16 lut 2016

Rozdział osiemdziesiąty drugi

(Suzanne)

Prostuję się na pośladkach Justina i obserwuję jego plecy, wypuszczając powietrze z ust. Jest piękny. Blizny, które stopniowo wchłaniają właśnie zużytą maść, rozciągają się wzdłuż kręgosłupa i łopatek, a gdy tak na nie patrzę, serce mi zamiera. Jak można być taką bestią, by zrobić coś podobnego?
Suka. Nie wiem, co się teraz z nią dzieje, gdzie jest, czy ma rodzinę, a może znęca się nad kolejnymi niewinnymi dziećmi. Nie mam pojęcia, ale znajdę ją i sama wyszarpię jej te kudły, które ma na głowie. Nie znam jej, a nienawidzę z całego serca. Nie byłam świadoma, że to może być w ogóle możliwe.
Postanawiam zejść z Justina, by nie czuł się niekomfortowo, nie mogąc na mnie spojrzeć, gdyby chciał coś powiedzieć. Moje wcześniejsze wyznanie w jego stronę było całkowicie szczere. Kocham go. Nie wiem, czy mu wybaczyłam, ale wiem, że go kocham. Zaraz, czy jedno właściwie nie oznacza drugiego? Dowiem się wkrótce, lecz nie mogłam dłużej tego w sobie trzymać.
Nie jestem na niego zła, że nie odpowiedział mi tym samym. Rozumiem, że to wszystko jest dla niego świeże i trudne, dlatego nie naciskam w żaden sposób na ten czuły punkt w jego podświadomości. Zresztą po tym, co mi opowiedział, nie miałabym serca, by to zrobić. Przeżył w młodości zbyt wiele i teraz muszę mu pomóc się z tym uporać.
Kładę się obok niego na plecach i rozczesuję palcami swoje włosy. Odwraca twarz w moją stronę i przekręca się tak, by nie leżeć całkowicie na brzuchu, a na lewym boku.
Delikatnie się do mnie uśmiecha. Wygląda na zrelaksowanego. Dawno nie widziałam go w takim stanie. Chwila... Przecież nigdy go takiego nie widziałam. Zawsze był przy mnie spięty, zły i rozgoryczony, a gdy myślałam, że się cieszy, potem dowiedziałam się, że tylko udaje.
Wyciągam dłoń i dotykam jego policzka, przesuwając po nim palcami. Czuję lekki zarost i wypuszczam powietrze z ust, podążając wzrokiem za moimi palcami.
- Mówił ci już ktoś, jaka jesteś cudowna? - pyta nagle, wytrącając mnie z równowagi.
Marszczę czoło. Ma całkowicie skupione na mnie oczy. Peszy mnie.
- Nie - chrząkam i odwracam od niego wzrok, wracając do podziwiania jego skóry.
- Niemożliwe - kręci głową, a ja zabieram dłoń, dopiero potem uświadamiając sobie, że nie chciał strącić tym ruchem mojej ręki. Szybko chwyta ją własnymi palcami i splata je, unosząc do góry. Moja dłoń jest taka mała przy jego. - Jesteś najbardziej niezwykłą osobą, jaką kiedykolwiek spotkałem, Suzanne - mówi poważnym głosem, a ja przełykam ślinę. Jest taki... intensywny.
Spuszczam spojrzenie na jego usta. Ma spierzchnięte wargi - jak zawsze, gdy ma ochotę na pocałunek.
Przyłapuje mnie na gapiostwie i w mgnieniu oka się do mnie przybliża. Puszcza moją dłoń, unosząc się, by zawisnąć nad moją twarzą i szybko mnie pocałować. Na początku jest energiczny. Napiera na mnie, kąsa moje usta, a ja wiję się we wszystkie strony, unosząc ręce i zarzucając mu je na kark. Zaciskam tam palce, sama nie wiedząc, co mam robić, jednak to wszystko dzieje się jakby spontanicznie. Tak bardzo go pragnę. Tymczasem on ujmuje mój podbródek i unieruchamia go, bym nie mogła ruszać głową, jak to właśnie robiłam, podatna na każdy dotyk. Wdziera się we mnie językiem i zaczyna pieścić moje podniebienie. Wydaję z siebie jęk i unoszę biodra, od razu czując, jak mój brzuch zderza się z torsem Justina. Ten pocałunek wygląda tak, jakby od niego zależało nasze życie. Jeszcze nigdy nie całował mnie w taki sposób, bym czuła to tam, na dole. Wszystkie mięśnie kurczą się wewnątrz mnie i rozluźniają naprzemiennie.
