21 mar 2016

Rozdział dziewięćdziesiąty pierwszy

PLAYLISTA!!!
W porównaniu z poprzednimi rozdział jest krótki, ale postanowiłam, że zawrę w nim tylko ten jeden fragment z życia Justina i Suzanne. Chyba zrozumiecie dlaczego, po prostu dla mnie jest ważny i myślę, że to odpowiednie oddzielenie go od reszty historii. All the love!
Mam nadzieję, że uda mi się dodać coś jeszcze przed Świętami, ale jeśli nie, to życzę Wam wszystkiego dobrego x



Unoszę się na łokciach, nie spuszczając wzroku z Suzanne, która jednym kolanem wchodzi na łóżko. Wygląda tak, jakby nad czymś się zastanawiała. Zagryza wargę i przechyla głowę w bok, po czym jednym zwinnym ruchem ściąga z siebie moją koszulkę.
Przełykam ślinę. Jest kompletnie naga. Kurwa, nie ma nawet bielizny. Zasysam usta i wciągam do środka policzki, podnosząc się i wyciągając dłoń w stronę jej piersi, ale wtedy chwyta mnie za nadgarstki i szybko popycha z powrotem na materac.
- Nie ruszaj się - mówi, starając się brzmieć ostro, jednak ciągle słyszę w jej głosie nutę zwątpienia. - Muszę cię unieruchomić.
Co?
- Nie wiem, czy to j...
- Tak, to koniecznie - przerywa mi surowo, ale nie podnosi na mnie głosu. Kocham ją. Nie dlatego, że na mnie nie krzyczy, ale dlatego, że jej zależy.
Suzanne łapie moje dłonie i podnosi je do góry, po czym owija wokół nich koszulkę i przyciska ją do ramy łóżka tuż nad moją głową. Obserwuję jej zwinne palce, gdy zawiązuje supeł. Kiedy się odsuwa, podnoszę nieco swoją szyję, przyglądając się jej. Widać, że ciągle zastanawia się nad tym, co zrobić. Patrzy na mnie niepewnie, więc wzdycham cicho.
- Nic na siłę - mówię, by czuła się bezpiecznie, ale ona kręci głową.
- Wszystko w porządku, dam radę.
Uśmiecham się lekko na jej zaangażowanie i determinację. Nic już nie mówię, a ona wchodzi całkowicie na łóżko, po czym pochyla się nade mną i zaczyna całować moją szyję. Mruczę z przyjemności, przechylając głowę w bok.
- Byłeś ostatnio bardzo niemiły, wiesz o tym?
- Wiem - chrypię, gdy przygryza fragment mojej skóry i natychmiast go ssie. Cholera. Nigdy wcześniej nie robiła mi malinki i to bardziej podniecające, niż przypuszczałem.
- Kocham cię, ale nie mogę akceptować takiego zachowania, wiesz o tym?
- Wiem - powtarzam, oblizując wargi i lekko się uśmiechając. - Zamierzasz mnie ukarać?
Suzanne podnosi się i patrzy na mnie swoimi ciemniejącymi tęczówkami. Nie mam pojęcia, co dzieje się w jej głowie, ale taka jej wersja - napalona, podniecona, spragniona i niegrzeczna - zdecydowanie mnie kręci.
- Zamierzam trochę się z tobą podroczyć - przesyła mi lekki uśmiech zadziornej uczennicy, a ja czuję, jak mój przyjaciel podnosi się w zaskakująco szybkim tempie.
Suzanne siada okrakiem na moim brzuchu i odchyla się w tył, dotykając mojego penisa przez szare dresy i bokserki, które mam na sobie. Automatycznie wypycham biodra do przodu, gdy go uciska.
- Nie drocz się ze mną - wypuszczam powietrze z ust, lekko szarpiąc za koszulkę, która trzyma mnie przy łóżku.
- Nie mów mi co mam dzisiaj robić, skarbie - uśmiecha się i wsuwa dłoń w moje bokserki, po czym zaczyna masować mnie po całej długości.
Odchylam głowę do tyłu i zaciskam powieki, gdy tymczasem ona schodzi z mojego brzucha i umiejscawia się między moimi nogami. Powolnym, drażniącym ruchem ściąga moje dresy, a potem bieliznę. Nie jestem gotowy, gdy przesuwa językiem po moim członku, a on pręży się jak pojebany. Cały się trzęsę, gdy wkłada go sobie do ust, jednak nie dopycha do gardła. Ssie go namiętnie, a ja biorę się na odwagę i patrzę na nią. Jej oczy są szeroko otwarte i całkowicie skupione na mnie. Nie mogę tego znieść.
