9 lis 2015

Rozdział sześćdziesiąty dziewiąty

Kiedy słyszę ponownie dzwonek do drzwi, unoszę brew i schodzę z pierwszego piętra, uprzednio pytając Jaxona, czy poradzi sobie chwilkę sam ze swoimi zabawkami.
Domyślam się, że to Suzanne i poniekąd lekko unoszę kąciki ust. Ciekawe, czy zechce się na mnie rzucić w namiętnym uścisku, czy po prostu zapomniała mnie pobić. Bardziej stawiam na to drugie. I nawet bardziej bym się wtedy ucieszył, bo dostałbym za swoje.
Kiedy otwieram drzwi, wypuszczam powietrze z ust. Na zewnątrz zaczęło nieco padać, ale Suzanne udało się jeszcze umknąć kroplom deszczu. Nie jest ani trochę mokra, stoi pod zadaszeniem przed wejściem. Unosi na mnie spojrzenie i oblizuje wargi. Te wargi, które jeszcze niedawno mogłem całować. Zaraz, przecież nadal mogę.
Nie, nie mogę. Gryzę się w język i zaciskam pięść, jeszcze zanim udaje mi się coś powiedzieć i wyciągnąć do niej rękę, by przycisnąć jej ciało do swojego.
Wydaje mi się, że mija wieczność, podczas której zastanawiam się, kiedy wykona jakiś ruch. W rzeczywistości, Suzanne odzywa się niemal od razu.
- Mogłabym pożyczyć twój telefon? Mój się rozładował.
Na świecie istnieje tyle zdań, które mogłaby użyć w tej chwili. "Możemy porozmawiać?", "Mogę cię pocałować?", "Możesz mnie odwieźć?"... A ona wybrała akurat to. Domyślam się, po co.
- Telefon? - udaję głupka.
Kretynie, wpuść ją do domu.
Odsuwam się i robię jej przejście, gestem dłoni zapraszając do środka. Wchodzi niepewnie, a gdy zamykam drzwi, mam wrażenie, że odcinam tym samym dostęp świeżego powietrza. Nagle robi się strasznie duszno.
- Muszę zadzwonić do Chrisa.
Na dźwięk tego imienia cały się napinam.
- Po co? - pytam jakby obojętnie, powoli idąc w kierunku salonu, gdzie leży moja komórka.
- Chciałabym, żeby po mnie przyjechał.
Zasysam usta, jeszcze bardziej zwalniając kroku. Nachylam się nad stolikiem, ale nie słyszę, żeby Suzanne weszła do salonu za mną. Podnoszę telefon i szybko go wyłączam, po czym odwracam się i ruszam na przedpokój.
- Wygląda na to, że mój też się rozładował - przygryzam dolną wargę i wzruszam ramionami.
Mina jej pochmurnieje i unosi brwi, patrząc na mnie z zaciekawieniem.
- Nie możesz go naładować? - niemal warczy. Widzę, jak panuje nad złością. - Justin, muszę się dostać do domu.
Przecież wiem, złotko.
- Odwiozę cię - wzdycham i lekko się uśmiecham.
- Wolałabym, abyś go po prostu naładował.
- I mamy czekać kilka minut dłużej? Na pewno chcesz spędzić tak ten wieczór? - mówię z przekąsem. - Na pewno wołałabyś być z Chrisem.
Milczy, patrząc prosto na mnie. Cholera, jaka ona jest piękna. Nie mogę ukryć zachwytu nad liniami jej twarzy.
- Dobrze - przełyka ślinę. - Ale odwieziesz mnie prosto pod dom.
- Nie, wywiozę cię do lasu, gdzie zgwałcę i zabiję - prycham i szybko tego żałuję. Suzanne z pewnością się wścieknie, lecz ona mnie zaskakuje. Ciągnie mój żenujący żart.
- A myślałam, że mężczyźni postępują odwrotnie. Najpierw zabijają, a potem gwałcą.
- Wybacz, ale nie bawi mnie nekrofilia - mimowolnie się uśmiecham.
- Nie musi cię bawić. W ten sposób pokazałbyś po prostu swoją słabość, bo wiedziałbyś, że martwa kobieta ci się nie wyrwie - wzrusza ramionami i mógłbym przysiąc, że puszcza mi oczko, ale odwraca się w tym samym momencie, więc niewiele widzę.