Mężczyzna wydaje z siebie jęk i przygryza moją dolną wargę, ciągnąc ją do siebie. Szybko opiera się czołem o moje i dyszy. Jak to jest, że jego oddech zawsze pachnie miętą? Wdycham ten zapach, połączony z zapachem jego samego i upajam się nim z przymkniętymi oczami. Ta chwila trwa zaledwie kilka sekund, a mnie wydaje się, że to długie godziny. Mimo, że tylko ze sobą leżymy, to i tak wyczuwam niesamowite napięcie. Unoszę powieki i widzę, jak sam mi się przygląda. Jestem zawstydzona i trzęsę się jak liść, po którym spływa kropla jesiennego deszczu, lecz nie odwracam wzroku. Przeraża mnie, że jeśli to zrobię, to on zniknie. Może to tylko wytwór mojej wyobraźni? Jestem zahipnotyzowana. Patrzy na mnie, jakbym była jakimś wspaniałym okazem. Jest niezwykle poważny, nawet się nie uśmiecha.
Kiedy myślę, że to już wszystko, Justin niespodziewanie ponownie muska ustami moje. Teraz jednak jest to inne - mniej intensywne, a bardziej delikatne. Nasz pocałunek to czułe muśnięcia. Boże! Je również czuję tam, a nawet na całej długości kręgosłupa. Jak on to robi?! Przechyla głowę w bok, moją odwracając w przeciwnym kierunku i powoli, bardzo dokładnie i bardzo intymnie, penetruje wnętrze moich ust. Czas jakby stanął w miejscu. Zwija język w rurkę, to znowu go wypycha, a ja mam wrażenie, że przestałam czuć cokolwiek innego. Pozostała mi tylko głowa, tak strasznie mnie zaczarował.
- Jesteś... taka... - zaczyna mówić między pocałunkami i odrywa się od moich ust, schodząc niżej i dotykając szyi. - ...słodka - wydusza, ciągnąc delikatnie za moje włosy, bym uniosła głowę i odchyliła ją w tył, dając mu tym samym lepszy dostęp do szyi.
Cholera jasna. Przenoszę dłonie z karku na jego włosy i zaczynam je lekko ciągnąc z podniecenia. Justin jęczy i zatrzymuje się w miejscu, kąsając moją skórę. Co on wyprawia?! Czuję jego język i zęby w jednym miejscu. Ból jest przyjemny, ostry i intensywny zarazem. Wydaję z siebie cichutki pisk, kiedy mocno mnie gryzie i natychmiast puszcza, by zassać i pocałować zranione miejsce. Już wiem, że zrobił mi malinkę. Czerwienię się. Nie miałam malinki od pierwszej klasy liceum. Chris nigdy mi jej nie zrobił.
Justin podnosi głowę, by napotkać moje spojrzenie. Ujmuje moją twarz w dłonie i podnosi głowę, by nie dotykała materaca, po czym jeszcze raz całuje mnie w usta. Nie pozwala mi się tym nawet nacieszyć, gdyż od razu się odrywa.
- Całą cię wykocham - szepce i nie daje mi nic odpowiedzieć. Od razu mnie całuje, a ja jęczę przeciągle. Co on powiedział?! Wykocha mnie?! Serce wali mi jak oszalałe.
Opadam z powrotem na poduszkę, a Justin podciąga moją koszulkę. Myślałam, że po prostu ją ze mnie zdejmie, on tymczasem, czyniąc to, przesuwa całymi dłońmi po moich biodrach, talii i brzuchu. Nie napiera na niego, jedynie muska go koniuszkami palców. Schodzi na kolanach niżej i składa pocałunek przy pępku. O mój... Widok jego klęczącego przede mną, półnagiego, ze wszystkimi mięśniami, które napinają się z każdym jego ruchem i z tymi zmierzwionymi włosami to najlepsze, co mogło mnie spotkać.
- Tak... bardzo... cię... pragnę... - odzywa się między pocałunkami, którymi obdarza mój brzuch, idąc coraz wyżej. Unosi moje plecy i wślizguje się do zapięcia stanika, rozpinając go... Jedną dłonią? Drugą dotyka mojej talii. Wow.