Zaciskam zęby, starając się nie odzywać i nie mówić jej, żeby kurwa, pozwoliła mi dojść. Kiedy o tym myślę, wysuwa z siebie mojego członka i składa na czubku słodki pocałunek.
- Bardzo, bardzo niemiły - mówi pod nosem, zaczynając obcałowywać moje podbrzusze. Zaraz oszaleję. Nogi mi się trzęsą, a penis drga nieprzyjemnie, gdy Suzanne gwałtownie podnosi się i staje na proste nogi. Rusza do przodu, a materac ugina się pod jej ciężarem. W końcu kuca i patrzy na mnie z uśmiechem. Nie mogę tego odwzajemnić, nie, kiedy jestem w takim stanie.
- Co ty na to, byśmy wykorzystali twoje usta, kochanie? - chichocze, a ja automatycznie przełykam ślinę, kiwając powoli głową.
Chryste, nie pamiętam, bym kiedykolwiek był równie napalony. Co ona ze mną robi?
Suzanne usadawia się, trzymając kolana po obu stronach mojej głowy i powoli, bardzo powoli i bardzo ostrożnie osuwa się w dół. Jeszcze zanim sama dotyka łechtaczką moich ust, pierwszy wypycham głowę w górę i zaczynam ją namiętnie ssać.
Dziewczyna jęczy cicho i dotyka dłońmi moich własnych zaciśniętych palców, po czym ściska je przez przyjemność, jaką jej daję. Zaczyna poruszać się w rytm moich ruchów języka, a ja kręcę głową, chcąc dać jej jak największą satysfakcję. Zasługuje na to.
Warczę, czując w gardle smak jej podniecenia. Działam na nią w ten sam sposób, w jaki ona działa na mnie i cieszy mnie fakt, że tak doskonale się dopełniamy.
Jest mi gorąco, gdy Suzanne spuszcza wzrok i spotykamy się spojrzeniami. Mrugam do niej i uśmiecham się, a ona zagryza wargę i przymyka oczy, odrzucając głowę w tył. Och, tak, skarbie...
Suz podnosi się w górę, jednak nie daję za wygraną, napinając łokcie, przez co zatrzymuję ją przy sobie. Dźwigam się w górę i kąsam jej łechtaczkę, a ona wydaje z siebie zduszony okrzyk i mamrocze coś pod nosem, dochodząc w moich ustach. Szeroko rozchylam wargi i jęczę, wszystko przełykając. Liżę ją delikatnie, po czym patrzę, jak ze mnie schodzi.
- D... dobrze - mówi. Jest cała zarumieniona, na co chichoczę pod nosem.
- Jesteś dominantem, nie możesz pokazać, że cię zadowalam - unoszę brew, przechylając głowę w bok. Czuję ciągle jej smak i jestem pewien, że usta błyszczą mi przez jej podniecenie.
Otrząsa się i zgarnia włosy z twarzy, biorąc głęboki wdech.
Szybkim ruchem nachyla się nad łóżkiem i nade mną, całując mnie. Marszczę czoło ze zdziwienia, że to robi, ale nie mogę ukryć zadowolenia, że się na to zdobyła.
Znowu siada na mnie okrakiem i zniża się w dół, nakierowując na mojego penisa.
Tylko na to czekałem. Natychmiast wypycham biodra do przodu, a ona jęczy gardłowo. Zamieram, czekając na jakikolwiek znak z jej strony. Ma przymknięte powieki. Opiera się o moją klatkę piersiową i swobodnie zaczyna poruszać się w swoim własnym tempie. Nakręca się, przyspiesza, po czym znowu zwalnia.
Wykończy mnie, ale to najbardziej błogie uczucie, jakiego doznałem.
Zaczyna kręcić biodrami, a ja warczę, zagryzając wargę. Jest taka gorąca. Widok jej na swoim kutasie, skaczącej i ocierającej się o niego... Nie mogę prosić o nic więcej.
Orgazm jest przejmujący i dociera do nas zupełnie niespodziewanie - mam wrażenie, że stanowczo za wcześnie, ponieważ, gdybym mógł, trzymałbym tę chwilę całą wieczność.
Suzanne nachyla się i znowu mnie całuje. Jest zarumieniona i chyba jeszcze nie do końca dotarło do niej, że może wykorzystać mnie na wszelakie sposoby.
Odrywa się ode mnie po chwili i dyszy, kręcąc głową. Ja również oddycham głęboko, nie mogąc się opanować po przeżytej dopiero co ekscytacji.