- Poczekaj tu chwilę - proszę i prawie biegnę na górę do Jaxona. Nie chcę mu mówić, że Suzanne jest na dole, bo wtedy chciałby jechać z nami, a ja naprawdę potrzebuję chwili z nią sam na sam. - Jaxon - mówię, kiedy wchodzę do jego pokoju. Mały siedzi między klockami lego a samochodami i unosi na mnie spojrzenie.
- Pobawisz się ze mną? - pyta, przesuwając kółkami samochodu po dywanie.
- Muszę na chwilę jechać do sklepu - kiwam głową. - Kiedy wrócę, to się pobawimy, dobrze? Zostaniesz sam na parę minut?
Doskonale wiem, że podróż do domu Suzanne zajmie mi znacznie więcej czasu, ale nie chcę go w tym uświadamiać.
Jaxon wysuwa do przodu dolną wargę i przytakuje. Na zgodę mierzwię mu włosy, ale nic już nie mówię, tylko wracam do mojej byłej.
Naprawdę muszę się oduczyć używania tego terminu.
- Nie boisz się zostawić go samego? - pyta niepewnie, gdy tylko ją mijam, by wyciągnąć z szafy kurtkę.
- Da sobie radę. Nie będzie mnie tylko chwilę.
- Myślałam, że gwałt zajmuje ci więcej czasu - śmieje się lekko. Ona się śmieje! Niebywałe.
- Kusisz, kochana, kusisz - uśmiecham się szeroko i mam niepohamowaną ochotę ją pocałować. Cholera, wszystko mnie świerzbi.
Otwieram drzwi i przypominam sobie, że pada. Tym razem deszczyk przerodził się w prawdziwą ulewę.
- Poczekaj, wezmę jakiś parasol - wzdycham i cofam się z powrotem w głąb mieszkania.
- Daj spokój, Justin, nie jestem z cukru - mówi pocieszająco Suzanne. - Przemkniemy szybko do samochodu, a potem będę miała coś, co będę zmuszona ci oddać.
- I znowu się ze mną spotkać - mówię z przekąsem. To, co powiedziała, nie było miłe.
Suz oblizuje usta i wychodzi na zewnątrz, stając jeszcze pod dachem.
- Chciałabym się jeszcze z tobą spotkać, uwierz. Ale wolę, kiedy jest to spontaniczne. Z parasolem w domu musiałabym ciągle myśleć, że ta chwila ma nastąpić.
- Denerwujesz się, kiedy się spotykamy? - pytam, przekręcając zamek w drzwiach. Doskonale wiem jednak, co ma na myśli.
- Nie o to chodzi - wyznaje, posłusznie na mnie czekając. Prawie jej nie słyszę przez ten cholerny deszcz. - To znaczy... - zasysa wargę. - Tak, denerwuję się. Nigdy nie wiem, co powiesz i w jakim stopniu możesz mnie zranić.
Kurwa.
Kiedy odczuwa, że staję przy niej, rusza, szybkim krokiem zmierzając do mojego wozu na podjeździe. Idę za nią. Nie, to nie może tak być. Nie może bać się spotkań ze mną tylko ze względu na to, co powiem, jak się zachowam. Spieprzyłem już stanowczo za dużo, a teraz muszę to jakoś naprawić.
- Suzanne - szepcę, gdy dociera do samochodu. Odwraca się w moją stronę, a ja zaciskam zęby, jednak nie mogę nic na to poradzić. Ledwo widzę jej twarz. Krople deszczu uderzają o moje oczy z taką siłą, że muszę przymykać powieki, by dostrzec zarys Suzanne.
Chwytam jej dłoń i przyciągam do siebie. W mgnieniu oka przenoszę rękę na jej plecy i przyciskam do swojego torsu, odszukując jej ust swoimi wargami.
Nie wiem, czy mi się poddaje, czy nie. Przez pierwsze kilka sekund sprawia wrażenie, jakby chciała mi się wyrwać, ale nie robi tego na pewno z taką siłą i determinacją, jak ostatnim razem, zanim mnie zostawiła. Nie mam pojęcia dlaczego, ale przypomina mi się jej twarz. To, jak płakała, jak mówiła, że mnie nienawidzi. Pojawia się we mnie coś niespotykanego: chęć pokazania jej, że chcę się zmienić. Nie wiem, czy już to zrobiłem, ale chcę. Potrzebuję jej. Ostatni miesiąc był dla mnie prawdziwą katorgą.
Puszczam jej plecy i ujmuję twarz w dłonie, gładząc policzki. Czuję ogień wewnątrz mojego serca, czuję, że cały płonę, a deszcz wali we mnie z całej siły, nie mogąc mnie ugasić.
