mówię twardo.
- Jak wspomniałam, mam go aż za dużo.
Patrzy na mnie złowrogo, a w mojej głowie zapala się lampka przy ostrzeżeniu "Zmykaj stąd!". Przełykam ślinę.
- Powodzenia - rzucam na odchodne i wycofuję się, idąc szybko do drzwi.
Potrzeba mi powietrza.
Nie rozumiem. Na początku rozmowy była przemiła, słodka, urocza, a teraz nagle stała się oschła. No i jej postawa w stosunku do pieniędzy Justina, jego rodziców i syna. Po jaką cholerę ja tu w ogóle przyszłam? Chris miał rację, będę tego żałować. Chciałam to zrobić, żeby mieć jakiś inny światopogląd, po to, aby przekonać się, że nie tylko ja cierpię po stracie ukochanej osoby. Jakże się myliłam! Jasmine to tylko parszywa suka bez serca. Szkoda, że Justin zmienił zeznania, powinna siedzieć za kratkami, a nie w areszcie i to w zawieszeniu. Mogłam sprowokować ją do bójki, wtedy przyznałabym, że znowu chciała mnie zabić i zamknęliby ją raz, a porządnie.
Jęczę z desperacją i wdycham świeże powietrze, a raczej coś, co tylko to powietrze przypomina. Powinnam naprawdę odpocząć. Ale najpierw znajdę pracę. I zadzwonię po Chrisa. Ach, jeszcze najważniejsze. Muszę porozmawiać z Hannah.

*Scarlett O'Hara - bohaterka Przeminęło z wiatrem. Jednym z jej najsłynniejszych cytatów jest "Pomyślę o tym jutro. Przecież jutro też będzie dzień".

Do następnego, kocham Was!!!