- Chyba wystarczy - szepce na jednym wdechu.
Rozszerzam powieki.
- Co? Nie, dopiero zaczęliśmy - prycham. - Przyznaję, kurewsko lubisz się droczyć, ale jeszcze nie przejęłaś nade mną całkowitej kontroli.
- Więc jak mam to zrobić? - wywraca oczami i zbliża się do mnie.
Wzdycham, przełykając ślinę. Po tym, co powiem, albo się przerazi i ucieknie, albo spełni moje błaganie. Wolę, by wybrała drugie. Przyznaję, że dopiero przed chwilą przyszło mi to do głowy.
- Musisz mnie uderzyć.
Chwilę zajmuje jej skojarzenie faktów. Patrzy na mnie, a jej źrenice stopniowo się rozszerzają. Mruga kilkakrotnie powiekami i trzepocze rzęsami, rozchylając wargi.
- Chyba oszalałeś - odpowiada w końcu.
- Tylko w ten sposób będę wiedział, że jestem twój.
Musi to zrobić. Inaczej ciągle będę miał w głowie obraz tego, jak Rebecca się nade mną znęca. Teraz muszę wiedzieć, że Suzanne również jest w stanie to zrobić, jest w stanie przejąć nade mną kontrolę.
- Nie ma mowy, Justin - kręci głową. Jest przerażona. - Nie uderzę cię.
- Proszę - jęczę w jej stronę, patrząc na nią błagalnie.
Podchodzi do mnie i siada na łóżku. Stało się: skończyła z dominacją. Moje słowa wprowadziły ją w zupełnie inny świat, w trans, w zagubienie. Jezu, nie chciałem.
- Nie zrobię tego, nie rozumiesz? - unosi na mnie spojrzenie. - Jak w ogóle... Jak w ogóle mogłeś pomyśleć, że jestem do tego zdolna? - udaje jej się wydusić.
- Rozwiąż mnie - mówię ostrzej, zerkając na moje ręce.
Suzanne przełyka ślinę i wstaje z łóżka, po czym niepewnie mnie uwalnia. Stoi nade mną, a ja unoszę się do pozycji siedzącej.
Chyba pierwszy raz jesteśmy nadzy i będziemy rozmawiać o tak poważnych rzeczach.
Dziewczyna siada i splata dłonie na swoich kolanach, lecz przysuwam się do niej i mocno ją obejmuję.
- Rebecca mnie biła - zaczynam, a ona przymyka powieki.
- Wiem.
Unoszę jej podbródek w górę i składam na jej wargach pojedynczy pocałunek, po czym pocieram kciukiem jej policzek.
- Ufam ci. Tylko w ten sposób mogę ci się oddać.
- Nie - kręci natychmiast głową. - Nie uderzę cię.
- Suzanne, nie prosiłbym cię o coś, gdybym wiedział, że nie sprawi mi to ulgi.
- Ulgi? W jaki sposób to może sprawić ci ulgę? Justin - zagryza wargę, przeczesując energicznie swoje włosy. - Nie będę cię biła. Nie jestem sadystką.
- To nie sadyzm - wzdycham, przykładając policzek do jej ramienia. Spuszczam wzrok na jej nogi i zaczynam głaskać jej uda wierzchem swojej dłoni. - Proszę.
- Nie. Nie rozmawiajmy o tym.
- To mnie uwolni.
- To jest chore, Justin - prycha.
Wciągam głęboko powietrze.
- Nie wtedy, kiedy tego chcę.
Suzanne marszczy brwi.
- Właśnie chore jest wtedy, kiedy tego chcesz. Co ci to da, Justin? Według mnie to psychiczne, kiedy ludzie biją się dla przyjemności.
- Ja chcę, byś uderzyła mnie dlatego, że... - napinam czoło, próbując odnaleźć odpowiednie słowa. - Chcę czuć się przy tobie bezpiecznie.
Suzanne zachłystuje się śliną.
- Bezpiecznie? Więc dlatego mam cię sprać?
- Chcę ci zaufać. Mieć pewność, że nie posuniesz się za daleko. Chcę wyzbyć się z umysłu tego poczucia, że tylko Rebecca była do tego zdolna.
- Nie chcę być jak Rebecca - odpowiada szybko na jednym wdechu i przełyka ślinę.
Cmokam jej szyję i odsuwam się, ujmując jej twarz w dłonie.
- Skarbie, nie jesteś jak Rebecca.
- Więc nie każ mi cię bić - szepce. Oczy zachodzą jej łzami. Nie, nie, nie.
- Kochanie...
- Justin, nie chcę tego robić.