Suzanne robi coś, o co nigdy bym jej nie podejrzewał. Staje na palcach i również kładzie dłonie na moich policzkach, po czym rozchyla moje usta swoim językiem. Niczego, kurwa, więcej nie pragnę. Pieścimy się tak i zalewamy ogniem namiętności przez kilka dłuższych chwil. Jest strasznie zimno, gorąco i duszno w jednym. Co za wybuchowa mieszanka. Najpierw drżę, żeby zaraz potem zacząć dyszeć.
Suzanne odrywa się ode mnie zbyt wcześnie, mimo, że pocałunek trwał dłużej niż minutę. Wypuszcza powietrze z ust, ale wciąż nie otwiera powiek, przysuwa się do mnie, a ja przykładam wargi do jej lodowatego od deszczu czoła. Dziewczyna zaczyna się trząść, więc błyskawicznie otwieram drzwiczki od auta i czekam, aż sama wsiądzie. A ona znowu mnie zaskakuje.
Po prostu wymierza mi policzek.
Niemalże podskakuję i od razu przykładam dłoń do zaczerwienionego miejsca, patrząc na nią z malującym się na twarzy szokiem.
Kurwa, co to było?!
- Zawieź mnie do domu - syczy i wsiada do auta, po czym odwraca ode mnie wzrok.
Muszę złapać jeszcze kilka głębszych wdechów, zanim usiądę obok niej, po stronie kierowcy. Serce wali mi jak młot, a ja jestem tak rozkojarzony, że nie mam świadomości, co się wokół mnie dzieje.
Nie wiem, czy tego żałuję. Wiem jednak, że Suzanne na pewno.
Obchodzę samochód, nadal nie dowierzając w to, co właśnie mi się przytrafiło. Cholera, jeszcze niedawno zastanawiałem się, co między dwiema rzeczami wybierze Suzanne, a ona zdecydowała się od razu na dwie. Jak ja jej nienawidzę. I kocham - jednocześnie.
Gdy zajmuję miejsce obok, robię to ostrożniej niż powinienem. Policzek wciąż mnie piecze, ale nie jest to ból, jakiego się spodziewałem. Jaki pamiętam z dawnych lat... To coś większego, coś w sercu, co boli mnie bardziej niż cokolwiek innego, ponieważ wiem, dlaczego mnie uderzyła.
Zaciskam powieki i powoli, jakby ociężale przekręcam kluczyk w stacyjce. Jestem cały mokry, ale prawie o tym zapomniałem. Suzanne też jest mokra, lecz nie patrzę na nią. Kątem oka widzę jedynie, jak zaciska usta, odwrócona w stronę okna. Dyszy. Ze strachu? Złości? Szczęścia? Nie mam pojęcia.
Nie wiem, co mógłbym powiedzieć, więc po prostu przyciskiem w samochodzie otwieram bramę i ruszam do przodu. Mam wrażenie, że zapomniałem już, jak mam prowadzić.
- Nie powinniśmy tego robić - odzywa się moja towarzyszka, kiedy jesteśmy na Manhattanie. Nie wiem, dlaczego pojechałem tędy, ponieważ powinienem jechać inną drogą, by ominąć korki.
Ja naprawdę nie myślę.
I nie mam zamiaru komentować też tego, co właśnie powiedziała. Nie powinniśmy tego robić? To jakiś tani tekst z jednej z tych komedii romantycznych, które ona uwielbia? To zabrzmiało jak tekst po seksie dwójki nastolatków. "Nie powinniśmy tego robić, zaraz nakryje nas mama, zaraz..."...
Nie kończę swoich myśli. Nagle jedyne, co do mnie dociera, to żółte reflektory nadjeżdżającego z boku samochodu i dźwięk klaksonu. Przez utratą przytomności słyszę też krople deszczu uderzające z impetem o przednią, tłuczoną na kawałki szybę.

Rozdział niesprawdzony, przepraszam, ale się spieszę :(
Kocham Was bardzo i nie wiem, jak mogę się Wam odwdzięczyć za to, jak mnie rozumiecie i ile dla mnie robicie!
Co do rozdziału, to łezka mi się w oku zakręciła podczas ich pocałunku, bo poczułam prawie wszystkie emocje, jakie z pewnością im towarzyszyły :D
A co do końcówki... - :(

Informacja! Bieber's Touch zostało ocenione na blogu: KLIK. Dziękuję bardzo autorce za przepiękne słowa <3 (wiem, że ocena pojawiła się dawno, bo w maju, ale zapomniałam o tym wspomnieć!)