21 paź 2015

Rozdział sześćdziesiąty siódmy

(Suzanne)

Opieka nad Jaxonem sprawia mi naprawdę wiele przyjemności, dopóki nie przypomnę sobie o tym, czyj to syn i komu mam go "zwrócić". Nie lubię tego określenia, bo Jaxon nie jest żadnym przedmiotem, ale nie mam pojęcia, jak inaczej mam to nazwać. Szkoda mi go. Zachowuje się, jakbym była jego ukojeniem, deską ratunku, a nie chcę, by tak było. Pragnę, by Justin stworzył mu taki dom, że dziecko kochałoby spędzać w nim czas. Jednak Justin ostatnio albo ciągle jest poza domem, albo - jak powiedział mi mały - siedzi zamknięty w pokoju i przeżywa nasze rozstanie.
Przez ostatnie tygodnie też używałam słowa "rozstanie", by określić to, co się między nami stało, ale to nie jest do końca odpowiednie. Moglibyśmy się rozstać, gdybyśmy naprawdę byli parą, ale nic takiego w ogóle nie miało miejsca. Zmartwiło mnie też zachowanie Justina. Według Jaxona bardzo to wszystko przeżywa, ale jakoś nie chce mi się w to wierzyć. Wiem, że wyglądał na trochę zdołowanego, gdy tu u mnie był, ale czy mogę to od razu określić mianem "przeżywania"? Raczej nie. Był po prostu zły ze względu na Christophera. Założę się, że Justinowi przeszkadza, że mam tyle osób dookoła siebie, a on oprócz syna nie ma nikogo. I mimo, że wiem doskonale, że to wszystko na jego własne życzenie, to żal mi go. I nienawidzę siebie za to, że nie umiem przestać o nim myśleć.
Kiedy go zobaczyłam, byłam w szoku, ale odczułam ulgę. Jakby Justin był dawką mojego narkotyku, którą muszę codziennie zażyć, bo inaczej umrę. Umierałam przez ostatnie kilka tygodni, aż w końcu go zobaczyłam - a teraz cierpię jeszcze bardziej.
Wolałabym o nim zapomnieć, być bezuczuciową suką. Chciałabym się na nim zemścić, ale nie umiem. Z pewnością istnieje sposób, w jaki mogłabym zniszczyć go bądź to całe jego imperium, ale po co? Nie mogę tego robić osobie, którą niestety wciąż kocham. A po drugie, nie mogłabym tego zrobić nikomu. Nie jestem zdolna do takich rzeczy.
- Odwieziesz mnie do taty? - pyta Jaxon, unosząc na mnie spojrzenie znad talerza z kolorowymi babeczkami. Upiekliśmy je na drugie śniadanie. Zerkam na zegarek. Justin powinien niedługo skończyć pracę.
Nienawidzę siebie za to, że wciąż pamiętam takie rzeczy.
- Jasne - posyłam mu uśmiech, choć nie jest mi łatwo. Naprawdę nie chcę znowu widzieć Justina. I chcę. - Za pół godziny, zgoda?
- Okej - szczerzy się, machając nóżkami na krześle. - Ale zawieziemy mu kilka muffinek?
Oblizuję usta i wypuszczam z nich powietrze, przechylając głowę w bok.
- Dobrze, zawieziemy.
Słyszę otwierane drzwi i zerkam w stronę progu kuchni. Christopher opiera się o framugę i wzdycha głęboko, po czym uśmiecha się do nas. Przez te wszystkie lata zapomniałam, jaki jest piękny, a gdy tak stoi, mam ochotę przytulić go jak kiedyś. Szkoda, że nie jesteśmy już razem.
Nie myśl o tym, kretynko.
- Hej - unoszę kąciki ust, przyglądając mu się. Jak faceci to robią, że tak świetnie wyglądają w garniturach?
- Cześć - chichocze i podchodzi bliżej, dając mi całusa w policzek, po czym wyciąga rękę do Jaxona, by przybić z nim piątkę. Mały przygląda mu się badawczo i odwraca wzrok, biorąc jedną z babeczek i zaczynając obracać ją w dłoniach.
- Jaxon - karcę go cicho. - Zachowujesz się niegrzecznie.
- Spokojnie, Suzanne - mówi Chris i wzrusza ramionami, po czym mierzwi Jaxonowi włosy, na co ten lekko się wzdryga. - Jeszcze się zaprzyjaźnimy.
Wiem, że ani on, ani Jaxon, ani tym bardziej ja nie chcemy w to wierzyć, lecz żadne z nas nie mówi nic więcej. Odchodzę od stołu i opieram się o blat, unosząc brew.
- Jak było w pracy?
- Nie uwierzysz, kto jest moim szefem - Chris zagryza wargę, podchodząc do mnie i stając obok. - Justin Bieber.
Zamieram, patrząc mu prosto w oczy. Że co? Jakim cudem? Nagle wszystkie informacje układają mi się w całość. Cholera jasna, jak mogłam być taka głupia?! Przecież Chrisa przyjęli do jakiejś prestiżowej firmy, a jej szef nie przychodził tam od kilku tygodni. Czemu się nie domyśliłam?!
- Odejdziesz stamtąd, prawda? - zasysam powietrze, starając się wyrównać oddech.
- Co? - marszczy czoło. - Daj spokój, nie pokażę mu, że jestem mięczakiem. Nie boję się go.
Przełykam ślinę. Christopher ma rację, to tylko pokazałoby Justinowi, że jest królem świata, a to ostatnie, czego chcę. Jednak nie uśmiecha się do mnie również świadomość, że mają pracować razem. Co będzie, kiedy wyniknie z tego coś złego? Nie wiem, jaki Justin jest w pracy. Gdy był ze mną... nie był, ale może jednak był, nieważne... to rzadko tam chodził. Gdy już tam był, nie odwiedzałam go oprócz jednego razu, więc tak naprawdę nic nie wiem. Nie wiem nic o nim, o pracy, którą wykonuje, nie znam go. Zupełnie.
Wstrząśnięta informacją, którą podzielił się ze mną Christopher, przysuwam się do niego i przytulam go lekko. Jestem bardziej zaskoczona, gdy od razu mnie obejmuje i przyciska mnie do siebie, jak za dawnych czasów. Dawno ktoś mnie tak nie przytulał.
Oparta o jego twardą jak kamień klatkę piersiową, spoglądam na Jaxona, który posypuje kolorowymi kuleczkami nasze muffinki. Macha nóżkami i w ogóle nie zwraca na nas uwagi. Rozchylam nieco usta, a do oczu cisną mi się łzy, jednak je powstrzymuję.
- Tęsknię za tobą, Suzanne - szepce Chris do mojego ucha i zaczyna głaskać moje włosy.
Odsuwam się od niego i chrząkam nerwowo, sięgając po szklankę wody na blacie.
- Przepraszam - mamroczę i dotykam swoich rozgrzanych policzków. Chris ujmuje mój podbródek między dwa palce i unosi go do góry. To nie fair.
- Nie wiń się za nic, proszę.
Potrząsam głową i staram się zdobyć na coś w rodzaju sztucznego uśmiechu, ale nawet to mi nie wychodzi. Nie chcę, by Chris pomyślał, że znowu chciałabym z nim być. No dobra, może bym tego chciała, ale na pewno nie teraz. Dopiero co "rozstałam" się z "chłopakiem" i to nie czas na kolejne związki.
- Jaxon - mówię głośno, by odseparować od siebie Chrisa - zbieraj się, jedziemy do taty.
Ruszam do przodu, ale Chris wychyla się i chwyta moje ramię.
- Jedziecie do Justina? - nie wiem, czy jest wściekły, zły czy zaskoczony.
- Tak - odpowiadam spokojnie. - Muszę odwieźć Jaxona.
- Ja mogę to zrobić - deklaruje. - I tak jadę w tamtą stronę.
No tak. Zapomniałam, że Chris wynajął mieszkanie gdzieś w pobliskiej dzielnicy.
- Nie, dzięki - uśmiecham się, by zabrzmiało to grzeczniej. - To mnie zostawił go Justin, więc to ja muszę go odstawić.
- To może chociaż was odwiozę?
Już mam się zgodzić, gdy w porę kojarzę fakty i to oznaczałoby albo moje późniejsze wracanie taksówkami lub metrem, albo spędzenie tych kilkudziesięciu minut w samochodzie z Justinem, bo dupek zaoferowałby się, by zawieźć mnie do domu.
Nie ma mowy.
- Naprawdę, dziękuję - wzdycham. - I przepraszam, ale musimy już lecieć.
- Jesteś jakaś inna - marszczy czoło, przyglądając mi się.
- Co masz na myśli?
- Najpierw mnie przytulasz i czuję między nami to, co kiedyś, a teraz mnie wypraszasz, bo musisz jechać do tego skurwiela, który...
- Chris! - syczę, wyszarpując się. - Nie mów tak o nim, a już na pewno nie przy jego dziecku.
Jaxon stoi za mną, grzecznie czekając, aż pójdę z nim do auta.
- Sama tak ciągle powtarzałaś, wypłakując mi się w ramię.
- Wypominasz mi to?! Mogłeś mi nie pomagać - warczę. Ale mnie zdenerwował. Chcę powiedzieć coś jeszcze, ale się hamuję.
Chris podnosi ręce do góry, zaciskając szczękę.
- Suzanne, nie kłóćmy się - wzdycha i kładzie dłonie na moich ramionach. - Przepraszam, okej? Odwiozę was teraz, a potem po ciebie przyjadę, dobrze?
Ulegam jego spojrzeniu. To kolejny błąd w moim życiu, ale jeszcze o tym nie wiem. Zasysam wargi i po chwili wypuszczam powietrze z ust, kiwając głową.
- Okej - przełykam ślinę i odsuwam się, lekko się uśmiechając, by rozluźnić między nami atmosferę.