Jest taka nieugięta. Ja naprawdę tego potrzebuję.
- Błagam - zniżam głos, obserwując jej cudowne oczy i głaszcząc delikatnie jej policzek. - Tylko w ten sposób mogę zaufać nie tylko tobie, ale samemu sobie. Byłabyś pierwszą kobietą po niej, która zrobiłaby coś takiego. Pozbądź się tej myśli w moim umyśle, że tylko ona jest w stanie to zrobić.
- Justin, ona cię zraniła. Gdybym ci powiedziała, że ktoś mnie dusił, to potem chciałbyś zrobić mi to samo? - kaszle, kręcąc głową. - Nie chcę ci tego robić. Nie chcę, byś znowu przez to przechodził.
- Tylko raz.
Unosi brew.
- Mam cię uderzyć raz? To i tak za dużo.
- A gdybyś dała mi klapsa w pośladek? - chichoczę cicho. - To też pewien rodzaj uderzenia.
- Dobrze wiemy, że nie tego chcesz. Ona biła cię po plecach, Justin, zostawiła tam rany, których nawet moje maści nie są w stanie wyleczyć.
Składam pocałunek na jej ustach i zostaję przy nich, przymykając powieki. Suzanne nawet nie drga.
- Proszę. Napraw mnie. Potrzebuję cię.
- Nie chcę cię naprawiać, uprzednio rozbijając poskładaną część. Chcę ci pomóc z Rebeccą.
- Więc mnie uderz.
- Nie, to chore...
- Uderz. Mnie. - Błagam ją cicho, po czym gryzę jej dolną wargę. Wydaje z siebie pojedynczy, zduszony jęk i odsuwa się.
Patrzy w moje oczy i przełyka ślinę. Jest taka wystraszona. By dodać jej otuchy i przekonać ją bardziej, zaczynam obcałowywać delikatnie jej twarz. Czuję, jak pod wpływem moich ust jej szczęka nieco się rozluźnia.
- Nie - wzdycha i czuję na wargach słony smak jej łez.
Natychmiast się odsuwam i czuję gulę w gardle.
- Skarbie, nie płacz - szepcę, ścierając ślady jej wewnętrznych rozterek.
Wciąga głęboko powietrze i przymyka powieki.
Nie mam pojęcia, ile tak trwamy. Wpatruję się w nią jak zahipnotyzowany, gdy tymczasem ona oddycha ciężko. Czuję jej mocno bijące serce, którego dźwięk stopniowo ustaje, łącznie z oddechem, który się wyrównuje. Nagle Suzanne zaczyna się trząść, a ja przełykam ślinę i wsuwam dłonie pod jej kolana, wciągając ją na łóżko. Opieram się o poduszki i sadzam ją na swoich udach, otulając kołdrą i swoim ciałem. Natychmiast się do mnie przyciska, wypuszczając powietrze z ust. Mój kutas ponownie jest twardy i spragniony, ale staram się ze wszelkich sił nie myśleć o tym bólu, jaki mi sprawia.
- Przepraszam, ta noc nie miała tak wyglądać - Suz szepce przy mojej skórze, a ja szybko pocieram jej nagie ramię.
- To nie jest twoja wina, to ja cię przepraszam. Chciałem po prostu dać ci we władanie moją duszę, ciało i serce. Tylko w ten sposób, powierzając ci najstraszliwszy zakątek mojej przeszłości jestem w stanie to zrobić - mówię spokojnie przy jej uchu i przyciskam jej głowę do siebie, całując ją w jej czubek.
Przytulam ją mocniej i po kilku minutach mam wrażenie, że usnęła. Chcę zsunąć ją z siebie i położyć się obok, ale wtedy podnosi głowę i patrzy na mnie zabłąkanym spojrzeniem. Nic nie mówię, czując, że to ona chce przemówić.
- Dobrze - kiwa głową, wzdychając.
Zamieram.
- Dobrze?
- Ja... u... uderzę cię - mamrocze, a głos całkowicie jej się załamuje. Odwraca ode mnie spojrzenie, lecz ja natychmiast unoszę jej podbródek w górę.
- Kocham cię, pamiętaj.
Kiwa głową i zsuwa się ze mnie, a ja patrzę, jak kołdra opada z jej pleców. Suzanne staje przy łóżku i odwraca się w moją stronę, przełykając ślinę.
- Mam cię... uderzyć ręką? - pyta.
Chyba szybko chce mieć to już za sobą. 
- Nie. Przynieś jakiś pasek, który mam w garderobie - oznajmiam jej i uśmiecham się pogodnie. Nie chcę, by to, co zamierzamy zrobić, kojarzyło jej się z jakąś ucieczką. Nie odejdę od niej, nigdy.