Uwalnia moje piersi, a ja czuję ulgę. Mam wrażenie, że domagały się uwagi, bo biustonosz zaczął mnie boleśnie uwierać. Justin pomaga mi wyjąć dłonie z rękawa koszulki, to samo czyniąc ze stanikiem i odrzuca go na bok. Nie zdejmuje ze mnie jednak koszulki. Nasuwa ją wyżej, tym samym zakrywając moje oczy. Co?! Nie! Mam ochotę krzyczeć, jednak potrafię tylko dyszeć. Sięgam do materiału, ale Justin natychmiast chwyta moje dłonie i unosi je nad głowę, trzymając za nadgarstek.
- Chcę, żebyś mnie czuła - szepce tuż przy moim uchu i całuje je, a ja wypuszczam powietrze z ust. - Mam zamiar wynagrodzić ci wszystkie razy, gdy cię zraniłem - dodaje i puszcza mnie, a ja kiwam głową. Dopiero, gdy zaczyna całować moje dłonie, milimetr po milimetrze, zaczynając od nadgarstka, a kończąc przy ramieniu, dociera do mnie to, co powiedział. Czy on właśnie zapewnił, że zadośćuczyni wszystkie winy? Jestem w szoku. Nie mogę uwierzyć, że się na to zdobył.
Justin gdzieś znika, ponieważ przez ułamek sekundy w ogóle go nie czuję.
- Ach! - jęczę nagle, gdy tylko zniża się, by wziąć w zęby moją lewą brodawkę. Nie mogę w to uwierzyć. Poczułam to dosłownie wszędzie. Miał rację - to intensywniejsze, gdy go nie widzę, a tylko czuję.
Szybko chce załagodzić ostry ból, więc gdy drugą dłonią zaczyna masować prawą pierś, jego usta pieszczą wciąż lewą. Czerwienię się. Jest za gorąco i za zimno, cała się trzęsę, by zaraz potem zacząć dyszeć. Wbijam paznokcie w prześcieradło i wypycham klatkę piersiową do przodu.
- Jesteś taka niecierpliwa, maleńka - uśmiecha się (przysięgam, czuję to, jak jego kąciki ust się unoszą!) i dmucha w moje sutki, ugniatając je obiema dłońmi. - Tyle rzeczy chcę z tobą zrobić...
Chcę zgiąć nogi w kolanach, ponieważ wszystkie emocje kumulują się w złączeniu moich ud, jednak jest to niemożliwe, gdyż przygniata je Justin. Wyczuwając chyba, co chcę osiągnąć, chichocze przy mojej skórze.
- Nie tak szybko, skarbie - oznajmia, wracając do procesu dręczenia moich biednych piersi. - Chcę, byś doszła w ten sposób.
Co?! Jak?!
- Nie potrafię - bąkam niepewnie. Mój głos jest cały zachrypnięty.
- Potrafisz - obiecuje, chyba nieco urażony i mocniej mnie ugniata, po czym całuje jedną z piersi i zaczyna namiętnie ssać. - Rozluźnij się - nakazuje spokojnym, aksamitnym głosem. Dlaczego on tak szybko się zmienia?! Raz jest delikatny i czuły, drugi mi rozkazuje, a potem znowu wraca do tej swojej słodkości. Wykończy mnie całą i to dosłownie. Całe moje ciało jest w powolnej udręce i marzę, by to się skończyło. Czuję jego usta i palce, nacierające na mnie w nieznany mi dotąd sposób.
Dochodzi do mnie, że stopniowo zaczynam głośniej dyszeć, a złączone nogi tylko podwajają przyjemność i zbliżający się orgazm. Czuję tam całe doznanie. Jestem tak wilgotna, że boję się, że eksploduję wszelkimi emocjami.
- Proszę... - zaczynam skomleć, a Justin przyspiesza ruchy. Jego język jest niesamowicie zwinny. Co on ze mną robi?
- Dalej... - ponagla, ciągnąc za drugi sutek i natychmiast go całując. Rozbijam się na milion kawałków, drżąc jeszcze bardziej niż wcześniej. Trzęsę się przez orgazm, a Justin natychmiast spoczywa na moich wargach, wsuwając między nie język i delikatnie głaszcząc moje podniebienie, by mnie uspokoić i przede wszystkim stłumić krzyk.
Chryste Panie.
- Nie miałem dotąd pojęcia, jak bardzo jesteś wrażliwa - słyszę go obok siebie i oddycham z ulgą, gdy schodzi z moich nóg. To niebywałe, jak przez ten cały czas uważał na brzuch.
