8 paź 2015

Rozdział sześćdziesiąty szósty

Prostuję się znacznie, gdy dostrzegam jego cień na korytarzu. Jest rozluźniony, ale poważny i kiedy wchodzi do mego gabinetu, od razu wyciąga do mnie rękę.
- Witam, panie Bieber - chrząka formalnie i zerka na moją dłoń. - Może tym razem mi ją pan poda?
Mam wrażenie, że to jakiś kabaret.
Zaciskam usta i potrząsam jego dłonią, po czym siadam za biurkiem, wskazując na miejsce na przeciwko. Nie będę siedział obok niego na kanapie.
- Nie udawajmy, że się nie znamy, Chris - oblizuję usta. - Nie udawajmy też, że nie zrobiłeś tego specjalnie.
- Czego, panie Bieber?
Przysięgam, że słyszę w jego głosie kpinę.
- Nie bądź dzieckiem. Więc mówisz, że nie wiedziałeś, dokąd zgłaszasz się do pracy?
- Szukałem czegoś na szybko. Mój znajomy podał mi numer do Erici, to znaczy - chrząka - do pańskiej sekretarki.
- Wiem, kim jest Erica. Nie widziałeś mojego nazwiska?
- Nie wiedziałem, kim pan jest - przełyka ślinę, ale z pewnością nie z powodu nerwów. Jest aż nadto wyluzowany, w przeciwieństwie do mnie. - Skąd mogłem wiedzieć, że ma pan jakiś związek z moją dziewczyną?
Napinam się cały. Kurwa.
- Ona ma imię i brzmi Suzanne, a jeśli tego potrzebujesz, mogę to przeliterować albo zapisać - odpowiadam szybko. - I tak, masz rację, nie mogłeś tego wiedzieć. Ale teraz tę wiedzę już posiadasz.
- Rozmawialiśmy długo z Suzanne o tym, co się stało.
Unoszę brew.
- Powiedziała ci nasze sekrety?
- To nie może mieć dla pana aż takiego znaczenia, skoro tak ją pan potraktował.
Zaciskam usta i mierzę go wzrokiem. Ten podły szczyl właśnie śmie mnie obrażać.
- Jesteś ostatnią osobą, która może mnie oceniać… - wychylam się i szukam w papierach jakiejś wskazówki na temat jego nazwiska. Kurwa, mam je na końcu języka. Przecież sprawdzałem go, gdy dowiedziałem się, że to z nim Suzanne straciła dziewictwo.
- Haynes - podpowiada mi, ewidentnie rozbawiony.
Czerwienię się i kiwam głową.
- Właśnie, Haynes. Przyszedłeś tu rozmawiać o mnie, czy o pracy?
- To pan zaczął ten temat.
- Ty wspomniałeś o Suzanne, nazywając ją terminem "moja dziewczyna".
- A pan mógł zmienić tor rozmowy, jeśli to panu przeszkadzało. Chyba powinien to umieć ktoś taki jak pan?
Zasycha mi w ustach, więc sięgam po wodę. 
- Teraz, jeśli już wiesz, że spałem z Suzanne, będziesz taki natrętny? - prycham. - Pamiętaj, że mogę cię zwolnić w każdej chwili.
- Spanie z Suzanne jest jedynym pozytywnym aspektem, jaki widzi pan w tej dziewczynie?
Że co kurwa?
- A ty? Niewiele poza tym widziałeś, skoro ją zdradziłeś.
Patrzy na mnie przez chwilę, ale nie jestem pewien, czy do końca zbiłem go z tropu. Nie wygląda na zdenerwowanego ani nawet zdezorientowanego.
- Co do zwolnienia, nie zrobi pan tego - zaczyna, odpowiadając na moje wcześniejsze słowa. - Mam coś, co może pomóc wyjść pańskiej firmie z długów.
Unoszę zaintrygowany brwi. Pomijam fakt, że nie mam pojęcia o żadnych długach. To znaczy, coś tam mamy, ale nie sądzę, że potrzebujemy w tej sprawie pomocy. Jednak nie w tym rzecz. Ciekawi mnie, co ten człowiek ma mi do powiedzenia.
- Słucham - mówię i z trudem wypełniam swoje słowa.
- Największy budynek w Nowym Jorku.
- Empire State Building - odpowiadam bez wahania, ale Chris kręci głową.
- Zgadza się, czterysta czterdzieści trzy metry wysokości. Możemy zbudować większy.
Niemal prycham.
- My?
- Tak - Chris wywraca oczami, co poniekąd mnie irytuje. Jak wszystko w tym człowieku. - Przygotowałem plan rozbudowania poszczególnych rzeczy. Użylibyśmy taniego materiału i zaoszczędzilibyśmy na tym, stwarzając basen na dachu, siłownie, biurowce oraz sale bankietowe.
- Nic nowego. Wszystko już było - wzruszam ramionami.
- Nie było sali do gier.
Unoszę brwi.
- Sali do gier? W Nowym Jorku jest mnóstwo takich miejsc.
- Do gry w bilarda, owszem. Ale do gier komputerowych?
Marszczę czoło, pochylając się nieco nad stołem.
- Kontynuuj.
- Moglibyśmy organizować mistrzostwa świata w grach komputerowych. Nasz budynek. Nasze centrum. Nasze pieniądze.
Naprawdę irytuje mnie, że używa słowa "nasz". Muszę jednak przyznać, że pomysł jest niezły. Trzeba byłoby go dokładniej omówić i przedstawić dokładniejsze rozplanowania, ale to mogłoby się udać. Gracze komputerowi wbrew pozorom mają sporo pieniędzy, które mogliby wydawać u nas. Zapewnilibyśmy im wiele stanowisk, nowoczesne, szybkie sprzęty, pokazy przedpremierowe.
- Porozmawiamy o tym potem - mówię, kiwając głową. Dobra, podsunął mi swój pomysł. Trochę się rozkręci, ale potem go zwolnię. Gotuje się we mnie, gdy muszę patrzeć na jego twarz.
Christopher wstaje i poprawia swój garnitur. Odwracam od niego wzrok, wyciągając swoje dokumenty. Mówi pod nosem "do zobaczenia", ale nic nie odpowiadam, ponieważ ostatnie czego chcę, to spojrzenie na niego ponownie.

Nie oszukuję siebie, ten rozdział jest strasznie słaby i mój pierwotny pomysł wcale nie był taki, by tak go skrócić. NIE WIEM kiedy dodam następny. Przez następne trzy tygodnie mam ciągle sprawdziany, kartkówki, terminy oddawania prac itd. Myślę o blogu, ale nauka jest dla mnie ważniejsza i sądzę, że mnie zrozumiecie. Postaram się szybko napisać sensowny rozdział... albo przynajmniej jakiś rozdział.