Znika na moment, a ja w tym czasie podciągam kolana i ukrywam twarz w dłoniach, licząc powoli do dziesięciu. Jeśli się nie złamię, może nam się udać. Muszę tylko uwolnić umysł, wyzwolić z siebie wszystkie złe wspomnienia i oddać je Suzanne. Z nią będą bezpieczne. Ja z nią będę bezpieczny.
Nagle słyszę jej kroki. Zostawia otwarte drzwi i pokazuje mi pasek. Wybrała ten najbardziej wąski, mały, którego używam rzadko, bo pasuje tylko do jednych spodni.
Wzdycham, kręcąc głową i wstaję z łóżka, zabierając za sobą kołdrę.
- Nie, ten jest nieodpowiedni - szepcę, gdy podchodzę do Suzanne i otulam ją materiałem. Cała drży przez swoją nagość i zdenerwowanie.
- Bo jest najmniejszy?
- Tak - kiwam głową. - Chodź - oblizuję usta i chwytam jej dłoń, ciągnąc ją do garderoby.
Idziemy tam na palcach, a z każdym naszym krokiem w głąb pomieszczenia, dookoła zapalają się światła. Modlę się w duchu, byśmy nikogo nie obudzili.
Zostawiam Suzanne przy drzwiach, a sam zbliżam się do szuflady i uchylam ją nieco, mrużąc powieki. Po chwili wyciągam z wewnątrz czarny, skórzany pas. Napinam go do momentu, aż wyda znajomy dźwięk, po czym wracam do Suz. Gdy widzi, co trzymam, jej oczy się rozszerzają i zaczyna natychmiast kręcić głową, ale wtedy zniżam się i ją całuję.
Oplatam dłonie wokół jej bioder i przyciągam ją do siebie, wsuwając język między jej wargi. Mruczę cicho i zaciskam mocno powieki, starając się wlać w ten pocałunek wszystkie swoje uczucia. Suzanne mięknie pod moim naciskiem i ujmuje moją twarz w dłonie. Podtrzymuję kołdrę, by nie spadła z jej pleców, a gdy odrywam się od dziewczyny, opieram swoje czoło o jej.
- Wszystko będzie dobrze - wypuszczam powietrze z ust. - Gdy tam wejdziemy, musisz zachowywać się jak prawdziwy dominant. Jak ja, kiedy cię zgwałciłem. Jak ja, kiedy przypierałem cię do ściany, jak...
- Nie musisz tego mówić - przerywa mi.
- ...wtedy, gdy podniosłem na ciebie rękę, jak wtedy, gdy cię oszukałem z tym, co do ciebie czuję, jak wtedy, gdy dwukrotnie uderzyłem twoją głową o próg - przełykam ślinę. - Muszę ci to powiedzieć, bo musisz wiedzieć, że masz być bezwzględna. Masz mnie wykończyć. Mam ci się oddać i w ten sposób ci zaufać, rozumiesz?
Wykonuje krótkie, powolne kiwnięcie, tak, że ledwo je widzę.
- Traktowałem cię źle.
- Ciebie też traktowano źle, Justin.
- Dlatego muszę ci to oddać. Muszę ci powierzyć swoje uczucia, siebie samego, zgoda?
Wzdycha głęboko, a ja widzę, jak jej piersi się unoszą i napierają na mój tors. Oblizuję usta, a ona przygryza wargę.
- Zgoda - mówi w końcu.
Chwytam ją za dłoń i ciągnę w stronę sypialni.
- Gdy tam wejdziemy, będę cały twój.
- Cały czas jesteś mój, Justin.
Uśmiecham się lekko. Dobrze jest wiedzieć takie rzeczy.
- Po tej nocy będę całkowicie twój, rozumiesz?
Przymyka powieki i rozchyla je po chwili.
- Tak.
Gwałtownie otwieram drzwi i wpuszczam ją przodem, a gdy je za nami zamykam, przekręcam w nich zamek. Nie chcę, by w trakcie ktoś tu wszedł, na przykład Jaxon, który może obudzić się przez hałas.
Rzecz jasna, nie chcę robić hałasu, ale pojedynczy krzyk zawsze może wydostać się z moich ust.
Ruszam powoli w stronę łóżka, ale zatrzymuję się nagle w połowie, przypominając sobie, że komuś podlegam. W ogóle nie jestem przyzwyczajony do tego typu sytuacji. Tak dawno nie czułem się równie... poniżony. Tym razem robię to na własne życzenie. Odwracam się twarzą do Suz i obserwuję ją.