Kładzie się obok, nie przestając mnie dotykać. Palcami przesuwa od linii mojej szczęki, przez szyję, ramiona. Zatrzymuje się na chwilę przy zrobionej niedawno malince i dotyka drugiego ramienia, po czym przesuwa dłoń niżej, poprzez wymęczone piersi. Kciukiem głaszcze brzuch, składając pocałunek przy moim obojczyku.
Jest najsłodszym facetem na świecie. Chwilę później jego ręka zsuwa się niżej, dotykając wierzchem dłoni mojego podbrzusza. Wiem, co się zbliża, ale to bardziej intensywne, gdy kompletnie go nie widzę. Przez podniecenie zagryzam wargę, a on natychmiast - jakby przez to, co właśnie zrobiłam - wsuwa dłoń w moje majtki i bez żadnych skrupułów wkłada we mnie palec.
Wydaję z siebie głośny krzyk i z całej siły zaciskam palce na prześcieradle. Jestem pewna, że bieleją mi knykcie.
- Ależ jesteś wilgotna - szepce Justin tuż przy moim uchu, co podwaja owe doznania. Zaczyna poruszać we mnie palcem, a ja automatycznie wykonuję ruch biodrami. Kurwa. - Tak bardzo wilgotna - powtarza z czcią i uznaniem, dmuchając w moją szyję.
Gdzie on się tego, do jasnej cholery, nauczył?!
Dokłada do swoich ruchów swój kciuk, zaczynając masować nim łechtaczkę. To dla mnie za dużo. Czuję kolejne spazmy potrząsające moim ciałem.
- Nie dochodź - Justin prawie mi rozkazuje. Jak mam nie dojść?!
Ach, wiem jak. Uświadamia mi to, gdy wyciąga swoją dłoń. Dyszę ciężko i rozchylam wargi. Natychmiast czuję coś między nimi. Czy to... Jego palec?! To takie... niestosowne i erotyczne.
- Ssij, maleńka - żąda. Nieśmiało wykonuję jego polecenie, spragniona dalszych działań. Smakuje dziwnie. Słono i nie mogę powiedzieć, że pysznie, ale wszystko przełykam.
Moje policzki mają zapewne kolor krwistej róży.
- Błagam... - odzywam się nagle, gdy zabiera rękę. Nie poznaję samej siebie.
- O co mnie błagasz?
- Chcę... ciebie... - dyszę, nie mogąc nad sobą zapanować.
- Och, mała - wypuszcza powietrze z ust i chwyta tył mojej głowy, unosząc ją i mocno mnie całując. - Nawet nie wiesz, jak bardzo pragnę spełnić twoje życzenie.
Jego słowa są takie intymne. Ich działanie czuję wszędzie.
Nagle materac się unosi, a ja czuję, że zostałam na łóżku sama. Półnaga, bezbronna, z zakrytymi oczami. Chcę zdjąć z powiek własną koszulkę, jednak uczucie we mnie mnie powstrzymuje. To Justin chciał, bym miała to na głowie, a skoro tak, to z pewnością nie chciał dla mnie niczego złego. Nagle ktoś chwyta za moje spodnie przy biodrach i ściąga je ze mnie, razem z bielizną. Justin - bo to na pewno on - zszarpuje je z kostek i rzuca na podłogę, czego domyślam się po charakterystycznym dźwięku suwaka uderzającego o posadzkę.
Wchodzi ponownie na łóżko, ponieważ wyczuwam drobne przechylenie i kładzie się obok mnie.
- Przekręć się na bok - szepce do ucha i pomaga mi to zrobić, ponieważ do mnie samej dociera to dopiero po dłuższej chwili.
Odwracam się plecami do niego, a on natychmiast całuje mocno i czule mój kark, jedną dłonią unosząc w górę moją nogę. Cała drżę, przylegając do jego torsu i czując przy pośladkach jego nabrzmiałą erekcję.
Zaciskam usta, domyślając się, co zamierza. Przysuwa się bliżej, choć nie byłam pewna, że to w ogóle możliwe i wsuwa się we mnie ostrożnie. Wyczuwam plastikową folię i zaciskam zęby, przyzwyczajając się do wielkości jego penisa. Justin obejmuje mnie tak, że łokieć kładzie przy poduszce, dłoń zaciska na moim ramieniu i przyciska mnie do siebie. Moja górna część ciała nie jest w stanie się ruszyć, dolna zresztą też, gdy tylko moje biodra zostają unieruchomione przez Justina.