Chris w samochodzie to zupełne przeciwieństwo Justina. Właściwie cały czas do mnie mówi. Jazdy z moim byłym wspominam jako przemilczane godziny lub nieustanne słuchanie klasyki. Chris jest inny. Cieszy mnie to.
Wysiadam z Jaxonem przed domem Justina i nachylam się jeszcze nad drzwiami, by zobaczyć Christophera.
- Dam ci znać, okej?
- Zgoda. Będę czekał - puszcza mi oczko, a ja odsuwam się i odchodzę na bezpieczną odległość, by mógł ruszyć.
Chris robi jedną z najgłupszych rzeczy, jaka mogłaby przyjść mu do głowy. Uderza w klakson, przez co głośne dudnienie roznosi się po całej ulicy, po czym odjeżdża, jakby nigdy nic. Zamykam oczy i odwracam się w stronę furtki, przez którą kiedyś przechodziłam, chcąc załatwić sobie pracę.
Jaxon zdążył już zadzwonić do domofonu. Brama jest otwarta, a w progu drzwi stoi Justin. Zaczyna iść w naszą stronę. Żadna ucieczka nie wchodzi w grę.

Co myślicie o Chrisie? Chcecie, żeby wrócił do Suzanne, czy wolicie ją z Justinem? :)
Ściskam Was i dziękuję za wyrozumiałość <3
Kiedy kolejny - nie mam pojęcia, ale mam nadzieję, że niedługo.
Kocham!!!