- Co mam robić? - pytam cicho, a ona marszczy czoło.
Odchrząkuje i prostuje się, a moje libido automatycznie podskakuje. Cieszę się, że przynajmniej się stara. Świadomość, że jej na mnie zależy jest lepsza niż cokolwiek innego na świecie.
- Połóż się na łóżku - chrypi i ściąga ze swoich ramion kołdrę. Rozszerzam powieki, gdy zbliża się do mnie, kręcąc przy tym biodrami. - Na co czekasz? - pyta, a ja podskakuję, rozumiejąc, że nadal stoję w miejscu.
- Przepraszam - mówię pod nosem i wchodzę na łóżko, odwracając się twarzą do niej.
- Nie patrz na mnie.
Natychmiast przenoszę spojrzenie na poduszkę. To mi się podoba bardziej, niż powinno, a przecież nie taki jest tego cel.
- Na plecy - dodaje, kiedy układam się na brzuchu. Unoszę brwi, jednak nic nie odpowiadam.
Mrugam kilkakrotnie powiekami, gdy tymczasem ona staje przy materacu, wciągając policzki do środka. Staram się ze wszystkich sił nie zwracać na nią uwagi, ale nie potrafię. Jest taka piękna, taka... wspaniała.
Walczy sama ze sobą, a ja chcę się odezwać, że da radę, lecz sądzę, że sama dobrze to wie. Podnosi pas do góry i chwilę potem opuszcza go z powrotem przy swoim ciele. Przymyka powieki, biorąc kilka pojedynczych wdechów i w momencie, kiedy wcale się tego nie spodziewam, skórzany materiał smaga moje podbrzusze.
Jęczę z bólu i zginam się, wstając do pozycji siedzącej. Kurwa! To jest to.
- Znowu muszę cię unieruchomić - karci mnie i odkłada pas na łóżko, po czym nachyla się nade mną, podciągając moje dłonie do ramy. Wykonuje to samo co wcześniej, a gdy nie mogę ruszyć nadgarstkami, odsuwa się.
Nie mogę uwierzyć w to, jak doskonale to robi. Dla mnie.
Przygryzam wargę, a gdy widzę, że znowu podnosi rękę, przymykam powieki. Nie czekam długo. Kolejne uderzenie dostaję w górną część brzucha. Zaczynam się krztusić, a gdy się uspokajam, Suzanne uderza mnie w uda. Szybko podciągam kolana w górę i przewracam się na bok, by zimne prześcieradło w jakiś sposób załagodziło pieczenie.
Dobrze, Justin, jeszcze raz.
Szybko rozchylam powieki, zdumiony faktem, że usłyszałem w głowie ten głos. Patrzę na Suzanne i nieco się rozluźniam. To ona tu stoi, nie żadna Rebecca.
- Na brzuch - mówi nade mną. Stara się brzmieć ostro, jednak ja nadal wyczuwam w jej głosie nutę strachu i miłości, jaką do mnie czuje.
Przekręcam się z trudem z uwagi na nadgarstki, które są związane do ramy. Muszę oprzeć się na łokciach i spuścić głowę między ręce, by było mi wygodnie.
I wtedy czuję, jak na moich plecach rozpala się ogień.
Ryan. Jest pierwszą osobą, którą widzę przed oczami. Ryan. Puzzle. Pani Finnigan.
Puzzle. Znowu one. Dużo puzzli. Puzzle. Puzzle. Puzzle.
Jeden element. Jedno uderzenie.
Cześć, Justin. Gotowy na kolejną sesję? Dzisiaj zostanę na dłużej.
Zaciskam powieki i gwałtownie podskakuję, gdy pas dotyka moich pośladków. Wypinam je w górę i znowu opuszczam, błagając, by ktoś przyłożył tam lód. Czuję się tak, jakby ktoś wżynał we mnie ogromne gwoździe, które naznaczały moją skórę bliznami.
Blizny? Znowu?! Nie! Co ja teraz powiem pani Finnigan?
Pamiętaj, umowa jest taka jak zawsze. Obiecaj, że nikt się nie dowie.
- Obiecuję - mówię głośno, chociaż tak piekielnie się boję i zamieram, czując ponowne uderzenie.
Mój cały kręgosłup przeszywa ogromny ból. Dyszę, nie będąc w stanie wytrzymać. Ktoś ciągnie mnie za włosy, a ja boję się, że je ze mnie zerwie. Znowu zachowuję się jak ta prężąca się do skoku pantera, odchylając głowę w tył.