- Jesteś taka ciasna - mówi, ale nie wiem, czy to do mnie. Mam wrażenie, że odlatuję w jakieś nieznane miejsce.
Zaczyna się poruszać, stopniowo nabierając prędkości. Zaciskam powieki, a koszulka, którą miałam na głowie, zsuwa mi się z oczu, jednak nie chcę podnieść powiek.
Otwieram usta i krzyczę wniebogłosy. Czuję się taka pełna, ze wszystkich stron. Tak za tym tęskniłam, że to aż niedorzeczne. Ułatwia mi to, że mnie unieruchomił. Dzięki temu jeszcze bardziej go czuję.
Zatrzymuje się, a ja otwieram oczy. Światło mnie oślepia i mrużę powieki, oblizując wargi. No dalej.
- Jeszcze? - słyszę pytanie tuż przy moim uchu.
Nic nie odpowiadam, nie jestem w stanie. Zamiast tego kiwam głową, a on ponawia swoje ruchy, przyzwyczajając mnie do nich. Napieram na niego pośladkami, pragnąc jeszcze więcej i więcej. Jęczę i skomlę na przemian, zaciskając oczy i otwierając je. Mocno całuje mnie w ramię, przygryzając je lekko i zatrzymując tam usta. Wdycha mój zapach, napajając się nim.
- Och, Suz... - dyszy przy mojej skórze, co jeszcze bardziej mnie nakręca.
Orgazm znowu we mnie buzuje i dobija się do moich ścianek, chcąc wydostać się na zewnątrz. Przestaję myśleć o czymkolwiek, w głowie mam tylko Justina i jego urywany oddech przy moim karku.
Po raz kolejny eksploduję i sztywnieję cała, prostując palce u rąk, które zaraz chwyta Justin i ściska je mocno. Osiąga szczyt w tym samym momencie co ja. Pcha jeszcze kilkakrotnie i krzyczy moje imię, które brzmi jak błogosławieństwo w jego ustach. Rozlewa się we mnie, a ja uchylam wargi, czując pot na swojej skórze.
Leżymy tak kilka sekund, aż w końcu Justin się wysuwa. To nieprzyjemne uczucie, ale szybko o nim zapominam, gdy przekręca mnie na plecy i od razu całuje moje usta. Jezu, daj mi odpocząć.
Odsuwa się i opada na plecy obok mnie. Mam wszystko jak z waty. Przekręcam głowę i patrzę na niego. Jest ewidentnie spokojny, jeszcze bardziej zrelaksowany i chyba szczęśliwy. Dostrzegam błysk w jego wzroku, a przez usta przechodzi szeroki uśmiech, gdy nasze spojrzenia się krzyżują.
- Jesteś niesamowita - wydusza, odnajdując moją dłoń i mocno ją ściskając.
Przełykam ślinę, kiwając głową.
- Dziękuję - szepcę. Nie chcę mu podziękować tylko za ten komplement, ale za wszystko, co mi zrobił.
Podciąga się wyżej i odgarnia mi włosy z twarzy, po czym szybko podnosi się z łóżka. Zaraz, gdzie on idzie? Patrzę na niego, gdy stoi tyłem do mnie i zasysam wargi. Ma świetny tyłek. Boże, Suzanne!
Rumienię się, a on odwraca się przodem. Ze wszelkich sił próbuję nie patrzeć na jego wciąż kątem oka widoczną erekcję. Schyla się, a ja już wiem po co. Wyciąga spod łóżka prześcieradło... Zaraz, skąd wie, że tam trzymam czyste komplety?
Rozciąga je i rozwija, po czym nakłada na mnie. Nie zostawia mnie sam. Szybko wślizguje się na miejsce obok, owijając nasze ciała w prześcieradło. Plączę sama nasze nogi i uśmiecham, patrząc na niego.
Całuje mnie w czoło i odwraca tyłem do siebie. Natychmiast przyciska mnie do swojej klatki piersiowej tak, jak zrobił to podczas stosunku. Chowa twarz w moich włosach i głaszcze je delikatnie. Splata nasze palce razem i kładzie je przy moich piersiach.
- Śpij, skarbie - chrypi przy mnie, a ja jestem tak wyczerpana, że od razu zapadam w sen, mamrocząc pod nosem, że go kocham.

No dobra, tym rozdziałem to się jaram!
Nie mam pojęcia, kiedy nowy, cierpliwości. KOCHAM!