Syczę głośno i wyduszam z siebie pojedynczy krzyk.
Cicho! Zaboli mocniej, jeśli będziesz krzyczał.
Nie potrafię nie krzyczeć. Mamo! Mamo... Chcę do mamy.
Czuję na swoich policzkach pojedyncze łzy, gdy mocniej zamykam oczy, by tylko nic nie widzieć. Nie chcę widzieć, nie chcę czuć, nie, nie, nie...
Justin, jesteś taki słaby. Postaraj się bardziej, kochanie.
- Justin!
Tak strasznie się boję. Boję się. Nie chcę. Nie chcę. Nie chcę. Nie chcę.
- Justin, proszę...
Nagle opadam gwałtownie na poduszkę. Ktoś rozwiązał moje nadgarstki. Chowam je przy swojej klatce piersiowej, bojąc się, że Rebecca mi je urwie. Nie chcę być bez dłoni... Czym będę wtedy układał puzzle?
Puzzle. Puzzle. Dużo puzzli. Ja. Ryan. Puzzle. Pani Finnigan.
Czuję ponowny ucisk na całym ciele i naprężam się, jakby ktoś biczował moje plecy, odrywając z nich płaty skóry. Wszystko w mojej głowie się rozpływa, widzę jedynie pojedyncze kolory wpadające w ciemność. Umysł wiruje mi na wszystkie strony, głowa pęka. Przez moje ciało przelewa się szok, gdy znowu dostaję po tyłku, a ból jest tak mocny, że czuję go na całej długości pleców, jakbym został porażony prądem.
Jęczę. Zachłystuję się powietrzem i zaczynam bać się, że zaraz umrę z wycieńczenia. Jeszcze nigdy tak nie miałem. Krzyczę wniebogłosy, nie panując nad łzami.
Zamknij się. Jeśli tego nie zrobisz, zaboli cię bardziej.
Bardziej? Nie, nie chcę bardziej! Chcę do mamy.
- Justin, wróć do mnie, proszę...
Ktoś dotyka moich pleców i podskakuję gwałtownie, ale zaraz potem zamieram. Czemu to tak piecze? Przekręcam się na plecy, modląc się, by to w pewien sposób mi ulżyło, ale jest jeszcze gorzej. Nigdy w życiu nie czułem czegoś takiego. Rebecca odzyskała swoją siłę. Wróciła, a obiecałem sobie, że już jej nie spotkam. Płaczę rzewnie. Nie pamiętam, bym kiedykolwiek był równie przybity.
- Justin, proszę... Przepraszam...
Głos w mojej głowie jest jakby wygaszony, jakby ktoś specjalnie przykręcał regulację głośności, lecz chwilę później słyszę już wszystko wyraźnie.
Trzęsę się przez kilka minut, czując pocierające mnie palce. Nie... Zostaw, zostaw! Chcę krzyknąć, lecz głos więźnie mi w gardle. Przecież nie mogę krzyczeć... Zaboli bardziej...
Nagle coś do mnie dociera: znam ten dotyk. To nie Rebecca. To nie może być Rebecca.
Suzanne.
Otwieram gwałtownie powieki i widzę ją przed sobą. Jest cała zapłakana. Wyciera swoje oczy i pociąga nosem, po czym od nowa zaczyna wylewać łzy, podnosząc dłonie do ust i zasłaniając się rozszerzonymi palcami. Patrzy na mnie wystraszona i cała się trzęsie. Podskakuję natychmiast, podciągając się, po czym oplatam ją ramionami.
- Przepraszam - szepczę, a ona zaciska palce na moich ramionach. Zamykam jej twarz w swoich dłoniach, rozchylając powieki i patrząc na nią w takim stanie. - Przepraszam, Suz, przepraszam...
- Justin, nie chciałam... Przysięgam, nie chciałam... - krztusi przez łzy i kręci głową.
Jestem przerażony drżeniem jej ramion.
- Dobrze, skarbie, już dobrze - mówię szybko, by ją uspokoić. - Już dobrze.
Boże, to ona. To ona, nikt inny. Ona, ona, ona. Nie mam się czego bać. Mocno przyciskam ją do siebie, zaczynając kołysać się z nią na boki. Czuję to... Wszystko jest takie, jak marzyłem, by było. Jestem wstrząśnięty, ale spełniony. Udało mi się. Suzanne jest tutaj.
Przeżyłem to wszystko od nowa tylko po to, by raz na zawsze się tego pozbyć. Nie miałem pojęcia, że to wszystko do mnie wróci - tym razem ze zdwojoną siłą. Nie miałem pojęcia, że mój plan zadziała. Nie miałem pojęcia, że Suzanne mi pomoże.
Nie miałem pojęcia, jak silna może być miłość.
- Justin, wybacz mi, błagam, nie chciałam, by cię bolało - Suz zachłystuje się łzami. Odsuwam się od niej i patrzę jej w oczy.
- Skarbie, kocham cię. Nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak mi pomogłaś.
- Justin, ja... - bierze głęboki wdech i wypuszcza pojedyncze odstępy powietrza, ciągle nie będąc w stanie uwolnić się z histerii. - Uderzyłam cię raz w plecy... Potem wpad-dłeś w trans, zacząłeś się r-rzucać, nie wiedziałam, co m-mam robić...
Kręcę głową, by się uspokoiła.
- Cśś - szepcę, całując jej czoło. Jest cała mokra od potu, zdenerwowana, roztrzęsiona. - Już dobrze, jestem przy tobie...
- Nie zostawiaj mnie, Justin, ja n... naprawdę nie chciałam...
Przełykam ślinę i odsuwam się od niej, by lepiej ją widzieć.
- Nie zostawię cię, Suzanne - wciągam policzki do środka i napinam szczękę. - Dlaczego w ogóle tak pomyślałaś?
- Bolało cię... Nie chciałam, ja nie chciałam...
Ścieram łzy z własnych policzków i wypuszczam powietrze z ust, po czym przyciskam się do jej skroni i mocno ją tulę. Chryste. Nie sądziłem, że kiedyś pokocham kogoś z równie wielką mocą, bym oddał mu samego siebie. Suzanne ma mnie na własność. Nigdy nikomu jej nie oddam. Nigdy nikt mi jej nie zabierze.
- Jestem cały twój - odzywam się przy jej uchu, zgarniając za niego kosmyk jej włosów. - Uspokój się, wiem, że nie chciałaś - dodaję, patrząc przy tym w jej oczy. - Wiem, już wszystko jest dobrze. Dziękuję ci.
- Tak strasznie się bałam... Kocham cię... - dyszy, chowając głowę przy mojej szyi, a ja głaszczę jej plecy. Nie chcę, by się nade mną użalała, nie potrzebuję tego. Chciałem, by mi jedynie pomogła.
Zniżam się i kładę się cały na łóżku, po czym wciągam ją na siebie. Nie mogę jej wypuścić.
- Śpij, kochanie - przełykam ślinę, całując ją w skroń. - Wszystko jest dobrze, Suzanne, należę do ciebie - powtarzam, czekając całkowicie się uspokoi. - Tylko do ciebie. A teraz śpij, proszę.
Zaczynam śpiewać, nawijając sobie kosmyki jej włosów na palec wskazujący. Przymykam powieki, oddychając głęboko.

Zszedłbym ze swojej drogi
Aby żyć słowami, które mówisz.
Nie chcę być taki sam...


Zerkam na nią, kiedy czuję, jak się podnosi. Jest we mnie wpatrzona jak w obrazek. Nie płacze, na co wypuszczam powietrze z ust w geście ulgi i marszczę pytająco brwi na widok jej miny.
- Nie znam tej piosenki. Co to jest?
- Nie wiem.
- Nie wiesz?
- Wymyślam tekst - kiwam głową. Nie lubię o tym rozmawiać. - Śpij już, maleńka.
- Czemu nie mówiłeś, że jesteś tak utalentowany? - jest ewidentnie w szoku. - Mój Boże, czemu wcześniej nie wpadłam na to, byś mi coś zaśpiewał?
- Proszę, jesteś zmęczona. Śpij.
Ziewa po chwili, po czym wzdycha głęboko.
- Masz cudowny głos. - Mówi na koniec, po czym opada na mnie i wtula się, jakbym był jej jedyną istniejącą opoką.

Może mogłabyś być światłem,
Które otwiera moje oczy.
Sprawić, aby wszystkie moje błędy były poprawne
Zmień mnie, zmień mnie...


Poczuj ból, z którym mam do czynienia
Bądź spokojem
Pomóż mi usytuować moje myśli
Zaryzykuj
Zrób zmianę w moim życiu*


To takie adekwatne. Słowa same nasuwają mi się na język. Wszystko doskonale pasuje do Suzanne. Uratowała mnie dzisiaj i już zawsze będzie moim ratunkiem. Tylko ona, bo tylko jej całkowicie zaufałem.
Zatopiony w otchłani moich myśli, w końcu sprowadzam je w nicość i zasypiam, trzymając swoją kobietę przy sobie.

*Justin Bieber, Change Me (2013)